Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawomocny wyrok za śmierć człowieka w nocnym klubie. Pięć lat więzienia utrzymane

Marcin Rybak
Ochroniarz nocnego klubu Passion na wrocławskim Rynku prawomocnie skazany za spowodowanie śmierci gościa klubu we wrześniu ubiegłego roku. Sąd Apelacyjny utrzymał karę pięciu lat więzienia, chociaż uznał, że oskarżony Igor W. popełnił poważniejsze przestępstwo, niż przypisywał mu Sąd Okręgowy. W pierwszej instancji sprawca dramatu został skazany za "nieumyślne spowodowanie śmierci". Sąd zmienił to na "pobicie ze skutkiem śmiertelnym". Nakazał też skazanemu zapłacić 120 tysięcy zadośćuczynienia rodzinie ofiary.

Jaka jest różnica? Za nieumyślne spowodowanie śmierci Igor W. dostał najwyższa możliwą karę. Przy zmianie opisu przestępstwa można było - teoretycznie - zaostrzyć ją nawet do dwunastu lat. Sędziowie uznali jednak, że pięć lat to sprawiedliwy wyrok. Bo w końcu Igor W. miał dobrą opinię w swoim środowisku, nigdy wcześniej ani później nie wszedł w konflikt z prawem.

- Nie ma takiej ceny. Nie ma takiej kary, która zrekompensowałaby śmierć bliskiej osoby - mówił uzasadniają wyrok sędzia Bogusław Tocicki. - Nawet gdybyśmy dali 12 lat więzienia. Może tylko na chwilę dałoby to gorzką satysfakcję. Poczucie sprawiedliwości państwa - mówił zwracając się do żony ofiary tragedii - nie byłoby większe, gdyby kara była surowsza.
Chwilę wcześniej Joanna H., żona ofiary - jako oskarżyciel posiłkowy - domagała się sprawiedliwości. Prosiła o "najwyższy możliwy wyrok jaki sąd jest w stanie wydać".

Fakty w tej sprawie są bezsporne. Istota sporu oskarżenia z obroną dotyczyła tego czy Igor W. - z całej siły uderzając ofiarę w twarz - mógł przewidzieć i godził się na jej śmierć. Sąd Apelacyjny odpowiedział na te pytania twierdząco. Tak godził się. Tak mógł i powinien przypuszczać, że to co zrobił może spowodować nawet śmierć.

Do tragedii doszło w nocy z 21 na 22 września ubiegłego roku. Ofiara - Mariusz H. - trafił do klubu na wrocławskim Rynku niedaleko kamieniczek Jaś i Małgosia. Był razem z kolegą. Do odwiedzin Passion namówiła ich jedna z dziewczyn. To tak zwane "selekcjonerki" krążące wieczorami po Rynku z kolorowymi parasolami. Weszli do środka, siedli na chwilę i chcieli szybko wyjść. Okazało się bowiem, że za wstęp trzeba zapłacić. Podczas wychodzenia doszło do awantury z dwoma ochroniarzami.

Oskarżony i jego kolega próbowali przekonywać sąd, że wyprowadzani mężczyźni byli agresywni. Ale nagrania z kamer - zamontowanych w lokalu - przeczą temu. Do ataku doszło już poza klubem znajdującym się w podziemiach jednego z budynków na wrocławskim Rynku. - Nie było żadnego powodu, by uderzyć Mariusza - przekonywało oskarżenie. - Atak zaczął się od pchnięcia w plecy, więc trudno uznać, że Igor W. czegoś się obawiał w zachowaniu Mariusza. Uderzony - jeden ze świadków mówił, że był to "cios na nokaut" - upadł i uderzył głową o ziemię. Kilka dni później zmarł w szpitalu.

Sąd Okręgowy ocenił, że doszło do "nieumyślnego spowodowania śmierci". W środę Sąd Apelacyjny orzekł inaczej. Oskarżony - mówił sędzia Tocicki - od dziecka zajmował się sportami walki. Uderzenie pięścią w głowę to był cios nokautujący. W dodatku wobec osoby nietrzeźwej, która nie spodziewała się ataku. I to w miejscu gdzie jest kamienna posadzka.

- Chciał zabić? Na pewno nie - odpowiada sąd. Ale powinien taki skutek przewidzieć. Dlaczego więc sędziowie nie podwyższyli kary? - Sąd Okręgowy - tłumacząc wyrok pięciu lat więzienia za "nieumyślne spowodowanie śmierci" - mówił, że to najwyższy przewidywany przez prawo wyrok za takie przestępstwo. Gdyby prawo przewidywało surowszy wyrok - mówił w pierwszej instancji sędzia Artur Kosmala - taki surowszy byłby zasądzony.

Obrona przekonała jednak Sąd Apelacyjny, że są w tej sprawie "okoliczności łagodzące". Fakt, że Igor W. nigdy nie był
karany, żyje porządnie, ma wzorową opinię na uczelniach, gdzie studiuje i tam gdzie mieszka. Na plus dla niego sędziowie uznali też zachowanie zaraz po feralnym ciosie. Gdy próbował pomagać nieprzytomnemu Mariuszowi H. Choć na filmie z monitoringu widać, ze ta "pomoc" była wyjątkowo nieudolna, np. próba sadzania na krzesło nieprzytomnego człowieka.

- Bałam się, że będzie mniej niż te pięć lat - powiedziała nam po wyjściu z sali rozpraw żona ofiary. - Zresztą nawet jakby mu dali i 100 lat więzienia, to co by to zmieniło?

Sędzia Tocicki wspomniał też, że rodzina Mariusza H. może wystąpić do sądu cywilnego przeciwko firmie prowadzącej lokal o odszkodowanie. Jak się dowiedzieliśmy, tego typu pozew nie jest wykluczony.

O wyroku Sądu Okręgowego - CZYTAJ TU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska