Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wina Tuska, czyli siedem grzechów głównych Platformy Obywatelskiej

Witold Głowacki
Grzech 7. Arogancja władzyNic lepiej nie obrazuje sytuacji, w jakiej znalazła się w ostatnim roku Platforma, niż to, że strategię partii kształtuje najbardziej zgrany spin doktor w historii polskiej polityki, całkiem niedawno importowany z pozycji byłego PiS-owca. - Ja nie powiem, w co zamienia się to, czego dotyka Tusk, bo na sali są dzieci - tak parafrazował mit o królu Midasie Michał Kamiński w 2007 roku. Dziś to on prowadzi kampanię Platformy, nagrywa żenujący film z sobą śpiewającym wyborczą piosenkę promującą wyłącznie Michała Kamińskiego i z dumą podpisuje się jako doradca premier RP. Trudno o lepszy dowód lekceważenia wyborców i rozminięcia się z rzeczywistością. To jednak tylko ponura końcówka procesu, który obserwować można było w Platformie od lat - z pewnością zaś od początku drugiej kadencji. Platforma zamieniając się w partię władzy, coraz bardziej oddalała się i od dobrych standardów polityki, i od realnych społecznych nastrojów. Wyjątkowo marna, rozwlekła, przeciągnięta w czasie i potęgująca kryzysowe straty reakcja partii na drugzoczącą dla niej aferę taśmową jest tu najlepszym przykładem takiego oddalenia. Być może mniej więcej o tym zresztą myślał Donald Tusk, gdy w 2011 roku mówił, że „Platforma może przegrać jedynie sama ze sobą”. Choć wtedy był to też policzek wymierzony w pogrążony wtedy w kompletnej apatii PiS (co dziś wydaje się bardzo odległą przeszłością), nie da się ukryć, że były premier miał sporo racji. Nawet dziś, na trzy tygodnie przed wyborami, Platforma nie potrafi nawet podjąć próby przezwyciężenia samej siebie. Mało prawdopdobne, by cokolwiek tu się jeszcze zmieniło. Skorzysta na tej przegranej Platformy z Platformą nie tylko PiS, lecz także Nowoczesna, Zjednoczona Lewica i być może nawet Partia Razem.
Grzech 7. Arogancja władzyNic lepiej nie obrazuje sytuacji, w jakiej znalazła się w ostatnim roku Platforma, niż to, że strategię partii kształtuje najbardziej zgrany spin doktor w historii polskiej polityki, całkiem niedawno importowany z pozycji byłego PiS-owca. - Ja nie powiem, w co zamienia się to, czego dotyka Tusk, bo na sali są dzieci - tak parafrazował mit o królu Midasie Michał Kamiński w 2007 roku. Dziś to on prowadzi kampanię Platformy, nagrywa żenujący film z sobą śpiewającym wyborczą piosenkę promującą wyłącznie Michała Kamińskiego i z dumą podpisuje się jako doradca premier RP. Trudno o lepszy dowód lekceważenia wyborców i rozminięcia się z rzeczywistością. To jednak tylko ponura końcówka procesu, który obserwować można było w Platformie od lat - z pewnością zaś od początku drugiej kadencji. Platforma zamieniając się w partię władzy, coraz bardziej oddalała się i od dobrych standardów polityki, i od realnych społecznych nastrojów. Wyjątkowo marna, rozwlekła, przeciągnięta w czasie i potęgująca kryzysowe straty reakcja partii na drugzoczącą dla niej aferę taśmową jest tu najlepszym przykładem takiego oddalenia. Być może mniej więcej o tym zresztą myślał Donald Tusk, gdy w 2011 roku mówił, że „Platforma może przegrać jedynie sama ze sobą”. Choć wtedy był to też policzek wymierzony w pogrążony wtedy w kompletnej apatii PiS (co dziś wydaje się bardzo odległą przeszłością), nie da się ukryć, że były premier miał sporo racji. Nawet dziś, na trzy tygodnie przed wyborami, Platforma nie potrafi nawet podjąć próby przezwyciężenia samej siebie. Mało prawdopdobne, by cokolwiek tu się jeszcze zmieniło. Skorzysta na tej przegranej Platformy z Platformą nie tylko PiS, lecz także Nowoczesna, Zjednoczona Lewica i być może nawet Partia Razem. Fot. Karolina Misztal
Ani jeden z „grzechów” Platformy wytkniętych przez PiS podczas nieprzekonującej zabawy w wodowanie „zielonej wyspy” na Zalewie Sulejowskim nie należy do tych naprawdę głównych. Oto, co naprawdę niszczy Platformę.

Nie każdy błąd jest zawiniony, a już prawie żaden nie jest nieodwracalny. Zwłaszcza w polityce. Są jednak i takie błędy, które popełnione zostały zbyt dawno, zbyt długo też nie zdawano sobie nawet sprawy z ich istnienia. To właśnie ich konsekwencje mogą ostatecznie zmienić wektory nastrojów społecznych i przyczynić się do atmosfery

Dziś Platforma Obywatelska jest partią odwrotu, słabo zarządzaną, ciągnącą za sobą konsekwencje wszystkich taktycznych błędów popełnionych w ciągu ostatnich 12 miesięcy, pozbawioną woli walki i realnego kierownictwa. Zasłużenie maszeruje pod wyborczy nóż - przy czym nie jest wcale powiedziane, że wynik PO wyrażony w procentach będzie na pewno zaczynał się od cyfry 2.

Rzecz jednak w tym, że choć to z odejściem Tuska i chwilę po storpedowaniu jego ekipy za pomocą zawartości taśm nagranych u Sowy zaczął się najczarniejszy okres w historii Platformy, to te największe, główne grzechy tej partii zostały popełnione o wiele, wiele wcześniej. To właśnie one tak mocno ciągną dziś rządzącą partię w dół. I to właśnie one sprawiają, że tak małe są szanse Platformy na odwrócenie trendu. Nie, bynajmniej nie chodzi o treść siedmiu banerów z „grzechami Platformy” ustawionych na tratwie, którą Beata Szydło wysłała w środę w rejs po Zalewie Sulejowskim. Te banery były bowiem podporządkowane ofercie Prawa i Sprawiedliwości. Nic w tym zresztą dziwnego, bo rolą polityków PiS w trakcie kampanii nie jest publiczna analiza fundamentalnych przyczyn upadku Platformy, lecz promowanie własnego programu i kandydatów. Przyczyn upadku PO musimy szukać sami.

Grzech 1. Paternalizacja polityki
Od 2007 roku za każdym razem, gdy Donald Tusk mówił o decyzjach rządu, klubu parlamentarnego czy partii, używał pierwszej osoby liczby pojedynczej. Zdecydowałem, jestem zdeterminowany, nie zgodzę się - i tak dalej. Za każdym razem zaś, gdy zwracał się do obywateli albo dziennikarzy zebranych na konferencji prasowej, używał formy „wy”. Bez „państwo” na ogół. Mniej więcej tak jak mówi ksiądz do wiernych albo pani do dzieci w szkole. Albo jak mówił do Polaków Piłsudski.

Nie, nie chodzi tu o czepianie się zaimków. Właśnie na ustawieniu Donalda Tuska niejako ponad opierała się w dużym stopniu zarówno strategia wizerunkowa Platformy, jak i sama formuła tej partii.

Tusk, Tusk i jeszcze raz Tusk. Choć Platforma u swych prapoczątków była teoretycznie „partią trzech tenorów”, w praktyce stała się błyskawicznie partią jednego człowieka. U jego boku zawsze było miejsce dla niezbędnego grona współpracowników. Nie było jednak miejsca ani dla realnego zastępcy, ani - tym bardziej - dla oficjalnego następcy.

Przeciwnie. Każdy polityk aspirujący do jednej z tych dwóch ról, w szybkim tempie trafiał pod Tuskowy nóż. W telegraficznym skrócie - zmarginalizowani zostali kolejno: współtwórcy Platformy, czyli Andrzej Olechowski i Maciej Płażyński. Jej młody warszawski gwiazdor - czyli Paweł Piskorski. „Premier z Krakowa” - czyli Jan Rokita. „Siostra Tuska” - czyli Zyta Gilowska. Jeszcze później Grzegorz Schetyna - który i tak przetrwał w Plaformie wyjątkowo długo w roli „drugiego po Tusku”. Ostatnią z tych postaci większego formatu zajęła się sama Platforma - już bez bezpośrednich działań Tuska, choć na jego wskazanie. Grillowanie Radosława Sikorskiego zaczęło się niemal natychmiast po objęciu przez niego funkcji marszałka Sejmu, a Platforma właściwie dotrzymywała w tym kroku opozycji. W efekcie Platforma weszła w krytyczny 2015 rok z jednym tylko politykiem ze ścisłej ekstraklasy na pokładzie - był to Bronisław Komorowski, który po majowych wyborach wypadł z gry. Najważniejsze postacie Platformy w tym momencie - Ewa Kopacz i Grzegorz Schetyna z pewnością zaliczają się od dawna do politycznej pierwszej ligi. Ale ich przynależność do ekstraklasy pozostaje co najmniej dyskusyjna - ostatecznie zweryfikuje tę kwestię wyborczy wynik PO.

Grzech 2. Studnia z ciepłą wodą
Polityka „ciepłej wody w kranie” - była świetnym pomysłem wizerunkowym na pierwszy rok rządzenia, zwłaszcza że był to czas społecznego odreagowania eksperymentów IV RP. Ale Platforma zbyt dobrze odnalazła się w roli partii leniwie administrującej państwem i z uporem unikającej konfrontacji z jakąkolwiek grupą nacisku. Tusk miał niemal obsesję na punkcie katastrofy rządów AWS-UW - przypisując jej przyczyny niemal wyłącznie tzw. czterem reformom rządu Buzka. Dlatego każdy ważniejszy polityk Platformy już w połowie pierwszej kadencji powtarzał jak mantrę zdanie brzmiącej mniej więcej tak: „Poważniejsze reformy to droga do niezadowolenia społecznego i pożegnanie z drugą kadencją”. Zdanie to - z nieznacznymi modyfikacjami - jest powtarzane w Platformie do dziś - tyle że już niepublicznie. Co więcej, poważne kłopoty polityczne wynikające z przeforsowania rzeczywiście bardzo odważnej ustawy o zmianie wieku emerytalnego - czyli jedynej naprawdę dużej reformy dwóch kadencji rządów Platformy - są w PO uważane za potwierdzenie tej samospełniającej się przepowiedni. W związku z tym do dziś - widać to w kampanii parlamentarnej i widać to było podczas kampanii prezydenckiej - Platforma stara się nas zapraszać z szerokim uśmiechem do wygodnej wanny z ciepłą cieczą. W rzeczywistości jednak mowa raczej o studni, w której zatonęła rządząca partia, dociskana w tej chwili przez słup ciepłej wody powstający przez osiem lat.
Grzech 3. Dryf i inercja
Odpływ ze studni z ciepłą wodą prowadził na szersze, całkiem początkowo spokojne akweny, jakby stworzone do swobodnego dryfu. To swoisty paradoks, że pojęcie dryfu rozwojowego rozpropagował w polskiej debacie publicznej akurat Michał Boni w swym raporcie „Polska 2030”, który miał być czymś w rodzaju zarysu strategicznego planu rządzenia na dwie dekady. Raport definiował właśnie dryf rozwojowy jako największe potencjalne zagrożenie dla Polski, była to swoista antycypacja rozpowszechnionego nieco później pojęcia „pułapki średniego rozwoju” - które całkiem trafnie oddaje część realnych problemów polskiej gospodarki.

Niejeden polityk Platformy i niejeden politolog zżyma się dziś na polskich millenialsów i ich polityczne nastroje. To właśnie wśród wyborców młodszych niż 29 lat Platforma (jeszcze kilka lat temu uważana za partię młodych, wykształconych i tak dalej) jest wyjątkowo surowo oceniana. To właśnie oni też chętnie wybierają ofertę prawicy.

Warto więc pamiętać, że są to nie tylko roczniki, które osiągnęły dorosłość już w czasach rządów Platformy - z punktu widzenia tych młodych ludzi to Platforma rządzi w Polsce „od zawsze”. Są to także roczniki niemal strukturalnie wepchnięte najpierw w tryby coraz bardziej wynaturzonego przemysłu uczelniano-edukacyjnego a następnie w labirynt umów śmieciowych i terminowych, całkowicie oddane na łaskę zderegulowanego rynku pracy. Nie trzeba tu przypominać, że za rządów Platformy nie została podjęta nawet próba realnej reformy szkolnictwa wyższego, które jest w tej chwili największym w Europie producentem strukturalnie bezrobotnych absolwentów studiów wyższych. Warto natomiast przypomnieć, że w reakcji na kryzys roku 2008 Platforma, wychodząc naprzeciw marzeniom polskiego biznesu, pospiesznie uchwaliła tak zwany pakt antykryzysowy. Ten pakiet ustaw w imię prewencji kryzysowej całkowicie zderegulował rynek pracy - co w szczególnym stopniu uderzyło właśnie w jego najmłodszych uczestników. Siedem dotkniętych tym bezpośrednio kolejnych roczników to już liczba wyborców, która może realnie wpłynąć na wynik wyborów. I wpływa.

Grzech 4. Niespłacone kredyty
Platforma bynajmniej nie zawdzięczała ani pierwszej, ani drugiej kadencji głosom wyłącznie swego podstawowego elektoratu. Otrzymała pokaźny kredyt od wyborców liberalno-lewicowych, którzy dwukrotnie głosowali na Platformę jako na jedyną partię zdolną przeciwstawić się Prawu i Sprawiedliwości. Był też jeszcze drugi kredyt - nieco mniejszych rozmiarów - zaciągnięty z kolei po prawej stronie. To kredyt u części prawicy przychylnie nastawionej do modernizacji państwa, proeuropejskiej i marzącej raczej o „polskich republikanach” niż o partii narodowo-katolickiej wiązanej postawami twardego elektoratu. Część „sierot po PO-PiS-ie”.

Grzech 5. Święty mit III RP
Platforma tak jak PiS powstała na społecznych emocjach zwróconych przeciw establishmentowi III RP lat 90. W dużej mierze opierała się na krytyce polskiej transformacji. Ale polityczne nowe otwarcie, którego dokonał Donald Tusk niedługo po wyborczej klęsce 2005 roku zmieniło tę kwestię na zawsze. Już w opozycji względem PiS, u progu dziesięcioletniego duopolu obu partii opartego na sprawnym zarządzaniu konfliktem, Tusk ustawił Platformę po stronie obozu III RP. I tym samym wprowadził w pewną bardzo niebezpieczną pułapkę, zwłaszcza że Platforma płynnie odnalazła się i tutaj - stając się, w niektórych aspektach zresztą słusznie, partią apologetów III RP. To wszystko obróciło się przeciw Platformie właśnie w tym roku - czyniąc wyjątkowo mało skutecznymi próby chwalenia się nawet realnymi osiągnięciami z czasów rządów Tuska. Bronisław Komorowski wysławiający i wbrew nastrojom i - po części - wbrew faktom, „25 lat wolności” stawał się przeciwskuteczny, gdy chodziło o promowanie nowych autostrad, stadionów i innych sztandarowych inwestycji Platformy.
Grzech 6. Pogarda dla mediów
Donald Tusk i jego najbliżsi współpracownicy nigdy nie cenili mediów zbyt wysoko. Bierze się to najprawdopodobniej stąd, że początek rządów Platformy zbiegł się z początkiem potężnego kryzysu ekonomicznego w mediach - zwłaszcza w prasie. Gdy media z miesiąca na miesiąc stawały się słabsze, tym łatwiej było uznać, że „czwarta władza” to już przeżytek. Stąd też strategia kreowania przez Platformę i Tuska całkowicie własnego przekazu - dla którego media, niemal wyłącznie elektroniczne - były tylko biernym przekaźnikiem. Ta doktryna obowiązywała przez cały okres.

Paradoksalnie media ważniejsze były zawsze o wiele bardziej dla Jarosława Kaczyńskiego niż dla Donalda Tuska. Kaczyński przywiązywał ogromną wagę nawet do zwykłej lektury gazet, nie mówiąc już o nieco obsesyjnym tłumaczeniu postawami stale słabnących mediów części zachodzących w Polsce procesów o stricte politycznym charakterze. Rzecz być może w tym, że obecny prezes PiS był jako szef PC pierwszoplanowym politykiem już we wczesnych latach 90., gdy realna siła wpływu mediów na politykę była o wiele większa niż dziś. Niemniej te różnice zagrały ostatecznie na korzyść partii Kaczyńskiego nie Platformy. PiS przez lata konsekwentnie wspierał budowę prawicowych mediów - czego efektem jest dziś posiadanie przez tą partię zaplecza w trzech tożsamościowych tygodnikach, jednej stacji telewizyjnej i w całej sieci projektów funkcjonujących już wyłącznie w sferze nowych mediów. Tymczasem Platforma nie interesowała się nawet losem mediów publicznych nieuchronnie dryfujących w stronę komercji. Media stanowiące bezpośrednie zaplecze Platformy i przez nią stworzone w sensie porównywalnym z medialnym zapleczem PiS składają się zaś z... dwóch bardzo interesujących, lecz niemających żadnego wpływu na politykę kwartalników.

Grzech 7. Arogancja władzy
Nic lepiej nie obrazuje sytuacji, w jakiej znalazła się w ostatnim roku Platforma, niż to, że strategię partii kształtuje najbardziej zgrany spin doktor w historii polskiej polityki, całkiem niedawno importowany z pozycji byłego PiS-owca. - Ja nie powiem, w co zamienia się to, czego dotyka Tusk, bo na sali są dzieci - tak parafrazował mit o królu Midasie Michał Kamiński w 2007 roku. Dziś to on prowadzi kampanię Platformy, nagrywa żenujący film z sobą śpiewającym wyborczą piosenkę promującą wyłącznie Michała Kamińskiego i z dumą podpisuje się jako doradca premier RP. Trudno o lepszy dowód lekceważenia wyborców i rozminięcia się z rzeczywistością.

To jednak tylko ponura końcówka procesu, który obserwować można było w Platformie od lat - z pewnością zaś od początku drugiej kadencji. Platforma zamieniając się w partię władzy, coraz bardziej oddalała się i od dobrych standardów polityki, i od realnych społecznych nastrojów. Wyjątkowo marna, rozwlekła, przeciągnięta w czasie i potęgująca kryzysowe straty reakcja partii na drugzoczącą dla niej aferę taśmową jest tu najlepszym przykładem takiego oddalenia.

Być może mniej więcej o tym zresztą myślał Donald Tusk, gdy w 2011 roku mówił, że „Platforma może przegrać jedynie sama ze sobą”. Choć wtedy był to też policzek wymierzony w pogrążony wtedy w kompletnej apatii PiS (co dziś wydaje się bardzo odległą przeszłością), nie da się ukryć, że były premier miał sporo racji. Nawet dziś, na trzy tygodnie przed wyborami, Platforma nie potrafi nawet podjąć próby przezwyciężenia samej siebie. Mało prawdopdobne, by cokolwiek tu się jeszcze zmieniło. Skorzysta na tej przegranej Platformy z Platformą nie tylko PiS, lecz także Nowoczesna, Zjednoczona Lewica i być może nawet Partia Razem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wina Tuska, czyli siedem grzechów głównych Platformy Obywatelskiej - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska