Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy i ostatni mecz Śląska Wrocław, na który poszedłem z synem (LIST)

red.
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne Tomasz Hołod
"W tramwaju wódka lała się strumieniami, uszy puchły od przekleństw, a moje małe dziecko nie miało czym oddychać w tłumie ledwie trzymających się na nogach kibiców" - tak swój powrót z meczu Śląska Wrocław wspomina pan Piotr - internauta, który z wielkimi obawami zabrał syna na mecz Śląsk Wrocław - Lechia Gdańsk. Rozczarowany jest nie tylko powrotem.

CZYTAJ TAKŻE: CZY DRUŻYNIE ŚLĄSKA MOGĄ KIBICOWAĆ TYLKO BIALI (LIST)
Oto cały list internauty:
Długo się zastanawiałem zanim zdecydowałem się na pójście z moim 8-letnim synem na mecz Śląska Wrocław. Tyle się nasłuchałem o przeklinaniu i awanturach pseudokibiców, że miałem obawy, czy aby na pewno jest to odpowiednia rozrywka dla mojego dziecka. Postanowiłem jednak że spróbuję.
Do kas przyjechałem przed 14, zobaczyłem 12 osób w kolejce do prowizorycznej budki. Pomyślałem, że to kwestia 10-15 minut, ale się myliłem. Dopiero o 14:35 stanąłem przed obliczem kasjerki, która zażądała od mojego dziecka PESELU w celu, jak to powiedziała, zapewnienia bezpieczeństwa. Że niby moje dziecko musi być spisane w razie gdyby zaczęło rozrabiać na stadionie?! Ok, jeśli to ma się przyczynić do bezpieczeństwa, niech będzie.
Spóźnieni, ale szczęśliwi zasiedliśmy na trybunie przeznaczonej dla rodzin z dziećmi. Na początku atmosfera była bojowa, ale bez wulgaryzmów. Kibice Lechii i Śląska są zaprzyjaźnionymi klubami, więc nie obrażali się wzajemnie, ani nie bili. Niestety po pół godzinie niektórzy z nich pokazali "kibolowskie" oblicze i puścili kilka wiązanek. Syn włożył sobie palce do uszu, jak go zapytałem, co robi odpowiedział, że nie chce się nauczyć brzydkich wyrazów. Nawet zabawna sytuacja, ale pytanie - dlaczego ośmiolatek wie, że pewnych wyrazów nie używamy w miejscu publicznym, a KIBOL nie?
Mecz się skończył remisem, więc wracaliśmy do zaparkowanego auta z w miarę pozytywnym nastrojem. A tu niespodzianka! Na ul. Gosławickiej zastaliśmy 6 aut Straży Miejskiej. Strażnicy metodycznie wręczali mandaty za zaparkowanie auta na klepisku naprzeciwko bloku. Naszego auta już nie było. Podczas gdy my oglądaliśmy mecz, straż odholowała nasz samochód na parking przy ul. Sienkiewicza. Podejrzewam, że Strażnicy pojawili się na Gosławickiej od razu na początku meczu, bo dobrze znają to miejsce. Wiedzą, że będą tu mieli żniwa, w końcu po to ustawili tam znak...
Po co stoi znak zakazu parkowania w miejscu, gdzie jest miejsce do parkowania? Parkujący tam auta nie tarasują przejazdu, nie stwarzają niebezpieczeństwa w ruchu drogowym. A może jest to miejsce zwane "maszynką do zarabiania pieniędzy"? Dzięki zaangażowaniu Straży Miejskiej budżet miasta będzie bogatszy o moje 600 zł.
No i jeszcze miejsce, gdzie bardzo brakowało Straży Miejskiej - tramwaj z kibolami. Byliśmy zmuszeni, z wiadomych względów, wrócić do domu komunikacją miejską. W tramwaju wódka lała się strumieniami, uszy puchły od przekleństw, a moje małe dziecko nie miało czym oddychać w tłumie ledwie trzymających się na nogach kibiców. Gdyby tam pojawiła się Straż Miejska, dopiero miałaby żniwa! Mandacik za picie alkoholu, za wulgaryzmy, za dewastację mienia. Ale to jest zbyt męczące dla Strażników. Użerać się z pijakami jest dużo trudniejsze niż odholowanie auta. Rachunek jest prosty - żeby zarobić 600 zł trzeba albo użerać się z trzema kibolami albo odholować jedno auto. Wybór jest oczywisty.
Muszę powiedzieć, że moje dziecko, mimo wszystko, nie zniechęciło się i chce iść za tydzień na kolejny mecz Śląska. Ja jednak nie potrafię patrzeć na polską rzeczywistość szczerymi i naiwnymi oczami dziecka, a następny mecz obejrzę z synem w domu.
Piotr M. (39 lat)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pierwszy i ostatni mecz Śląska Wrocław, na który poszedłem z synem (LIST) - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska