Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie: Szepnijcie, proszę, na ucho - co dalej?

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber - szef działu Sport
Wojciech Koerber - szef działu Sport Janusz Wójtowicz
Co dalej? Co dalej?! Gdy zadajemy sobie takie oto pytanie, z reguły pojawia się u nas na twarzy zakłopotanie, niepewność. Tymczasem Leszek Miller, ten stary wyga, gdy zaciął się podczas 1-majowej przemowy, pytał swego przybocznego "co dalej" w sposób przeuroczy.

Przez zaciśnięte usta, ale i z uśmiechem na ustach. Miał wszelako to szczęście, że do swoich mówił, do klakierów. A zatem po każdym takim hasełku nie brakowało przerwy na oklaski. I na podpowiedź. Tak, musicie to przyznać, Miller jest przeuroczy. Bardziej niż Kalisz, ten socjalista za kierownicą jaguara. I Palikot, magnat alkoholowy. Jak i Kwaśniewski, także z alkoholem kojarzony, lecz bardziej na nim stratny niż zarabiający. Ot, lewica kawiorowa.

No, ale o przemówieniach zacząłem, niełatwy to w końcu kawałek chleba. Ja również odczuwam często tremę przed konferansjerką - zapłacą czy nie zapłacą. Pamiętam też takie doświadczenie sprzed wielu lat. Otóż stojąc i gadając coś - całkiem niegłupio zresztą - przed licznym oraz szacownym audytorium, czuję, że jedno kolano z lekka drży. I tak stoję na tej scenie przed mikrofonem, gadam, a głowę moją zaprząta myśl - czy to przez spodnie widać, że ono drży? Czy to widać?! W końcu zaczął mówić ktoś inny. Wtedy na moment spuściłem wzrok i sprawdziłem - ufff, nie widać! W jednej chwili poczułem się tak pewnie, że przestało dygotać.

A wpadki? Notują je niemal wszyscy, choć to właśnie ci z lewa, ze wschodu znaczy, stają się u nas obiektem kpin. Rok 1980, Moskwa, otwarcie igrzysk olimpijskich. Na trybunę wchodzi Breżniew, wyciąga tekst przemówienia i rusza: "O, O, O, O, O." Błyskawicznie reaguje więc jeden z organizatorów i wyjaśnia na ucho: "Towarzyszu sekretarzu, tekst przemówienia zaczyna się nieco niżej, a to, co teraz czytacie, to kółka olimpijskie!"

Sztukę oracji do perfekcji niemal opanował Macierewicz, w tym jednak przypadku pojawia się problem, który najtrafniej oddaje króciutki dowcip. Mianowicie taki. Przychodzi Macierewicz do lekarza, a lekarz: "No, nareszcie!".

Już bodajże piąty akapit rozpoczynam (a może nawet dalszy, Grzesiek Chmielowski, wydawca, próbuje niekiedy te moje złote myśli na krótsze rozbijać), no więc kolejny już akapit rozpoczynam, a jeszcze dziś nie przeklinałem. Spróbuję zatem dojechać dyplomatycznie do końca, choć - wierzcie - łatwo nie będzie. O polityce bez rzucania mięsem? My przecież żadnej władzy nie lubimy. Z prostego powodu - bo oni mają lepiej. Mimo że z mówieniem u nich średnio, a i z pisaniem podobnie. Jak u prezydenta, z którym łączymy się "w bulu i nadzieji". A więc - co będzie dalej? Podpowiedzcie mi, proszę, szepnijcie na ucho.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska