Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rok po Ełro 2012 stadion to jusz mózeum, czyli nie matóra, a chenć żczera zrobi...

Arkadiusz Franas
Polskapresse
Nie, korekta nie miała wolnego. Nie przytrafił mi się też żaden wypadek powodujący kompletną utratę świadomości ortograficznej przypominającą tuwimowski wiersz: "Abecadło z pieca spadło,/ O ziemię się hukło,/ Rozsypało się po kątach,/ Strasznie się potłukło."

Dzięki Bogu wszyscy zdrowi, czego i Państwu życzę z całego serca. Ale zanim więcej o tytule, to kilka słów o pewnym akcie desperacji urzędniczej. Nie wiem, czy Szanowni Czytelnicy zarejestrowali fakt, iż kierownictwo wrocławskiego stadionu, de facto w budowie, uznało, że czasy jego świetności, jakże niezwykle krótkotrwałe, mamy już za sobą. I zgłosiło obiekt do akcji... Noc Muzeów. Ktoś skomentował, że to ruch z serii tonący brzytwy się chwyta. A ja mam wrażenie, że już się jakiś czas temu chwycił i ta decyzja to efekt niedokrwienia pewnych istotnych partii ciała mających decydujący wpływ na ludzkie decyzje. W tej kwestii mam dwa pytania. Jest to muzeum czego? Polskiej piłki, braku wyobraźni, złego zarządzania, nieprzewidywalności, uprawy trawy? Niepotrzebne skreślić, a ewentualnie potrzebne dopisać. A drugie pytanie brzmi: teraz stadion będzie tylko do oglądania sam w sobie, koniec z imprezami? Faktycznie łatwiej, mniej kosztownie, ale co tam jest do oglądania? Zarząd spółki, trawa, parking, toalety... Gdy kiedyś prezydent Wrocławia przekonywał mnie o konieczności postawienia takiego obiektu w stolicy Dolnego Śląska, to liczyłem na nieco więcej. No cóż...

Naprawdę próbowałem sobie na różne sposoby wytłumaczyć okoliczności tej decyzji o Nocy Muzeów. I szło mi coraz lepiej. Rozumiem, że podczas Wampiriady na trybunach zasiądzie 40 tysięcy kibiców, którym upuści się krwi do wielkiego zbiornika stojącego na środku murawy. Albo taka megatransfuzja. Wszyscy połączeni tysiącami wężyków przekazujemy sobie dar życia. Wow... Albo Noc Grilli. Ognicho od bramki do bramki, 40 tysięcy kijków z kiełbaskami. Musztarda z helikoptera kap, kap, kap. Mniam...

Jak patrzę na ten nasz stadion, to przypomina mi się niedawno rozebrany Poltegor. Też budowany w bólu i nigdy naprawdę niedokończony. Postał sobie 25 lat i nie ma. I nikt go chyba nie żałował. Taka wrocławska karma? Oby nie.

No to wróćmy do tytułu. Ten tytuł to mój "protest buond" w związku ze współczesną maturą. Pisałem o tym już chyba kilka razy i nie przechodzi mi. Co więcej, wzburzony jestem coraz bardziej. Widzieli Państwo arkusze z matury z języka polskiego? Pierwsze zadanie to "rozumienie czytanego tekstu". Na maturze?! Nie zdziwiłbym się, gdyby chodziło o egzamin 6-klasisty. Ręce opadają. Potem nie jest lepiej. Jest coś, co trochę starsi nazywali wypracowaniem. Temat do wyboru, ale by przypadkiem młody człowiek nie miał kłopotów, to na arkuszu pokazano fragment lektury, której praca ma dotyczyć. Zaczynam rozumieć. Już nieraz słyszałem, że maturę zdali ludzie, którzy nie przeczytali żadnej lektury. Faktycznie, nie muszą. Ale jak my mamy zachęcać dzieci do czytania?

Podczas długiego weekendu pewna dość bliska mi 13-latka z bólem wzięła się za "Skąpca" Moliera. Przymuszana trzydniowymi opadami deszczu i warczeniem wyżej podpisanego. Po przeczytaniu kilku wersów odezwała się: Jezu! Jakim językiem to jest napisane?! Bezczelnie jej odpowiedziałem: Ładnym. I przypomniała mi się pewna piosenka, której kilka dni wcześniej wysłuchaliśmy w jej ulubionej rozgłośni. 90 procent tekstu brzmiało: pa, pa pa, pa, boom, boom, boom, boom, pa, pa... Mogę się mylić w liczbie boomboomów. Sorry, bumbumów, bo potem okazało się, że była to polska piosenka. To cóż tu Molier ma startować ze swym: "Cóż to, nadobna Elizo, zapadłaś, widzę, w smutek po chwili serdecznego zapału, który sprawił, iż tak wspaniałomyślnie oddałaś mi wiarę i słowo?". To pierwsza kwestia Walerego z tej lektury.

Ja też uwielbiam piosenkę, która zaczyna się "Boom, boom, boom, boom". Ale John Lee Hooker w swoim bluesie opowiada ładną miłosną historię. Moi rodzice słuchali Haliny Kunickiej z jej "pa pa pa pa ra pa pa pa pa ra..., ale w "Orkiestrach dętych" autor tekstu Jan Tadeusz Stanisławski opowiedział w sympatyczny sposób dzieje muzykującej rodziny, jak to "Babcia stała na balkonie, dołem dziadek defilował..." a potem "huknął jej puzonem". Na pa, pa, pa się nie skończyło.

A wiedzą Państwo, że teraz na maturze można korzystać ze słownika ortograficznego i poprawnej polszczyzny? "To po co mi ćwiczyć ortografię - odpowie mi teraz dziecię. - Sprawdzę se".

Mój tytuł jest hipotetyczną bardzo sytuacją, w jakiej może znaleźć się obecnie kształcony nastolatek, który nagle nie ma gdzie "se sprawdzić". Bo za kilka lat pewnie na maturze nie będzie już słowników, a komputer z internetem. I nagle prądu braknie. Bo zawsze może zabraknąć.

To może by jednak w jakimś rozporządzeniu napisać, żeby zawsze zabierać też "głowę". Powinno ono dotyczyć nie tylko maturzystów, ale także, albo i przede wszystkim tych, co wydają różne fajne rozporządzenia o nauczaniu. I może też czasami warto przypomnieć myśl Jana Zamoyskiego: "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie" z aktu fundacyjnego Akademii Zamojskiej. Akademię założył ponad 400 lat temu, a to nadal aktualne. Tylko Zamoyski czytał dużo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rok po Ełro 2012 stadion to jusz mózeum, czyli nie matóra, a chenć żczera zrobi... - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska