Że już przewraca banki i pożera miejsca pracy - alarmują młodzi krawaciarze w telewizorze. Ci eksperci różnych instytucji finansowych wkładają mi w głowę zwykłą sieczkę, i nawet im się nie dziwię. Taka robota.
Jeszcze niedawno temu piali z zachwytu nad naszym sukcesem gospodarczym, zachęcali do brania kredytów na mieszkania bez wkładu własnego. Wspierali rynek samochodowy, AGD, RTV z giełdami staroci włącznie.
Gdy wybuchła bankowa bomba w Ameryce, z optymistów w jedną noc stali się tragikami i prorokami wszystkiego najgorszego.
Twierdzą, że pół roku temu było dobrze, a teraz zaczyna się dramat. A przecież po wojnie rzadko kiedy szersze rzesze Polaków cieszyły się dobrobytem, stabilizacją i rozwojem.
Bo czy gomułkowskie mieszkania uwierające w biodrach, to był przejaw sukcesu? Lata 80.: inflacja i puste sklepy. Przemiany ustrojowe: masowa likwidacja przedsiębiorstw i miliony ludzi na bruku. Wreszcie ostatnie lata: zaledwie kilka procent wzrostu PKB. Ale też milionowa rzesza emigrantów oraz głodowe emerytury i renty dla paru milionów starszych Polaków.
A więc nie straszcie nowym kryzysem. Bo tak naprawdę nigdy on się w naszym bałaganie nie skończył. I to nas teraz wzmocni, skoro przez pokolenia nie zabiło.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?