Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W gabinecie prof. Hirszfelda

Zbigniew Figat
O badaniach profesora Ludwika Hirszfelda pisaliśmy w "Słowie" 60 lat temu
O badaniach profesora Ludwika Hirszfelda pisaliśmy w "Słowie" 60 lat temu Michał Pawlik
Wracamy do tematów, które poruszyły Czytelników "Słowa Polskiego".

Studentka II roku medycyny weszła do gabinetu światowej sławy mikrobiologa, który ukrywał się po ucieczce z getta w jej rodzinnej wiosce nad Nidą i pozdrowiła go od swojego taty.
- Usiądź, dziecko, dziękuję, co tam w domu słychać? - zapytał starszy pan w białym fartuchu. Ucieszył się, że wszystko jest w porządku i zasugerował dziewczynie zajęcie się mikrobiologią.
Drugi raz weszła do tego gabinetu na III roku, w 1954. Profesor Ludwik Hirszfeld, ubrany w czarny garnitur, leżał w trumnie, wokół której sunął szpaler pogrążonych w smutku ludzi - naukowców, współpracowników, studentów i pacjentów.

Do tego samego gabinetu wchodzimy z niegdysiejszą studentką, a dziś emerytowaną profesor Anną Przondo-Mordarską i siadamy przy okrągłym stoliku. Czytamy o prof. Hirszfeldzie w "Słowie Polskim" sprzed 60 lat, że: "mianowany został dożywotnim członkiem honorowym Akademii Nauk w New Yorku. Dokonał licznych odkryć zajmując się dziedzicznością grup krwi, co stało się podstawą do wykluczenia ojcostwa, na podstawie badania krwi matki, dziecka i domniemanego ojca". Dalej jest o konfliktach serologicznych, plejadach izozerowych i licznych odkryciach profesora, światowej klasy autorytetu w dziedzinie mikrobiologii.

- Wszystko się zgadza - stwierdza pani profesor, odkładając tekst ze "Słowa".
- A gabinet profesora Hirszfelda w lutym 2009 roku?
- Taki sam: starodawne biurko, fotel jak tron z rzeźbieniami, biblioteka i fotele przy stoliku.
- Usiedliście wtedy tutaj oboje pierwszy i ostatni raz: studentka i profesor światowej sławy...
- Wcześniej, jako dziewczynka, widziałam w czasie wojny, jak z moimi rodzicami kąpali się w Nidzie. Dziesięć lat później, będąc studentką, już wiedziałam, że dzięki jego badaniom krwi uratowano tysiące dzieci, lecząc kobiety w ciąży, u których prof. Hirszfeld odkrył, że dla nich płód z konfliktu serologicznego to obcy antygen. Ich przeciwciała szkodzą dziecku w łonie matki.

Kończąc studia, Anna Przondo zajęła się bakteriologią. Profesor, także epidemiolog, już podczas I wojny światowej badał na Bałkanach dziedziczność grup krwi u ludzi różnych ras. Młoda doktor uznała, że zaakceptowałby jej badania drobnoustrojów u ludzi, którzy przyjechali na Dolny Śląsk z różnych regionów - to było wielkie wyzwanie dla bakteriologa. Setki chorób i odmian bakterii. Na przykład specyficzne schorzenia górnych dróg oddechowych, takich jak trąd słowiański i bakteria ozena.

Współpracując z laryngologami, badała i zwalczała te drobnoustroje specjalnie wyhodowanymi bakteriofagami - zabójcami bakterii. Zakażenia ustały, gdy już miała habilitację. Potem zwalczała pałeczki otoczkowe, bakterie powodujące zakażenia u dorosłych i noworodków.

- Z biegiem lat coraz bardziej pochłaniał mnie problem: dlaczego bakterie wywołują choroby? Jestem już na emeryturze, ale do dziś mnie to pasjonuje. Czemu bakterie z taką łatwością zasiedlają się w ludzkim organizmie, który ciągle jest dla nich naturalnym środowiskiem? Wiem, mają pewne cechy, które umożliwiają im kolonizację w nas - chodzi przecież o jej zastopowanie. Ale jak?

- Co by powiedział profesor Hirszfeld, gdyby słuchał Pani tu, w gabinecie szefa Katedry i Zakładu Mikrobiologii Akademii Medycznej?
- Może tak... "Dobrze, żeś mnie posłuchała, dziecko. Zwalczałaś bakterie i wielu wyzdrowiało dzięki tobie, dziecko". Może by tak powiedział.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska