Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławianka chciała pomóc w złapaniu pijanego kierowcy. Policjanci nie dali rady

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Drogówka we Wrocławiu, zdjęcie ilustracyjne
Drogówka we Wrocławiu, zdjęcie ilustracyjne fot. Janusz Wójtowicz
Pani Monika z Wrocławia próbowała pomóc policji w złapaniu pijanego kierowcy. Widziała jak jej kolega pije w pracy. Wiedziała, że wcześniej już nie raz siadał w takim stanie za kółko. Zadzwoniła więc na policję i powiedziała o której godzinie, z jakiej ulicy i jakim samochodem poruszał się będzie mężczyzna. I co? I nic. No... prawie nic. Bo policja sprawą się zainteresowała, ale pijak wsiadł do auta i pojechał. Nikt go nie złapał. Choć - jak nas zapewnia policja - trwają czynności by sprawę nietrzeźwego za kółkiem wyjaśnić.

Pani Monika jest przekonana, że policjanci mogli podejść do jej informacji bardziej profesjonalnie. Ona zrobiła bardzo dużo żeby pijany autem nigdzie nie pojechał. Sporo też ryzykowała, bo nie chce by ktoś się dowiedział o jej zaangażowaniu w tej sprawie.

Było to na początku grudnia. Niewielka firma w centrum Wrocławia. - Była godzina 18.00. Widziałam, że pije i widziałam, że w takim stanie nie raz wsiadał do samochodu - opowiada kobieta. Zadzwoniła więc na numer alarmowy wrocławskiej policji. - Powiedziałam, że o 21.00 pijany mężczyzna wsiądzie do samochodu. Podałam markę, kolor i miejsce gdzie jest zaparkowany. Była to niewielka uliczka w centrum Wrocławia.

Od dyżurującego policjanta usłyszała, żeby zadzwoniła o 21.00 jak ów kolega z pracy - rzekomo nietrzeźwy - już do auta wsiądzie. Tak też zrobiła. - Po ponownym zgłoszeniu, które miało miejsce po godzinie 21.00 na numer 112, we wskazany rejon skierowano policyjny patrol - potwierdza Paweł Petrykowski z biura prasowego dolnośląskiej Komendy Wojewódzkiej.

Ale kierowcy nie złapano. Po kilkunastu minutach do pani Moniki odezwał się dyżurny policjant. Zadzwonił i zaczął dopytywać o samochód, o numer rejestracyjny. Ale pani Monika nie znała takich szczegółów. Wszystkie radiowozy w mieście otrzymały komunikat o samochodzie, w którym mógł być pijany kierowca. Niestety bez rezultatu.

Pytaliśmy policję dlaczego o 21.00 albo i tuż przed w okolice miejsca gdzie stało zaparkowane auto, nie podesłano radiowozu albo jakiegokolwiek patrolu. Przecież informacja i pijanym rzekomo mężczyźnie była podana z kilkugodzinnym wyprzedzeniem. Oto odpowiedź policji: "po godzinie 18.00 kobieta przekazała anonimowo na numer alarmowy 997 informację o nietrzeźwym mężczyźnie, który około godziny 21.00 może jechać samochodem. Biorąc pod uwagę inne bieżące zadania, realizowane w tym czasie przez policyjne patrole, operator poprosił o ponowny kontakt w sytuacji, gdy wskazana osoba faktycznie będzie swoim działaniem zmierzać w kierunku popełnienia czynu zabronionego."

Policjanci poprosili panią Monikę by następnego dnia spisała numer rejestracyjny feralnego samochodu, raz jeszcze zadzwoniła na numer alarmowy i podyktowała go funkcjonariuszowi. Tak też zrobiła. Ale ... na stanowisku oficera dyżurnego nikt już o sprawie niczego nie wiedział.

Paweł Petrykowski zapewnia, że policja o sprawie nie zapomniała. - Okoliczności tej sprawy są w dalszym ciągu wyjaśniane - mówi. Policja wyjaśnia m.in. kwestię rzekomych częstych powrotów z pracy pijanego kierowcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska