W Zgorzelcu nie było żadnych niespodzianek. Zgodnie z przewidywaniami gospodarze zdeklasowali lokalnego rywala, wbijając przysłowiowy gwóźdź do wałbrzyskiej trumny - po tej porażce ekipa Victorii Górnika straciła już jakiekolwiek szanse na pozostanie w ekstralidze.
W Zgorzelcu w drużynie gości brakowało dwóch obcokrajowców - Daryla Greene'a oraz Damiena Argetta.
- Rozchorowali się i dlatego stawiliśmy się na ten mecz w okrojonym składzie, a jedynym zagranicznym graczem był Krystian Erccegović - tłumaczył nieobecność Amerykanów trener Victorii Górnika Mieczysław Młynarski.
Nieoficjalnie mówiło się jednak, że tajemnicza choroba Amerykanów to nic innego jak... brak wypłaty na koncie. Nikt w klubie z Wałbrzycha nie chciał tego jednak potwierdzić.
Sam mecz nie dostarczył wielkich emocji sportowych, ale był dość efektowny. Zwłaszcza w wykonaniu gospodarzy, którzy prześcigali się w prezentowaniu wsadów i skutecznych rzutach z dystansu.
Początek spotkania był dość zacięty i długo wicemistrzowie Polski nie potrafili udowodnić swojej wyższości. Górnik tak długo dotrzymywał kroku rywalowi, jak długo podstawowa szóstka graczy miała siły.
Dotyczyło to przede wszystkim Kamila Chanasa, który w pierwszej połowie zdobył ponad połowę punktów dla ekipy z Wałbrzycha. Chanas trafiał rzut za rzutem, momentami ośmieszając defensywę PGE Turowa. Po 20 minutach gry miał na koncie 23 punkty i wydawało się, że z łatwością poprawi swój indywidualny rekord (28 pkt w meczu).
W szatni trener Paweł Turkiewicz musiał udzielić swoim podopiecznym ostrej reprymendy, a do pilnowania Chanasa oddelegowany został najlepszy obrońca - Krzysztof Roszyk. Szybko odbiło się to na postawie wychowanka Śląska. Chanas do końca meczu dorzucił zaledwie 4 punkty i ostatecznie był o krok (czyli punkt) od rekordowego osiągnięcia.
- W drugiej połowie brakowało nam sił - krótka ławka dała o sobie znać i trudno było nam rywalizować z tak silnym rywalem. A co do rekordu, to specjalnie nie zwracałem na to uwagi. Pewnie, że trochę go szkoda, bo nie zawsze oddaję tak wiele rzutów (w sumie 23 rzuty z gry!). Myślałem, że może to robić tylko Kobe Bryant - żartował po spotkaniu Kamil Chanas.
Druga połowa to prawdziwa egzekucja gości, którzy zostali wręcz zmiażdżeni. Turów był bliski ustanowienia zespołowego rekordu punktowego, ale ostatecznie jedynie go wyrównał. Świetną okazję miał Alex Harris, ale spudłował przy próbie... wsadu!
Ekipa Victorii Górnika jest już w I lidze, a PGE Turów zaledwie o krok od drugiej lokaty w tabeli. Jeśli za tydzień wicemistrzowie Polski wygrają pojedynek w Warszawie, to nikt nie odbierze im miejsca tuż za plecami Asseco Prokomu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?