Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kultura. Lora Szafran wydała świetną płytę "Sekrety życia według Leonarda Cohena" (ROZMOWA)

Małgorzata Matuszewska
Lora Szafran podczas występu we Wrocławiu
Lora Szafran podczas występu we Wrocławiu Paweł Relikowski
Z Lorą Szafran, wokalistką jazzową,rozmawia Małgorzata Matuszewska

Pani płyta "Sekrety życia według Leonarda Cohena" zyskała status złotej. Dlaczego śpiewa Pani Cohena?
Świat jest uniwersalny, poezja była zawsze, a jego poezja jest znana na całym świecie. Od dawna śpiewam evergreeny kojarzone z muzyką jazzową. Śpiewałam już np. piosenki Wasowskiego i Przybory w jazzujących aranżacjach. Nie piszę tekstów, ani muzyki, a o dobre muzyczne tworzywo nie jest łatwo. Do piosenek Cohena namówił mnie mój menedżer Tomasz Koperwas. Kiedy w latach 70. byłam licealistką, słuchało się Cohena, Dylana, Grechutę. Miałam chyba 14 lat, kiedy zaczęłam słuchać Elli Fitzgerald. W tamtych czasach Cohen ujął mnie nastrojem, muzycznie fascynował głosem: niesamowitym, barytonowym, męskim, pięknym i mrocznym.

A teksty?
Jest coś magicznego w tych jego melodiach, jeśli się nawet nie wsłuchuje w tekst. Kiedy Tomasz zaproponował te piosenki, przypomniałam sobie Macieja Zembatego, który znał Cohena osobiście i pomyślałam: zobaczę, czy jestem w stanie coś dla siebie znaleźć. Staram się być wiarygodna w tym, co robię, nikogo nie udawać i zrozumieć, co śpiewam i dlaczego. Przesłuchałam mnóstwo płyt i postanowiłam, że nie będę śpiewać po angielsku, bo Cohena śpiewa mnóstwo muzyków angielskojęzycznych, choćby Peter Gabriel, Sting, Tori Amos. Uznałam, że - jeśli mam wykonywać te utwory, to nie mogą brzmieć tak, jakby śpiewał je Cohen. Trzeba było podjąć odważną decyzję.

Odważną?
Tak, bo w Polsce jest wielu zagorzałych fanów Cohena, którzy mogą powiedzieć: "tak się Cohena nie robi". Robiłam w życiu wiele dziwnych rzeczy, m.in. nagrałam utwory Chopina z polskimi tekstami i pomyślałam: jestem kobietą po pięćdziesiątce, nie mam nic do stracenia i, właściwie, dlaczego nie, spróbuję. Tak też zrobiłam.

Kobieta może zaśpiewać wszystkie piosenki Cohena?
Mój kobiecy głos inaczej brzmi, inaczej myślę, inaczej frazuję. Szukałam drogi dla siebie. "Siostry miłosierdzia", "Ptak na drucie" nie były dla mnie. Wybrałam uniwersalne teksty, szukając "wiecznie zielonych" piosenek Cohena, które mogłam "przepuścić" przez siebie. I całość nazwałam "Sekrety życia...", nawiązując do piosenki "In My Secret Life", pomyślałam, że to może być właśnie taka płyta: sekretne opowieści Leonarda Cohena.

Pamięta Pani rok 1990, kiedy zdobyła Pani w Sopocie Grand Prix i Bursztynowego Słowika?
Tak. To była moja odskocznia od jazzu.

Planując zawodowe życie, zawsze myślała Pani o jazzie?

Zwykle słabo mi wychodzi realizacja tego, co planuję. Bo ciężko jest planować własne życie, choć oczywiście zawsze coś planuję, a przynajmniej próbuję. Staram się żyć dniem dzisiejszym, być pracowitą i realizować marzenia, ale często weryfikuje je życie. Poddaję się tej weryfikacji i mówię: dobra, robimy to. Kiedyś śpiewałam piosenki w duecie z Mietkiem Szcześniakiem, byliśmy dość popularni. On rok wcześniej zdobył w Sopocie Bursztynowego Słowika. Ta sama spółka autorska: Jerzy Jarosław Dobrzyński i Justyna Holm, którzy pisali dla Andrzeja Zauchy, a potem zaproponowali płytę Mietkowi, wpadli na pomysł, żebym też wybrała się do Sopotu. Nie wierzyłam, że cokolwiek mogę zdobyć, nagroda była tak zaskakująca, że podczas odczytania Bursztynowego Słowika nie wyszłam, bo po prostu nie było mnie na gali - do tego stopnia się jej nie spodziewałam. Było to bardzo miłe przeżycie. Potem był Dzień Międzynarodowy, wygrałam go wśród zagranicznych gwiazd i gwiazdek zagranicznych. W jury była amerykańska wokalistka więc nie było mowy o tzw. układach

Często potykała się Pani o układy?
Zawsze byłam i jestem outsiderem. Czuję się zdecydowanie lepiej w środowisku jazzowym, z wieloma muzykami jazzowymi występowałam, tu jest bardziej naturalnie, docenia się warsztat, umiejętności. Nie brałam udziału w życiu środowiska muzyków popowych, nie jestem celebrytką. Mam wielu znajomych w tzw. popie, ale oni raczej też nie są celebrytami, tylko fajnymi kolegami. Trochę tak się właśnie czuję: jestem koleżanką muzyków, kumpelką (śmiech).

Co Pani teraz będzie nagrywać?
Niedługo wejdę do studia, ale na razie nie chcę mówić o szczegółach, bo jeśli o czymś opowiadam, to potem nie wychodzi. Chciałabym nagrać płytę z piosenkami. Nie chce określać w jakim stylu … być może na skróty powiem - piosenki wg Lory Szafran :) Być może będzie coś Seweryna Krajewskiego, Michała Urbaniaka, Andrzeja Poniedzialskiego, nigdy nie nagrany tekst Jonasza Kofty. Pracuję z dwójką młodych kompozytorów: Tomaszem Krawczykiem i Miłoszem Wośko, który jest autorem aranżacji piosenek Cohena, więc już się znamy i wiem, że dobrze nam się razem pracuje. Chcę, żeby nowa płyta była nastrojowa," klimatyczna ".

Wspomina Pani czasem współpracę z New Presentation? Nagrała Pani z nimi dwie świetne płyty: "Lonesome Dancer", uznaną za jazzową płytę roku 1989 i "You’ve Changed".
Nagraliśmy płyty, ale naturalne jest, że nasze drogi się rozeszły, bo każdy szuka swojego szczęścia i swojej muzyki. Niedawno spotkałam się z Piotrem Wojtasikiem, fajnie nam się powspominało na scenie tę współpracę. Być może kiedyś zagramy razem koncert?

Skąd się wzięło Pani imię - Lora?
Jest bardzo nietypowe, wiem. I mam różne koncepcje jego pochodzenia, nadał mi je ojciec, który zmarł, kiedy miałam niewiele ponad cztery lata. Zostałam ochrzczona jako Loretta, w urzędzie zarejestrowano mnie jako Lorę. Czasem myślę, że to mogło wynikać z nieznajomości angielskiego. Może ojciec oglądał jakiś czarno-biały film w czarno-białym telewizorze typu Szmaragd - taki mieliśmy w domu i może jakaś Laura - "Lora" tam występowała. Być może stwierdził, że to piękne imię...:)

Rodzice byli muzykami?
Mój dziadek był muzykiem, przed wojną prowadził orkiestrę dętą, grał na trąbce, potem na akordeonie i żył z muzyki. Mama - samouk - gra na akordeonie. Gra, jak mówię, "po samych czarnych". Dziadek nie chciał, żeby została muzykiem, powiedział, że to nie jest zawód dla kobiety.
Rozmawia się z Panią tak, jakby pochodziła Pani z Galicji...
Pochodzę z Krosna na Podkarpaciu. To Galicja, te klimaty, dawne województwo lwowskie. Jestem otwarta, bo tacy są tam ludzie.

Co Pani lubi robić, poza muzyką?
Mnóstwo rzeczy. Mam dom, ogród, psa i kota. Wszystkie nasze zwierzęta były i są znajdami, nie mam rasowych. I mają specyficzne imiona. Kiedyś mieliśmy dwa psy: suczka owczarek szkocki dostała na imię Whiskey, potem się zakochał w niej pewien kundel z dziurą w głowie, chudy i biedny, dostał na imię Burbon. Potem mieliśmy psa, też znalezionego przy szosie, nazwaliśmy go Piegus, niestety zginął. Pojawił się kot - Katze, po niemiecku kot. A suczka - wilczur, którą pozostawili nam po wyprowadzce sąsiedzi, ma teraz na imię Grappa.

Jest Pani bardzo pogodnym człowiekiem. Ma Pani przepis na szczęście?

Nie mam żadnego! Raz jest lepiej, raz gorzej. Cieszę się, że pracuję z dobrymi muzykami, którzy po prostu chcą ze mną pracować, dla samej frajdy muzykowania. Odmładza mnie kontakt z nimi (śmiech). Chce się żyć, kiedy są dobre koncerty i perspektywa, że będziemy coś nowego robić.

Ma Pani świetny kontakt z ludźmi. Uczy Pani młodych muzyków?
Od wielu lat dostaję propozycje wykładania na uczelniach. Nawet raz się temu poddałam, przez rok jeździłam do Katowic na Akademię Muzyczną, na Wydział Jazzu i Muzyki Rozrywkowej, którego jestem absolwentką. Ale wykłady to nie jest mój świat. Miałam bardzo dobry kontakt ze studentami, kiedy odeszłam, dostawałam bardzo miłe esemesy. Ale zrezygnowałam i nie żałuję. Raz w roku jeżdżę do Krakowa, prowadzę warsztaty w ramach Międzynarodowej Letniej Akademii Jazzu. Uczą tam wykładowcy z University of St. Louis, szkoły jazzu w austriackim Grazu, Krakowskiej Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Tam się dobrze czuję.Nie jestem typem "profesora od wokalu" ale mysle że jako praktyk mogę wokalistom zaśpiewać, pokazać, przekazać moje doświadczenia i otworzyć przestrzeń na muzykę tak jak ja kocham i czuję. Kocham też Kraków także dlatego, że to moje rejony. Tam się idzie "na pole" (uśmiech). I latem jest wspaniała atmosfera, Letni Festiwal Jazzowy w Piwnicy Pod Baranami, a ja mama szczęście mieszkać przy samym Rynku, w centrum jazzowej muzyki.

Sam Leonard Cohen zaśpiewa w łódzkiej Atlas Arenie, 19 lipca o godz. 20

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska