Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyżej niż Mount Everest

Zbigniew Figat
O himalaistach pisaliśmy w "Słowie Polskim"
O himalaistach pisaliśmy w "Słowie Polskim" Michał Pawlik
Wracamy do tematów, które poruszyły Czytelników "Słowa Polskiego".

Gdy 17 lutego 1980 roku dotarła do nas wiadomość, że Polacy zdobyli Mount Everest od strony przełęczy południowej, pojechałem do Tychów, aby przeprowadzić wywiad z żoną himalaisty Krzysztofa Wielickiego.

Zastałem tam także jej ojca z szampanem, więc we trójkę wznieśliśmy toast za sukces i szczęśliwy powrót Krzysia, który zimą zaszedł najwyżej na świecie wraz z wysokogórską wyprawą, kierowaną przez Andrzeja Zawadę.

Oni schodzili z Mount Everestu w mrozie i huraganowym wietrze, a my, w ciepłym, osiedlowym mieszkanku, rozmawialiśmy o tym, na jakie Wielicki wspinał się góry, studiując we Wrocławiu, o czym jego żona, wówczas nauczycielka w tyskiej podstawówce, mówiła z uznaniem. Nie użalała się nad sobą, że żyje samotnie przez wiele dni w roku, wychowując synka, w ciągłym lęku o życie męża - późniejszego zdobywcy Korony Ziemi.

Krzysztof Wielicki urodził się w wielkopolskiej wiosce Szklarka, gdzie chodził do podstawówki, a potem uczył się w Liceum Ogólnokształcącym w pobliskim Ostrzeszowie. Po studiach na Politechnice Wrocławskiej, jako elektronik, podjął pracę w Fabryce Samochodów Małolitrażowych, mieszkając w Tychach z żoną Jolą i synkiem Marcinkiem. Był nadal członkiem Wrocławskiego Klubu Wysokogórskiego i dlatego "Słowo Polskie", donosząc w tytule o gratulacjach od Edwarda Gierka, okrasiło ten sukces informacją, że wśród zimowych zdobywców Mount Everestu jest wrocławianin Krzysztof Wielicki.

Siedem lat temu też pisałem w "Słowie Polskim" o Krzysztofie Wielickim, bo elitarny Explorer Club w Nowym Jorku przyznał mu najwyższe odznaczenie i nagrodę. Musiał je przyjmować we fraku, w którym nie wyobrażałem sobie tego człowieka gór. Nieco wcześniej spotkaliśmy się w Katowicach na radiowym bankiecie znanych śląskich par. Jola mówiła mi wówczas o tym, że syn kończy studia, a córki uczą się w liceum.
Krzysztof, stojąc obok wpatrzonej w niego żony, też z kieliszkiem szampana, opowiadał o dzieciach i zdobywaniu szczytów w Himalajach bez cienia szpanu i wyższości. Ten skromny człowiek spoglądał wówczas z delikatnym uśmiechem na bankietujących szpanerów, którzy zdobywając łatwymi skrótami małe pagórki w "polityce", dumnie zaliczali siebie do elity.

- Ostatni mój szczyt to Gashebrum 2 w pakistańskim Karakorum, na który wszedłem dwa lata temu - mówi mi dziś 59-letni himalaista. - A mały Marcinek, po którego z Jolą poszedłeś tamtego szampańskiego dnia do przedszkola, to już absolwent Akademii Ekonomicznej w Katowicach, który od kilku lat prowadzi nasz sklep turystyczny. Pasjonuje go fotografia i robi wspaniałe zdjęcia w parkach narodowych dla National Geographic. Ania ma 27 lat, skończyła geografię i biologię na UJ, a Marta ma 25 lat i jest po Akademiach Rolniczej i Ekonomicznej we Wrocławiu. Obie w przyszłości założą własne firmy, a teraz poznają smak działalności na własny rachunek w naszych sklepach i magazynie sprzętu turystycznego - w Tychach i Dąbrowie Górniczej.

Cytowane dziś "Słowo Polskie", donosząc 29 lat temu o wielkim sukcesie Polaków w Himalajach, zamieściło dwie depesze - znaki tamtych czasów. W pierwszej zawiadamiają oni I sekretarza PZPR, że polską flagę zatknęli na najwyższym szczycie świata, pobijając rekord zimowego himalaizmu. W drugiej są podziękowania za meldunek i najserdeczniejsze gratulacje z okazji wielkiego sukcesu od Edwarda Gierka, który nawet nie przypuszczał, że wiosenne wybory będą ostatnimi w jego karierze politycznej, choć PZPR, jak donosiła prasa, miała wtedy prawie stuprocentowe poparcie.

W lutym tamtego, historycznego roku, nic nie zapowiadało przełomowego Sierpnia, tak jak na początku ubiegłego 2008 roku nikt jeszcze nie przewidywał światowego kryzysu. Aż się wierzyć nie chce, że tak wielkie wydarzenia w dziejach świata czekają do ostatniej chwili z wejściem w nasze życie.
- A ty, Krzysztof, co sądzisz o światowym kryzysie gospodarczym, który ogarnia Polskę?
- Jakoś i to przetrwamy, bo ludzie kochają łazić po górach.
- A tak z ręką na sercu - co uważasz za swoje największe osiągnięcie?
- Największe moje osiągnięcie to jest to, że żyję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska