Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adwokat, którego nie było i fałszywe dokumenty wojskowego kontrwywiadu

Marcin Rybak
fot. Dariusz Gdesz
Fałszywy adwokat bronił przed wrocławskim Sądem Okręgowym osobę oskarżoną o oszustwo. Teraz – mimo prawomocnego wyroku skazującego niejaką Agnieszkę P. na karę więzienia i obowiązek zwrócenia pokrzywdzonym prawie pół miliona złotych – proces trzeba będzie powtórzyć. Bo sąd się nie zorientował, że adwokat jest fałszywy.

Agnieszka P. już zapowiada wniosek o kasację do Sądu Najwyższego. A fakt, że nie miała prawidłowej obrony to bardzo poważny argument za uchyleniem wyroku i nakazaniem powtórzenia sprawy. Potwierdza to, w rozmowie z portalem GazetaWroclawska.pl, rzecznik Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu sędzia Witold Franckiewicz.

Na miniony poniedziałek kobieta miała stawić się do więzienia, by zacząć odsiadywać półtoraroczny wyrok. Ale sąd – na wieść o tym, że w procesie bronił fikcyjny adwokat – wstrzymał wykonanie tej kary.

Piotr J., choć nie może być obrońcą, przychodził do sądu, zakładał togę, wygłosił mowę końcową. Wreszcie napisał apelację od wyroku. A wrocławski Sąd Apelacyjny zajmował się tą apelacją.

Wszystko zaczęło się wiosną ubiegłego roku a skończyło w marcu, kiedy w Sądzie Apelacyjnym zapadł prawomocny wyrok. Nikt nie zorientował się, że to fikcja. Pewnie dlatego, że pan J. kiedyś naprawdę adwokatem był. Do listopada 2010 roku. Wtedy to Okręgowa Rada Adwokacka we Wrocławiu skreśliła go z listy – na jego własną prośbę. Od tego momentu nie jest już mecenasem i nie może występować jako obrońca. W styczniu 2011 Sąd Okręgowy i Sąd Apelacyjny we Wrocławiu zostały przez Radę Adwokacką zawiadomione o skreśleniu pana J.

Efekt? Choć – jako obrońca – proces przegrał bo jego klientka została skazana, to – jako fikcyjny obrońca – wygrał go. Bo póki co, kobieta nie pójdzie za kratki i nie będzie musiała oddawać wielkich pieniędzy osobom pokrzywdzonym. – Zrobiłem to na prośbę przyjaciela. Miał do mnie zaufanie jako do prawnika. Prosił żebym pomógł jego znajomej. Przekonywał, że nikt się nie dowie – mówi Piotr J., uśmiechając się smutno. – Tak bardzo prosił, że uległem. Dałem się namówić. Ale nie wiem czy on teraz to potwierdzi. Zdaję sobie sprawę z konsekwencji, jakie mnie czekają.

– Wiedziała, że nie jest pan adwokatem?
– Tak.
– Kłamstwo – oburza się Agnieszka P. – Nie miałam o tym pojęcia.

Historię pani P. i jej procesu opisaliśmy w marcu ubiegłego roku. Powołując się na znajomość z prezydentem Rafałem Dutkiewiczem i ważnymi urzędnikami przekonywała dwójkę wrocławian, że załatwi im kupno Piwnicy Świdnickiej. Wyciągnęła od niedoszłych restauratorów ponad 400 tysięcy złotych. Część na zakup "większościowych udziałów" w eleganckiej, zabytkowej restauracji na wrocławskim Rynku. Część - jako pożyczki. Na konto niedoszłego spadku - 16 milionów złotych - który lada chwila miała dostać.

Pani Agnieszka przekonuje, że to kłamstwa, że nigdy żadnych pieniędzy od zainteresowanych Piwnicą nie dostała. Czuje się oszukana przez Piotra J. Nie dość, że podawał się za adwokata, którym nie jest, to jeszcze nie przedstawił w sądzie dowodów, które mogłyby świadczyć na jej korzyść. Jeśli dojdzie do powtórzenia procesu, pani Agnieszka będzie chciała by sąd z tymi dowodami się zapoznał.

Ale sprawa Piwnicy Świdnickiej to nie jedyne problemy Agnieszki P. . Prokuratura Rejonowa Wrocław Fabryczna prowadzi śledztwo dotyczące oszustwa na kwotę 130 tysięcy złotych. Na poczet potężnego spadku, który Agnieszka P. miała jakoby dostać, pożyczyła pieniądze od mieszkanki Wrocławia. Pani Agnieszka przekonuje, że kłopoty w tej sprawie to też efekt działalności Piotra J. Bo musiała pożyczyć pieniądze na honorarium dla niego.
– Powoływała się pani na spadek?
– Osoba, od której pożyczałam pieniądze wiedziała, że jestem w stanie je oddać – odpowiada pani Agnieszka.

Czytaj na drugiej stronie

I kolejna historia. Najdziwniejsza. Bo pojawiają się w niej podrobione dokumenty wojskowego kontrwywiadu. Z podrobioną pieczątką szefa tej instytucji, generała Janusza Noska. Kto je podrobił? Po co? To niejasne. Powinno to wyjaśnić prokuratorskie śledztwo.

My wiemy, że pod koniec 2011 roku Agnieszka P. zatrudniła – jako swojego kierowcę – pana Tomka. Emerytowanego policjanta. – Płaciła mi przez pierwsze kilka miesięcy – opowiada pan Tomek. Potem zaczęło się zwodzenie. Jesienią ubiegłego roku po raz pierwszy – zamiast pensji – pojawiły się dziwne obietnice współpracy z kontrwywiadem. Według pana Tomka, składać je miał „mecenas Piotr J” i pani Agnieszka. Mecenas dał do podpisu jakąś umowę o pracy na rzecz kontrwywiadu. A w marcu 2013 pan Tomek dostał dwa pisma, „podpisane” przez generała Noska. Wynika że nich, że panu Tomkowi należy się od Służby łącznie 315 tysięcy złotych.

Wysłaliśmy kopie dokumentów do SKW. Potwierdzili, że są fałszywe. Zapowiedziano postępowanie wyjaśniające.

Pan Tomek czuje się oszukany do spółki przez Piotra J. i panią Agnieszkę. Trochę mu głupio, że dał się omamić.
– Ma powody by czuć się oszukanym przez panią?
– Nie – zapewnia Agnieszka P.
– Zalegała pani z wypłatami dla niego?
– Nie zalegałam.
– A dokumenty kontrwywiadu?
– Nie mogę o wszystkim mówić, zamierzam zawiadomić prokuraturę i tam wszystko ujawnię – odpowiada. Dodając, że cała historia z zatrudnianiem pana Tomka w SKW to wynik jej umowy z „mecenasem” Piotrem J. Ona sama – zapewnia – nie posługiwała się fałszywkami kontrwywiadu wiedząc, że to nieautentyczne dokumenty.

Piotr J.: – Ona prowadziła jakąś grę z panem Tomkiem. Nie posługiwałem się tymi dokumentami, nie widziałem ich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska