Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk Wrocław: Czas na Pogoń. Puchar? Została modlitwa o cud

Jakub Guder
Eric Mouloungui nie spełnia pokładanych w nim nadziei
Eric Mouloungui nie spełnia pokładanych w nim nadziei Janusz Wójtowicz
Po czwartkowej porażce w pierwszym meczu finału Pucharu Polski z Legią szanse Śląska na zdobycie tego trofeum są iluzoryczne. Wrocławianie zagrali tak jak obecnie potrafią - ani lepiej, ani gorzej, a drużyna Jana Urbana pokazała, dlaczego jest liderem ekstraklasy. Piłkarze Levego muszą skupić się na niedzielnym ligowym meczu z Pogonią Szczecin

WKS od pewnego czasu gra bez napastnika, bo Łukasz Gikiewicz i Eric Mouloungui nie stanowią właściwie żadnego zagrożenia dla bramkarza rywali. Gabończyk w czwartek zagrał dramatycznie, zszedł już w przerwie i chyba wypada się cieszyć, że mistrzowie Polski nie muszą płacić mu żadnej pensji. - Faktycznie, u nas bramki strzelają pomocnicy, ale mieliśmy 5--6 dobrych okazji w tym spotkaniu - komentował mecz Stanislav Levy, dla którego dzień 55. urodzin (właśnie 2 maja) nie był zbyt udany. Gdyby gospodarze mieli w swoich szeregach kogoś takiego jak Marek Saganowski (jeszcze przed przerwą zdobył dwie bramki dla legionistów), to byłoby im zdecydowanie łatwiej.

ZOBACZ: ŚLĄSK - POGOŃ: RELACJA NA ŻYWO

Zagadką jest też forma Przemysława Kaźmierczaka. Śmiemy zaryzykować tezę, że od kiedy jest we Wrocławiu, tak źle jeszcze nie grał. - Ja nie krytykuję żadnego zawodnika. Prawda jest taka, że nie wszyscy nasi piłkarze podawali optymalnie, a Legia miała 11 ludzi grających na dobrym poziomie - powiedział Czech zapytany o postawę "Kaza".

Levy przyznał, że goście wygrali zasłużenie. - Byli lepszą, bardziej agresywną drużyną- komentował.
Raz jeszcze potwierdziło się też, że zneutralizowanie Sebastiana Mili, to klucz do wygranej ze Śląskiem. Kapitan WKS-u przez całe spotkanie był zupełnie niewidoczny - Ivica Vrdoljak i Dominik Furman na niewiele mu pozwalali. - Wydaje mi się, że zagraliśmy najlepsze spotkanie na wiosnę w najbardziej odpowiednim momencie. Mecz ułożył nam się bardzo dobrze. Widać było, że udało nam się zneutralizować bardzo silne skrzydła rywali, no i ich gwiazdę - Sebastiana Milę. To zawodnik, który jeśli ma tylko troszeczkę miejsca, to wszystko widzi na boisku. Dzisiaj nie pozwoliliśmy mu na zbyt wiele i to jedna z przyczyn, że Śląsk nie stworzył sobie zbyt wielu sytuacji. Można nawet powiedzieć, że 2:0to najniższy wymiar kary- mówił trener Legii Jan Urban, który przecież we Wrocła-wiu z różnych przyczyn niemógł skorzystać z kilku swoich kluczowych zawodników: Miroslava Radovicia, Daniela Ljuboi, Bartosza Bereszyńskiego czy Jakuba Wawrzyniaka.

Nie ukrywajmy - za tydzień w Warszawie musiałby się zdarzyć cud, by Śląsk odrobił stratę, chociaż warto przypomnieć, że w poprzednim sezonie w lidze na Łazienkowskiej WKS prowadził z Legią do przerwy 2:0 (ostatecznie wygrał 2:1).
- Gdy po pierwszym spotkaniu dwumeczu na wyjeździe prowadzi się 2:0, to losy pucharu powinny być już rozstrzygnięte. Gdybyśmy nie wykorzystali takiej szansy, to pewnie długo byśmy lamentowali. Nie powinniśmy wypuścić takiej szansy - stwierdził Urban.

- Nadzieja umiera ostatnia. Wcześniej czeka nas jeszcze jednak ważny mecz w niedzielę z Pogonią Szczecin. Musimy zrobić wszystko, żeby zatrzeć złe wrażenie - stwierdził Levy i nie wykluczył, że w najbliższym czasie będzie rotował składem. Przeciwko "Portowcom" nie zagra raczej Marian Kelemen, który wciąż narzeka na stłuczone biodro. Do urazu doszło podczas środowego treningu.

Przypomnijmy, że jesienią - po przeciętnej grze - WKS wygrał w Szczecinie 3:0.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Śląsk Wrocław: Czas na Pogoń. Puchar? Została modlitwa o cud - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska