Przez zaciśnięte usta, ale i z uśmiechem na ustach. Miał wszelako to szczęście, że do swoich mówił, do klakierów. A zatem po każdym takim hasełku nie brakowało przerwy na oklaski. I na podpowiedź. Tak, musicie to przyznać, Miller jest przeuroczy. Bardziej niż Kalisz, ten socjalista za kierownicą jaguara. I Palikot, magnat alkoholowy. Jak i Kwaśniewski, także z alkoholem kojarzony, lecz bardziej na nim stratny niż zarabiający. Ot, lewica kawiorowa.
No, ale o przemówieniach zacząłem, niełatwy to w końcu kawałek chleba. Ja również odczuwam często tremę przed konferansjerką - zapłacą czy nie zapłacą. Pamiętam też takie doświadczenie sprzed wielu lat. Otóż stojąc i gadając coś - całkiem niegłupio zresztą - przed licznym oraz szacownym audytorium, czuję, że jedno kolano z lekka drży. I tak stoję na tej scenie przed mikrofonem, gadam, a głowę moją zaprząta myśl - czy to przez spodnie widać, że ono drży? Czy to widać?! W końcu zaczął mówić ktoś inny. Wtedy na moment spuściłem wzrok i sprawdziłem - ufff, nie widać! W jednej chwili poczułem się tak pewnie, że przestało dygotać.
A wpadki? Notują je niemal wszyscy, choć to właśnie ci z lewa, ze wschodu znaczy, stają się u nas obiektem kpin. Rok 1980, Moskwa, otwarcie igrzysk olimpijskich. Na trybunę wchodzi Breżniew, wyciąga tekst przemówienia i rusza: "O, O, O, O, O." Błyskawicznie reaguje więc jeden z organizatorów i wyjaśnia na ucho: "Towarzyszu sekretarzu, tekst przemówienia zaczyna się nieco niżej, a to, co teraz czytacie, to kółka olimpijskie!"
Sztukę oracji do perfekcji niemal opanował Macierewicz, w tym jednak przypadku pojawia się problem, który najtrafniej oddaje króciutki dowcip. Mianowicie taki. Przychodzi Macierewicz do lekarza, a lekarz: "No, nareszcie!".
Już bodajże piąty akapit rozpoczynam (a może nawet dalszy, Grzesiek Chmielowski, wydawca, próbuje niekiedy te moje złote myśli na krótsze rozbijać), no więc kolejny już akapit rozpoczynam, a jeszcze dziś nie przeklinałem. Spróbuję zatem dojechać dyplomatycznie do końca, choć - wierzcie - łatwo nie będzie. O polityce bez rzucania mięsem? My przecież żadnej władzy nie lubimy. Z prostego powodu - bo oni mają lepiej. Mimo że z mówieniem u nich średnio, a i z pisaniem podobnie. Jak u prezydenta, z którym łączymy się "w bulu i nadzieji". A więc - co będzie dalej? Podpowiedzcie mi, proszę, szepnijcie na ucho.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?