Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smog coraz groźniejszy. Może nas zabić

Redakcja
Jeszcze kilkanaście lat temu polscy uczniowie o smogu słyszeli głównie na lekcjach geografii. Dziś jednak jakość powietrza w miastach pogarsza się na tyle, że rozmawia się o nim coraz częściej. Aby walczyć ze smogiem prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz chce m.in. kontrolować poziom spalin w autach wjeżdżających do miasta. Czy naprawdę smog może zabić?

Był 5 grudnia 1952 roku. Mgła już od kilku dni spowijała Londyn, ale kto by się nią przejmował? Przecież mgła jest tak samo związana z Londynem jak Big Ben, rodzina królewska i Tower Bridge. Jon Smith - bo tak nad Tamizą nazywałby się nasz „statystyczny Jan Kowalski” - czuje, że marznie w domu. Dlatego dosypuje węgla do pieca. Tak samo postępują inni londyńczycy. Kilka dni później gazety na całym świecie ogłoszą, że między 5 a 9 grudnia w Londynie zmarły 4 tysiące mieszkańców. A tych kilka dni przeszło do historii jako wielki smog londyński.

Jak to możliwe? W tym czasie w mieście panowała już zima. Mieszkańcy dogrzewali domy i mieszkania, paląc węglem - często tanim i kiepskiej jakości. Z kominów unosiły się więc pyły, metale ciężkie, związki siarki. Wprawdzie pogoda byłaby w stanie się uporać z taką chmurą zanieczyszczeń, ale nad Londyn nadciągnął antycyklon, czyli układ wiatrów, który doprowadził do tzw. inwersji temperatury. Normalnie bowiem najcieplej jest przy gruncie, a wraz ze wzrostem wysokości powietrze ochładza się. W czasie inwersji jest inaczej - tuż przy gruncie powietrze jest chłodniejsze, a nad nim znajduje się warstwa cieplejsza. Gdy więc z kominów wydostawał się ciepły dym, wpadał niejako w pułapkę i ochładzając się, gęstniał.

Jak podaje brytyjskie Met Office, czyli tamtejsze biuro meteorologiczne, w tym czasie każdego dnia w Londynie emitowano tysiąc ton cząstek dymu, dwa tysiące ton dwutlenku węgla, 140 ton kwasu chlorowodorowego, a także 14 ton związków fluoru. Ponadto, co szczególnie niebezpieczne, około 370 ton dwutlenku siarki przekształciło się w kwas siarkowy.

Oprócz ofiar śmiertelnych, smog zebrał też inne żniwo. W następnych tygodniach kolejne 8 tysięcy mieszkańców Londynu zmarło z powodu niewydolności oddechowej i zatruć. Prasa donosiła, że w jednym z gospodarstw rolnych w trakcie Wielkiego smogu londyńskiego udusiło się 100 krów.

Smog sparaliżował Londyn na kilka dni. Widoczność na ulicach była ograniczona do kilkudziesięciu metrów. Zawieszono kursowanie autobusów, odwołano imprezy na świeżym (sic!) powietrzu, przedstawienia teatralne i kinowe, mecze, rodzice nie posyłali dzieci do szkół. Smog był tak gęsty, że po wyjściu na dwór, londyńczycy orientowali się, że ich włosy pokrywa dziwny pył, dłonie i brwi robią się czarne, jakby pokryła je sadza. W mieście wzrosła też przestępczość - nic dziwnego, w takiej mgle trudno było dostrzec czubek własnych butów, a co dopiero złodzieja.

Cztery lata później w Wielkiej Brytanii uchwalono ustawę o czystym powietrzu. Stopniowo ograniczano palenie węglem w piecach przemysłowych w Londynie. „Czarne złoto” powoli wypierano także z domów, zastępując jego spalanie innymi źródłami energii. Pozwoliło to na zauważalną poprawę jakości powietrza i przede wszystkim życia Brytyjczyków. Nie rozwiązało jednak wszystkich problemów. Już w 1962 roku smog po raz kolejny nawiedził Londyn, tym razem liczba ofiar śmiertelnych była jednak znacznie mniejsza.

Jeszcze kilkanaście lat temu polscy uczniowie o smogu słyszeli głównie na lekcjach geografii. Dziś jednak jakość powietrza w miastach pogarsza się na tyle, że rozmawia się o nim coraz częściej. Smog staje się globalnym problemem. Nadal zabija, choć zbiera śmiertelne żniwo bez rozgłosu.

Światowa Organizacja Zdrowia i Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju ocenia, że na całym świecie co roku umiera 3,5 mln ludzi tylko dlatego, że oddychają zanieczyszczonym i zapylonym powietrzem. W Polsce dotyczy to nawet 45 tysięcy osób, a we Wrocławiu - według szacunków Dolnośląskiego Alarmu Smogowego - pół tysiąca.

- Smog to zanieczyszczenie powietrza, które widać gołym okiem - tłumaczy Łukasz Adamkiewicz z organizacji Health&Environ-ment Alliance Polska.

Szczególnie groźne są cząstki pyłu PM10 o średnicy 10 mikrometrów (mniejsze od tkanek) i PM2,5 o średnicy 2,5 mikrometrów (mniejsze od krwinek czerwonych). Taki pył zawiera cząstki sadzy, a także związki azotu i siarki. Gdy go wdychamy, podrażnia drogi oddechowe i płuca, powoduje stany zapalne, choroby układu krążenia. Pył PM2,5 jest jeszcze groźniejszy - jest tak mały, że bez większego trudu w pęcherzykach płucnych przenika do krwi, z którą wędruje po organizmie. W smogu znajdziemy też benzo(a)-piren - związek rakotwórczy.

Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska przez cały rok bada jakość powietrza we Wrocławiu. Z raportu za 2014 rok dowiadujemy się, że w stolicy Dolnego Śląska mamy do czynienia z niskim poziomem zanieczyszczenia, ale z wysokim zapyleniem. Normy dobowe zanieczyszczenia pyłem PM10 we Wrocławiu były przekroczone przez 73 dni. To ponad dwukrotnie więcej, niż dopuszcza prawo - 35 dni. Na Dolnym Śląsku przekroczenia odnotowało 19 miejskich stacji pomiarowych. Najwięcej razy w Nowej Rudzie - tam normy zapylenia były przekroczone przez 129 dni. W Legnicy przez 80 dni, a na świdnickim rynku przez 74 dni.

CZYTAJ DALEJ: Ten, kogo nie stać na dobrej jakości droższy węgiel, pali tym, co ma pod ręką
Smog nie jest problemem całorocznym - najwyższe stężenia pyłów i innych zanieczyszczeń rejestrowane są w grudniu i styczniu. To potwierdza tezę, co jest źródłem smogu w miastach. To przede wszystkim tzw. niska emisja - czyli to, co wydostaje się z kominów, zwłaszcza domowych. Jak się okazuje, znacznie mniejszy udział mają przemysł, transport drogowy i energetyka. O ile bowiem w samochodach montowane są katalizatory, a elektrociepłownie i fabryki mają obowiązek instalować na swoich kominach filtry, o tyle piece w domach i mieszkaniach to istna puszka Pandory.

Ten, kogo nie stać na dobrej jakości droższy węgiel, pali tym, co ma pod ręką. Tańszymi gatunkami, w których aż roi się od związków siarki, albo... lakierowanymi ramami okiennymi, płytami meblowymi, śmieciami. Popularnym materiałem „grzewczym” są też plastikowe butelki - stosowane głównie jako rozpałka. Winowajcę, czyli domowe kominy i piece, potwierdzają też pory dnia, w których jakość powietrza jest odczuwalnie najgorsza. To przede wszystkim poranek i wieczór - czyli wtedy, gdy trzeba ogrzać pomieszczenia pełne domowników.

- Na zdrowotne skutki smogu szczególnie narażeni są astmatycy, osoby starsze i dzieci - wymienia dr hab. Izabela Sówka z Wydziału Inżynierii Środowiska na Politechnice Wrocławskiej.

To przede wszystkim dla tych osób istotne są informacje o jakości powietrza w mieście. W dniach, gdy poziom zanieczyszczeń jest najwyższy, zdecydowanie powinny unikać przebywania na zewnątrz albo stosować maseczki ochronne. Paradoksalnie jednak smog szkodzi też tym, którzy starają się dbać o swoje zdrowie bardziej.

- Czyli biegaczom i rowerzystom. W trakcie wysiłku na wolnym powietrzu mają przyspieszony oddech, a to właśnie drogą inhalacji zanieczyszczenia przedostają się do organizmu - dodaje prof. Sówka.

I nie da sie ukryć, że zakładanie na twarz maseczek ochronnych wcale nie rozwiąże problemu. Potrzebne są rozwiązania systemowe.

Przyjęta nowelizacja ustawy o ochronie środowiska, nazywana ustawą antysmogo-wą, daje samorządom na szczeblu województwa możliwość np. wprowadzenia zakazu palenia węglem. Najbliżej przyjęcia takich rozwiązań jest Kraków - jedno z najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie. Dobiegają końca konsultacje społeczne programu, który zakłada wprowadzenie zakazu palenia paliwami stałymi od 1 stycznia 2019 roku.

Samorządowcy i politycy najwyższych szczebli władzy nie mogą udawać, że problem smogu nie istnieje albo że są inne, ważniejsze sprawy. Polska nie wywiązuje się z obowiązujących w Unii Europejskiej norm zanieczyszczenia. Pod koniec ubiegłego roku Najwyższa Izba Kontroli alarmowała, że na nasz kraj może zostać nałożona kara w wysokości 4 mld zł. NIK powołuje się na raport Europejskiej Agencji Środowiska, w którym na liście dziesięciu najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie aż sześć to miasta w Polsce, pozostałe cztery są w Bułgarii. Chodzi o Kraków (normy pyłu PM10 przekroczone przez 150 dni), Nowy Sącz (126 dni), Gliwice i Zabrze (125 dni), Sosnowiec (124 dni) i Katowice (123 dni). NIK alarmowała, że w latach 2008-2014 Polska nawet nie zbliżyła się do unijnych norm jakości powietrza.

W Polsce ustalono, że tzw. poziomem informowania jest sytuacja, gdy 24-godzinne stężenie pyłu PM10 w powietrzu przekroczy 200 jednostek, a poziomem alarmowym - 300 jednostek. W ubiegłym roku na Dolnym Śląsku odnotowano przekroczenia poziomu informowania w Wałbrzychu, Kłodzku, Ząbkowicach Śląskich, Jeleniej Górze, Nowej Rudzie, Szczawnie-Zdroju i Wrocławiu. Jak podaje WIOŚ, rejestrowano je głównie w dniach 3-5 oraz 9 grudnia ub. roku. Nie stwierdzono za to przekroczeń poziomu alarmowego.

Czy to oznacza, że z jakością powietrza jest źle, ale nie jest najgorzej? Niekoniecznie. Zdaniem ekologów przyjęte w kraju wartości progowe są bardzo wysokie. Dla przykładu, w Szwajcarii i na Węgrzech poziom informowania to 75 jednostek, a alarmowy - 100 jednostek, a na Słowacji odpowiednio 100 i 150. Według Marka Józefiaka z Polskiej Zielonej Sieci, podwyższenie wartości progowych to błąd i unikanie problemu. - Stłucz termometr, a nie będziesz miał gorączki - ironizuje Józefiak.

Tymczasem oddychanie czystym powietrzem to nie tylko przywilej, ale i prawo. Mecenas Małgorzata Smolak z ClientEarth zwraca uwagę, że żaden z przepisów prawa nie mówi o tym wprost, ale taki wniosek można wyciągnąć z aktów prawnych, na przykład prawa unijnego albo Konstytucji RP. Ta ostatnia w artykule 68. mówi o prawie każdego obywatela do ochrony zdrowia i zapobieganiu negatywnym dla zdrowia skutkom degradacji środowiska. Może się więc okazać, że nie tylko Komisja Europejska zacznie dyscyplinować finansowo polski rząd, by skutecznie zajął się jakością powietrza. Swoich praw mogą też domagać się mieszkańcy zanieczyszczonych miast.

W połowie października do Sądu Rejonowego w Rybniku wpłynął pozew. Oliwier Palarz, aktywista z Rybnickiego Alarmu Smogowego, domaga się 50 tys. zł zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych, spowodowane przez zanieczyszczone powietrze w Rybniku. Dyskomfort psychiczny i obawy o zdrowie związane ze wzrostem ryzyka zachorowania na astmę i obniżony komfort życia - to dobra osobiste, które ucierpiały przez zanieczyszczone szkodliwymi pyłami i rakotwórczym benzo(a)pirenem powietrze. Czy wygra?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Smog coraz groźniejszy. Może nas zabić - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska