Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piękne, ale czy na pewno mądre?

Mirosława Nowak-Dziemianowicz
Profesor Mirosława Nowak-Dziemianowicz, psycholog, pedagog
Profesor Mirosława Nowak-Dziemianowicz, psycholog, pedagog Archiwum DSW
Chłopcom wolno marzyć bez ograniczeń, dziewczynki od początku znają swoją rolę

Wczesne, marcowe popołudnie. Sala Polskiej Agencji Prasowej zapełnia się znakomitymi gośćmi - profesorami i profesorkami polskich uczelni, prezeskami i prezesami polskich i międzynarodowych firm, przedstawicielami ważnych stowarzyszeń i organizacji naukowych. Wszyscy przybyli tu na zaproszenie pani profesor dr hab. Barbary Kudryckiej, ministra nauki i szkolnictwa wyższego - inicjatorki debaty poświęconej KOBIETOM w NAUCE.

Spotkanie prowadzi dwójka dziennikarzy. Pierwszy zabiera głos dziennikarz, który wita zebranych (wśród których zdecydowanie dominują panie) słowami: "cieszę się, że zebrało się jednocześnie tyle pięknych pań na tej sali". I już jest przyjemnie - przecież każdy lubi przebywać w otoczeniu pięknych ludzi, przedmiotów, zdarzeń… Kolejny pan dodaje do tego komentarza zdanie, iż cieszy się bardzo, że miłe panie tak licznie odpowiedziały na zaproszenie pani minister.
Wiemy już, dzięki naszym nieocenionym kolegom, że jesteśmy piękne i miłe - teraz tylko musimy udowodnić, że czasami jesteśmy także mądre…

Dlaczego tak mało kobiet zdobywa najwyższe pozycje w zawodzie, piastuje wysokie stanowiska, dochodzi do stopnia profesora? Dlaczego tak mało nas w Sejmie, w Polskiej Akademii Nauk, w Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego, Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, Radzie Nauki? Dlaczego, mimo większego odsetka kobiet studiujących, proporcjonalnej liczby kobiet i mężczyzn uzyskujących stopień doktora, już na poziomie habilitacji te proporcje są tak bardzo niekorzystne dla kobiet? Dlaczego wśród profesorów nadzwyczajnych jest nas 26 proc., a wśród tytularnych tylko 17 proc.? Statystyki są w tym zakresie jednoznaczne - im wyższe stopnie kariery, im bardziej prestiżowa funkcja lub stanowisko, tym rzadziej spotkać na nim można kobietę. Czy można zmienić ten stan rzeczy? Kto może to zrobić? I w końcu - czy chcemy to zrobić?

Te pytania są ważne nie tylko okazjonalnie - 8 marca, w Międzynarodowym Dniu Kobiet, one są ważne zawsze dla tych wszystkich, którzy nie godzą się na nierówności, dyskryminację czy wykluczenie kogokolwiek. Kobietom jest trudniej w nauce i to powód, z którego te wszystkie dysproporcje w awansie, karierze czy stanowiskach wynikają.
Jest im trudniej z wielu powodów, oto jeden z nich: wychowanie. Fikcją jest przekonanie, że dziewczynki i chłopcy wychowywani są tak samo. Z badań wynika, że w tych samych rodzinach zupełnie odmiennie traktuje się córkę i syna. Dla chłopca najważniejsza jest realizacja własnych marzeń, pasji, ambicji. Wszelkie działania, każdy przejaw aktywności, który służy poszukiwaniom, jest okazją do rozwoju, do sprawdzenia się, "zaprawienia w boju".

Jest on przez rodziców wspierany i nagradzany. Wielkie jest przy tym ich poczucie dumy, towarzyszące takim poszukiwaniom. Z jakim podziwem ojcowie patrzą na pokiereszowane kolana synów, z jakim uznaniem odnotowują kolejne siniaki na łokciach, jeśli tylko nie towarzyszy im "babskie mazgajstwo" i jeśli są wynikiem np. gier sportowych czy jazdy na rowerze. Świat chłopca jest otwartą przestrzenią, jest potencjałem różnych możliwości, jest obietnicą... Chłopcom wolno marzyć. Wolno im marzyć BEZ ŻADNYCH OGRANICZEŃ.

Dla dziewczynki kultura, która, jak twierdzą antropolodzy, "przesądza o wszystkim", przygotowała zupełnie inny scenariusz. Dla dziewczynki najważniejsze jest spełnianie oczekiwań innych. Te oczekiwania to: posłuszeństwo (dziewczynki muszą być grzeczne), schludność (dziewczynki muszą być ładne) oraz pomoc innym ludziom (dziewczynki muszą być opiekuńcze). Od dziewczynek nie oczekuje się pasji, nadmiernej aktywności poznawczej, wreszcie mądrości. Oczekuje się od nich przede wszystkim kobiecości.

Brak lub utrata tej cechy jest niewyobrażalną wprost karą, na którą żadna dziewczynka nie chciałaby zasłużyć. Kobiecość każe dziewczynkom raczej słuchać niż mówić, raczej myśleć o innych niż o sobie samej, przedkładać interes innych nad swój własny. Podporządkować się, zasłużyć na uznanie, potwierdzić swoją wartość w oczach innych ludzi. Wolność dziewczynek nie jest bezwarunkowa, jak w przypadku chłopców. Badani przeze mnie rodzice mówili o córkach: "jak już pomoże matce, posprząta, zmyje naczynia, to jest wolna, może robić co zechce", "Najpierw obowiązek, potem przyjemność".
Świat dziewczynek to nie otwarta, zapowiadająca przygody własnego rozwoju, przestrzeń. To miejsce, w którym role są już napisane, scenariusz jest znany: kobiety muszą wypełnić swoją powinność w roli matki, żony, kochanki. Jeśli jeszcze mają ochotę i czas na jakieś inne zajęcia? Jeśli chcą pracować? Proszę bardzo - mamy dla nich całą gamę zawodów, w których, jak we własnym domu, mogą opiekować się innymi: nauczycielki, przedszkolanki, pielęgniarki. A jeśli już w tych tradycyjnie sfeminizowanych zawodach znajdzie się jakiś mężczyzna, to natychmiast zostaje: kierownikiem, dyrektorem, kuratorem, wizytatorem itd.

To jest naturalne, taka jest nasza kultura...
Czy tak wychowane (w domu rodzinnym, w szkole podstawowej, gimnazjum, liceum) potrafimy konkurować z mężczyznami w twardym świecie nauki? Mój kolega profesor przestrzegał mnie przed zrobieniem habilitacji, mówiąc: "zobacz jak twoje koleżanki, które postawiły na awans naukowy, ZBRZYDŁY! Nie mają czasu dla siebie, nie dbają o siebie - naprawdę tego chcesz?". Czy groźba utraty urody to argument naukowy, taki, którym wypada się posługiwać w rozmowie z koleżanką uczoną? Z koleżanką badaczem?

Czy kobiece i miłe jest polemizować w debacie naukowej, nie zgadzać się z kolegami? Czy my - kobiety - tak potrzebujące akceptacji społecznej, tak bardzo zorientowane na aprobatę społeczną, potrafimy się zdobyć na takie zachowanie? Czy można być jednocześnie posłuszną i krytyczną, ciepłą i zdeterminowaną w obronie własnych racji i poglądów? Czy łatwo jest głosić nowe, niepopularne, nieuznawane powszechnie poglądy wtedy, kiedy do tego upoważnia własna praktyka badawcza? Czy taką odwagę i nowatorstwo da się jakoś pogodzić z kobiecością? Z łagodnością? Z uległością? Z oddaniem i wsparciem dla innych?
Twardość, zdecydowanie, determinacja, orientacja na zadaniu, odwaga wyrażania własnego zdania, zaangażowanie, siła, odporność na odrzucenie, porażkę to cechy badacza, niezbędne do funkcjonowania w świecie nauki. Czy może on być dostępny dla każdej z nas? Sądzę, że jeszcze nie. Sądzę, że stale jest to obszar (jak wiele przestrzeni publicznej), w którym tylko niektóre z nas potrafiły sobie poradzić.

Dzięki czemu stało się to możliwe? Rozpowszechniana (także na wspomnianym seminarium) odpowiedź na to pytanie brzmi: w nauce odnoszą sukces te kobiety, które mają mężów naukowców! No proszę - to już nawet te nieliczne z nas, które znalazły się w 23-proc. grupie profesorów nadzwyczajnych, czy te, które są w 17-proc. grupie profesorów tytularnych, zawdzięczają to mężczyznom! Kobieta sama nie może odnieść sukcesu, potrzebuje do tego mężczyzny!

Drogie Panie! To nie musi być prawda! Możemy przezwyciężyć dominujące w kulturze modele wychowania. Świat jest otwarty dla mężczyzn i dla nas - kobiet. Potrzebujemy siebie nawzajem, możemy współdziałać, współpracować i rozsądnie konkurować. Umiemy łączyć różne światy, różne sfery - prywatną (rodzina, dzieci) z publiczną (praca zawodowa, aktywność społeczna). Możemy też być piękni, mili i mądrzy. W życiu, w nauce, w sporach i zgodzie. Tego nam wszystkim życzę!

***
Profesor Mirosława Nowak-Dziemianowicz, psycholog, pedagog oraz dziekan Wydziału Nauk Pedagogicznych w Dolnośląskiej Szkole Wyższej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska