Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z polskiego na nasze: Im lepiej, tym gorzej

Andrzej Górny
Polskapresse
Cynicznym politykierom, demagogom i rozmaitej swołoczy dbającej tylko o swoje przyświeca hasło "im gorzej, tym lepiej". Bo jak się w państwie coś chwieje, a najlepiej wali, to oni, na bazie słusznego gniewu ludu, potrafią sobie wyrwać kawałek władzy i kasy.

Ale ja nie o tym. Odwróciłem ten slogan o 180 stopni i podsumowałem postęp, jaki dokonał się w ciągu, powiedzmy, ćwierćwiecza. Nastolatki, przy których napomknę o latach zamierzchłych, nie rozumieją i kwitują te rewelacje szyderczymi uśmieszkami.

W 1980, podczas wyprawy do Niemiec w celach zarobkowych (na "czarno" oczywiście), ja i moi kumple byliśmy stale niewyspani. Aby z Berlina Zachodniego dodzwonić się do rodziny we Wrocławiu, trzeba było spędzić w budce telefonicznej kilka godzin. Fama głosiła, że nocą o połączenie łatwiej. Do dziś mam w uszach brzęk monet kilkaset razy wrzucanych do aparatu i zaraz wypluwanych oraz głos z taśmy: "Keine Anschluss mit diese Nummer" (Brak połączenia z tym numerem). Najgorzej miał młody, który zostawił w kraju narzeczoną i po kilku całonocnych próbach wreszcie się do niej dodzwonił. On truł o miłości i tęsknocie, a ona o tym, jaki kożuszek ma jej kupić, w jakim fasonie dżinsy i jakie mydła (koniecznie "Zielone jabłuszko") i cienie do powiek. Po tej relacji jeden niedowiarek pyta: - A co, komórek żeście zapomnieli? Trzeba było kupić na miejscu. A drugi: - Opłacało się mydło wozić? W Polsce drogerie pozamykali? Ręce opadają.

Pierwsza raz na Zachód ruszyłem limuzyną marki Syrena. Wypożyczyłem w Motozbycie skrzynkę części zamiennych. Miała zaradzić każdej awarii, może z wyjątkiem czołówki z tirem. Jak się samemu nie umiało naprawić, to zawsze kolega pomógł. Lata później przesiadłem się na opla i wyczytałem w instrukcji, że wolno mi w aucie wymienić płyn w spryskiwaczach, sprawdzić poziom oleju i dolać benzyny. Reszta obsługi - tylko w serwisie.

Ciekawe, kto jeszcze pamięta pierwsze polskie telewizory kolorowe? Była to namiastka wymyślona przez jakiegoś "prywaciarza". Na ekran nakładało się kawał plastyku, który opalizował kolorami w miejscach przypadkowych. Toteż piękna aktorka mogła mieć twarz zieloną, dekolt fioletowy, a jej amant emanował naprzemian błękitem i beżem.
Wspominam te siermiężne czasy, aby je zestawić z dzisiejszymi luksusami. Polepszyło się, ale uwaga, może się popieprzyć.

Ostatnio poczułem się jak w sennym koszmarze. Jednocześnie padły: komputer, telewizor, komórka i samochód. Ponadto zacięła się roleta w drzwiach na taras, nie funkcjonował domofon, pralka wpadała w szaleńcze wibracje, a lodówkę zalewała woda. Drobiazgi, jednak powiększające skalę kataklizmu.

Życie zadaje kłam porzekadłu, iż od przybytku głowa nie boli. Cierpi nie tylko głowa, ale też portfel oraz wiara w błyskawiczne usługi naprawcze. Większość awarii usunięta, ale internetu nadal nie mam. Dlatego zaraz pakuję ten felieton na pendrive'a i wiozę do redakcji. Dojadę, jeżeli pasek klinowy nie pęknie czwarty raz w tym roku.
Po co właściwie wychodziliśmy z tych jaskiń?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska