Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpital psychiatryczny opublikował w internecie listę dawnych pacjentów

Ewa Wilczyńska
Tomasz Hołod
Wojewódzkie Centrum Psychiatrii w Stroniu Śląskim opublikowało listę pacjentów, którzy nie odebrali depozytów. Podano nazwiska i kwoty. Joanna Chromiec, dyrektorka placówki, uważa, że postąpiła zgodnie z prawem. W Biurze Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych tę sytuację uważają za niedopuszczalną. - Informacja o stanie zdrowia pacjentów należy nie tylko do kategorii danych osobowych, ale zalicza się do tzw. danych wrażliwych, których co do zasady nie wolno przetwarzać, podanie do publicznej wiadomości jest właśnie jedną z form przetwarzania - tłumaczy Małgorzata Kałużyńska--Jasak, rzeczniczka GIODO.

Część z pacjentów zmarła, inni wiele lat temu opuścili szpital w Stroniu Śląskim (powiat kłodzki). W placówce zostały jednak ich pieniądze, a dyrekcja postanowiła znaleźć właścicieli albo spadkobierców, umieszczając na stronie internetowej i w Biuletynie Informacji Publicznej listę nazwisk wraz z kwotami. Największa to 44 tys. zł, mniejszych niż 5 tys. zł nie ma.

Joanna Chromiec, dyrektorka Wojewódzkiego Centrum Psychiatrii Długoterminowej w Stroniu Śląskiej, zaznacza, że postąpiła zgodnie z prawem. Powołuje się na ekspertyzę napisaną przez radcę prawnego Ewę Szczęsną-Szczotkę. Tylko że prawniczka opiera swoją opinię na ustawie dotyczącej depozytów, którymi dysponują jednostki sektora finansowego, a nie placówki medyczne...

Generalny Inspektor Danych Osobowych uważa taką sytuację za niedopuszczalną. A Dorota Głowacka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zaznacza, że publikacja pośrednio ujawnia informacje o stanie zdrowia, które - jako dane wrażliwe - podlegają szczególnej ochronie. - Sprawa jest tym bardziej delikatna, że chodzi o osoby, które chorowały psychicznie. Umieszczenie ich nazwisk w internecie może być tym samym wyjątkowo stygmatyzujące - mówi Głowacka.

Po naszej interwencji sprawie obiecują przyjrzeć się Rzecznik Praw Obywatelskich i Rzecznik Praw Pacjenta.

CZYTAJ WIĘCEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Joanna Chromiec, dyrektorka placówki, uważa, że postąpiła zgodnie z prawem. - Pacjenci zmarli albo opuścili centrum nie odbierając depozytu. Pieniądze znajdują się u nas już od kilku lat. Nie zgłosili się po nie ani właściciele, ani spadkobiercy, a my jesteśmy zobowiązani ich odnaleźć - tłumaczy Chromiec.

Dlatego na stronie internetowej centrum, a także w Biuletynie Informacji Publicznej znalazła się lista pacjentów z imienia i nazwiska wraz z kwotami, których nie odebrali z placówki. Widnieje na niej 101 osób i niebagatelne kwoty - największa to 44 320 zł.

- W ten sposób informujemy jedynie o depozytach przekraczających 5 tys. złotych - zaznacza Joanna Chromiec. Blisko połowa dawnych pacjentów ma na koncie placówki sumy opiewające na ponad 10 tys. złotych.

Na oddziale z dorobkiem całego życia
- Osoby samotne przychodziły do nas wraz z całym majątkiem. Pacjenci nierzadko otrzymywali także emerytury czy renty, które wpływały na specjalnie dla nich stworzone subkonta - tłumaczy dyr. Chromiec.

Po latach z pieniędzmi postanowiono zrobić porządek. Dyrektorka Joanna Chromiec przyznaje, że przed opublikowaniem listy pacjentów zastanawiała się, czy to właściwe rozwiązanie. - To jednak kwestia, w której nie liczą się ludzkie odruchy, ale prawo - mówi dyrektorka i odsyła do opinii, którą na polecenie placówki stworzyła radca prawny Ewa Szczęsna-Szczotka.

Powołując się na ustawę o ochronie danych osobowych, prawniczka dowodzi, że można je przetwarzać, gdy „jest to niezbędne dla spełnienia obowiązku wynikającego z przepisu prawa”. A tym obowiązkiem ma być właśnie „likwidacja niepodjętych depozytów”.

Tylko że w swojej opinii Ewa Szczęsna-Szczotka powołuje się na ustawę regulującą likwidację depozytów, którymi dysponują... jednostki sektora finansów publicznych.

Szpitalne procedury kończą się w sądzie
- Nie wszystkie szpitale są jednostkami sektora finansów publicznych, dlatego nie można stosować tej wykładni, ponieważ dzieliłaby i dyskryminowała pacjentów - mówi Agnieszka Sieńko, radca prawny. Dlatego uważa, że szpital poszedł w interpretacji przepisów za daleko.

W Biurze Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych tę sytuację uważają za niedopuszczalną. - Informacja o stanie zdrowia pacjentów należy nie tylko do kategorii danych osobowych, ale zalicza się do tzw. danych wrażliwych, których co do zasady nie wolno przetwarzać, podanie do publicznej wiadomości jest właśnie jedną z form przetwarzania - tłumaczy Małgorzata Kałużyńska-Jasak, rzeczniczka GIODO.

Nieważne, że na liście nie wypisano jednostek chorobowych. Wystarczy nagłówek, który jednoznacznie informuje, że wymienione osoby były pacjentami Wojewódzkiego Centrum Psychiatrii Długoterminowej, a dawniej Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych.

Agnieszka Sieńko przyznaje, że są wyjątki od zakazu przetwarzania danych wrażliwych. Tej sytuacji za taką jednak nie uważa. Nie zdziwiłoby jej, gdyby pacjenci chcieli ubiegać się o odszkodowania od szpitala z powodu naruszenia dóbr osobistych i naruszenia ustawy o ochronie danych osobowych.

Rzecznik Praw Pacjenta za naszym pośrednictwem oferuje pomoc w tej sprawie. Kwestii publikacji nazwisk ma się także przyjrzeć Rzecznik Praw Obywatelskich. W takiej sytuacji przewidziana jest nawet procedura postępowania z urzędu. GIODO mówi o możliwych konsekwencjach - grzywnie, a nawet trzech latach więzienia.

Dorota Głowacka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zwraca uwagę, że publikowanie takich danych jest wątpliwe nie tylko z prawnego punktu widzenia. - Możemy mówić tutaj o stygmatyzacji pacjentów, w szczególności, że chodzi o tak delikatną kwestię jak choroba psychiczna - dodaje Głowacka.

Karolina Miksa z biura Rzecznika Praw Obywatelskich przyznaje, że z taką sprawą spotyka się po raz pierwszy. Zaznacza, że faktycznie - o czym w swojej opinii również wspomniała Ewa Szczęsna-Szczerba - ustawa o ochronie danych osobowych nie dotyczy zmarłych. Nie wszyscy z listy opublikowanej przez szpital jednak umarli. Karolina Miksa podważa też pozostałą część opinii, tłumacząc, że odnosi się do zwykłych danych osobowych, a nie wrażliwych.

- Szpital ma możliwość, by dotrzeć do prawowitych właścicieli depozytów w inny sposób niż przez opublikowanie ich nazwisk w internecie. Posiada w końcu dane dotyczące ich ostatniego miejsca zamieszkania - zaznacza Karolina Miksa.

Pomysł, by pacjentów poszukiwać przez internet, dziwi także Wojciecha Szeląga, dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego w Złotoryi. Choć w jego placówce nie zdarzają się sytuacje, by chorzy zostawiali takie kwoty. Kiedyś jedynie poszukiwali właściciela 50 zł, który zostawił je w depozycie i zapomniał.

- Zgodnie z procedurą, jeśli nie potrafimy znaleźć pacjenta lub jego spadkobiercy, to kierujemy sprawę do sądu - mówi Wojciech Szeląg. Właściciela 50 zł nie udało się sądownie ustalić, więc pieniądze zasiliły budżet szpitala. Depozyty mogą być także zlikwidowane na rzecz Skarbu Państwa.

W Centrum Psychiatrii w Stroniu Śląskich na uprawnionych do odbioru depozytów czekają do 29 lutego 2016 roku, a potem skierują sprawę do... sądu, by ten ustalił prawowitych właścicieli. Taką mają procedurę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szpital psychiatryczny opublikował w internecie listę dawnych pacjentów - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska