Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po co właściwie Polak miałby lecieć na Marsa?

Janusz Michalczyk
To sympatyczne, że w USA zyskał uznanie prototyp łazika marsjańskiego stworzony przez studentów Politechniki Wrocławskiej. Ich fascynacja czerwoną planetą nie jest jednak bezgraniczna, skoro żaden z nich - o ile mi wiadomo - nie chce polecieć na Marsa za 10 lat. Nabór prowadzi holenderska firma Mars One. Podobno dostała już około 100 tys. zgłoszeń z całego świata.

Propozycja o tyle niecodzienna, że darmowy bilet jest ważny tylko w jedną stronę, nikt nie mówi o powrocie. Celem tej eskapady jest rzekomo skolonizowanie obcego ciała kosmicznego. Mają polecieć dwie pary, wyłonione w telewizyjnym castingu na wzór Big Brothera.

Dociekliwi znaleźli na liście kandydatów kilku Polaków. Samych mężczyzn. Ten fakt mnie nie zaskoczył, bo powszechnie uważa się, że kobiety są bardziej skłonne do racjonalizmu. Podczas gdy myśli facetów krążą wokół płodzenia w nieziemskich warunkach, druga płeć ma do rozgryzienia problem rodzenia w stanie nieważkości albo - już po wylądowaniu na Marsie - przy trzykrotnie mniejszej grawitacji.

Zapewne rację mają ci, którzy traktują ten projekt jak ściemę - wyprawa zacznie się i skończy w telewizyjnym studiu. Niemniej każdemu wolno choć przez chwilę pomarzyć, co takiego niesamowitego robiłby na Marsie. Długo nie musieliby zastanawiać się ci, którzy dziś obsiewają "na dziko" państwowe pola, by dostać dopłaty z Unii. Okazuje się, że jedna agencja rolna nie wie, co ma w swych rejestrach druga, zaś 1 tys. zł za hektar otrzymuje nie tylko właściciel gruntu, ale też dzierżawca, przy czym wystarczy tylko złożyć wniosek, bez aktu notarialnego czy umowy. Spryciarze namierzają wolne działki z ogłoszeń o przetargach, samowolnie sieją tam cokolwiek, a potem zgłaszają się po pieniądze. Gdyby tacy polecieli na Marsa, dopłaty popłynęłyby do nich wartkim strumieniem, biorąc pod uwagę wielkość planety i to, że nic tam na razie nie rośnie.

Zachętą do kosmicznej wyprawy może być też okoliczność, że nie będzie tam obowiązywać nowa ustawa śmieciowa, premiująca osoby segregujące odpadki. Dla tych, którzy uważają segregację za nadmierne ograniczanie ich wolności, niczym nieskrępowana swoboda śmiecenia na pokaźnym Marsie jest atrakcyjnym wabikiem.

Na marginesie. Za mankament przepisów, które wchodzą w życie 1 lipca, uznaje się brak jasnego wskazania, kto ma sprawdzać, czy Kowalski faktycznie segreguje śmieci. No tak, trzeba stworzyć policję śmieciową lub nową sekcję w straży miejskiej, wspomagane ewentualnie przez ochotników emerytów. Wiadomo, że Polak zawsze oszuka, gdy nikt go nie pilnuje dniem i nocą. To wręcz kosmiczny problem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska