Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Dzieci Marsa" - nowa książka Karoliny Kusek – poetki walczącej w imieniu dzieci [RECENZJA]

Robert Migdał
Karolina Kusek, „Dzieci Marsa”. Premiera: 11 listopada 2015 roku. Wydanie w trzech językach: polskim, rosyjskim i niemieckim. 240 stron.
Karolina Kusek, „Dzieci Marsa”. Premiera: 11 listopada 2015 roku. Wydanie w trzech językach: polskim, rosyjskim i niemieckim. 240 stron. fot. materiały prasowe
Za każdym razem, kiedy czytam wiersze Karoliny Kusek, ogarnia mnie wzruszenie. Bo nikt tak, jak ona, nie potrafi pięknie pisać o dziecku, rodzinie, miłości rodzicielskiej, babcinej. Od lat na pierwszym miejscu – w swojej twórczości, w życiu – stawiała dziecko, jego szczęście. W pięknych słowach pisała nie tylko o szczęściu i dobrych chwilach dziecka, ale też i o jego problemach, strachu, smutkach.

Przez lata Karolina Kusek wyrosła na wielką ambasadorkę dzieci, na ich obrończynię. Jest „tym dorosłym”, który mówi w ich imieniu.

Najnowsza książka wrocławskiej poetki, „Dzieci Marsa”, to wzruszająca, zapisana w strofach, opowieść o życiu poetki, jej dzieciństwie, przeżyciach jej rodziny. To książka bardzo, bardzo osobista. Książka, w której Karolina Kusek bardziej niż w poprzednich książkach wpuszcza nas do swojego życia – też tego prywatnego.

Jako „dziecko wojny” (na świat przyszła w 1940 roku, na Kresach Wschodnich), doświadczyła na własnej skórze okropieństw wojny, okropieństw, które uderzyły w nią ze zdwojoną siłą – była wtedy maleńkim dzieckiem. O tym, jak podczas nalotu, została zasypana pod gruzami domu, opowiada w przejmującym wierszu „Moja muza z okopów”: „Miała twarz radzieckiego zwiadowcy…/Po nalocie, wybiegł z okopów/i rzucił się w dymiące gruzy,/z których wystawała ręka dziecka/osłonięta gałęzią ściętej, przydomowej lipy,/jak rękawem bluzy./Zwiadowca miał na imię WANIA./I tylko tyle wiem o nim./Dłonie nasze w czas ten zacisnęły się w węzeł. /Nie do rozwiązania”.

Wojenna trauma pozostawiła w poetce ślad na całe życie. Wiersze zamieszczone w tomie „Dzieci Marsa” dojrzewały latami, by wreszcie ujrzeć światło dzienne. Nie mogły się ukazać wcześniej, bo były zbyt bolesne, zbyt prywatne. Jak ten, o chwili, kiedy ostatni raz widziała swojego tatę: „Pożegnanie z ojcem”: „Byłam u babci,/gdy przyszedł.../Miałam wtedy trzy lata./Wziął mnie na ręce,/włożył na głowę czerwony kapturek/z trzema falbankami i powiedział: – Gdy wrócę, wyrośniesz już z niego, córeczko./Nie wrócił./Za pagórkiem czasu tylko go widzę./Słyszę jego kroki./Z kapturka nie wyrosłam./Falbanek przy nim tylko więcej z każdym rokiem”.

„Dzieci Marsa” pokazują ogrom tragedii, jakie niesie ze sobą wojna. Ogrom nieszczęść. Poetka układa opowieść ku przestrodze, pod hasłem – „nigdy więcej”. Symbolem bezsensu walki, spustoszenia, jakie niesie, bezduszności, jest wiersz „Na wojnie”: „Na wojnie nie ma ludzi./Są tylko... karabiny, czołgi.../Naprzeciw siebie./Na wojnie nie ma ludzi./Są tylko stopnie: gwiazdki i belki na pagonach, /i otokach rogatywek./Na kartkach pośmiertnych tylko, /nazwiska ich i imiona./Na wojnie nie ma ludzi./Są tylko ich bezimienne groby./I zbiorowe mogiły”.

Mam nadzieję, że piękne, mądre słowa Karoliny Kusek (książka wyszła w trzech językach: polskim, niemieckim i rosyjskim), dotrą do serc Czytelników. Że dzięki nim zastanowią się nad swoim życiem, może nad zmianą na lepsze.
Te wiersze są warte naszej uwagi. Polecam i proszę poetkę o więcej...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska