Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wreszcie jedziemy na ferie. Drogo? Najlepiej wziąć ze sobą bankomat

Grzegorz Chmielowski
Grzegorz Chmielowski - redaktor
Grzegorz Chmielowski - redaktor Paweł Relikowski
Znika w górach śnieg, a tu pora na zimowe ferie. No więc zamiast szusowania na nartach i śmigania na sankach trzeba szukać rozrywek ciut niżej - w górskich kurortach. W aquaparkach, siłowniach, solariach, gabinetach piękności, a przede wszystkim w placówkach branży gastronomicznej. A na to wszystko trzeba mieć szmalu tyle, co w deszczowy lipiec nad Bałtykiem. Albo i więcej.

Być może tego typu desperacja dopadła kogoś, kto staranował w tym tygodniu samochodem dostawczym wejście do Biedronki w Jeleniej Górze i wywiózł stamtąd cały bankomat? Godzi się nadmienić, że w tej okolicy napadów na bankomaty było sporo, ale kończyło się zwykle na hałasie. Bliżej szczęścia był kilka lat temu głogowski „gang Olsena”, czyli trzech typków, którzy wyrwali bankomat w środku nocy sprzed banku i wieźli na wózku przez centrum miasta. Oczywiście w nowiutkich kominiarkach. Ale że narobili hałasu, a na dodatek wózek się popsuł, to ich marzenia o gotówce szybko się skończyły.

Jeżeli jednak ktoś ma ciut wyobraźni, to ferie bez śniegu na Dolnym Śląsku nie muszą być wcale finansową katastrofą. Złoty pociąg, złote ciężarówki, zasypane tunele, ukryte przez nazistów sztabki i dzieła sztuki... Co wam to mówi? W ostatnich miesiącach nasz region wyrósł na krainę skarbów - potencjalną, domniemaną, wymyśloną albo bajkową. Są opowieści, brak wrocławskiego czy innego nazistowskiego złota. Ale to nie przeszkadza ludziom niemal na całym świecie interesować się spektaklem, który rozpoczyna się tak: W końcu II wojny światowej Niemcy chcieli ukryć przed nadciągającymi Sowietami złoto, obrazy i inne kosztowności. Na kryjówkę wybrali Sudety. To w tym kierunku wyjechał pociąg załadowany skarbami, to w tym kierunku wyjechały ciężarówki pełne kosztowności... Nikogo nie namawiam, by kupił łopatę i wbił ją w grunt między 61. i 65. kilometrem torów z Wrocławia do Wałbrzycha. Albo rozkopał obrzeża Kamiennej Góry. Żeby pomarzyć, posmakować legendy, wystarczy zajrzeć do zamku Książ albo do podziemi, które już dawno otwarto dla turystów. I przeżyć „krótką historię szaleństwa”, jak pisze o olbrzymim zainteresowaniu złotym pociągiem Joanna Lamparska w swojej najnowszej książce.

Ale wróćmy do rzeczywistości. Nie każdy na ferie pojedzie, bo żeby ktoś mógł pić piwo pod Śnieżką, to ktoś musi zasuwać co rano do roboty, na przykład ulicą Przemysłową w Lubinie. Miasto bogate - buduje sobie obwodnicę, ludziom funduje bezpłatne autobusy miejskie. Ale w przypadku Przemysłowej to nic z tych rzeczy. Ludzi pracuje tam sporo, ale porządnej drogi ani autobusu nie ma. Na remonty czekają też ulice starego osiedla Przylesie...

Tymczasem lubińska rada w temacie ulic wymyśliła, że powstaną dwie aleje. Ale nie takie zwykłe, asfaltowe czy wybrukowane, lecz na miarę stolicy polskiej miedzi. Czyli aleja gwiazd sportu i aleja gwiazd sztuki. Będą na nich odciski dłoni, stóp albo podpisy znanych lubinian. O ile o sportowców nie trzeba się martwić, to już z artystami w mieście kłopot. Bo Renata Dancewicz wyjechała dawno, a Andrzej Chyra tylko tu się uczył. Ale jak pokazuje historia złotego pociągu, najważniejsze są marzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska