Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chore noworodki proszą o ratunek, a szpitale odsyłają je aż do Opola

Eliza Głowicka
Coraz więcej maleńkich dzieci wymaga opieki lekarza
Coraz więcej maleńkich dzieci wymaga opieki lekarza Mikołaj Nowacki
Brakuje miejsc do ratowania wcześniaków. Tymczasem coraz więcej dzieci wymaga leczenia.

Wrocławscy lekarze muszą odsyłać chore noworodki aż do szpitala w Opolu. Powód? W naszym mieście brakuje specjalistycznych stanowisk do intensywnej terapii najmłodszych.

Dzieje się tak, mimo że to właśnie Dolny Śląsk jest na przedostatnim miejscu w kraju, jeśli chodzi o tzw. umieralność okołoporodową.
- Na dodatek ciągle przybywa wcześniaków i noworodków, które wymagają szczególnej opieki medycznej - alarmuje dr Monika Mucha, zastępca ordynatora neonatologii w szpitalu przy ul. Kamieńskiego.

W ostatnich 3-4 latach rodzi się u nas coraz więcej dzieci. Coraz większy odsetek ma zaraz po urodzeniu kłopoty ze zdrowiem. To skutek tego, że wiele kobiet decyduje się na dziecko bardzo późno, grubo po trzydziestce, przez co często dochodzi do powikłań w ciąży.

W szpitalu na Brochowie są tymczasem tylko cztery stanowiska do ratowania wcześniaków. Jedno przypada na 600 porodów. Każdego miesiąca trafia tam średnio dziesięcioro chorych dzieci. Każde z nich powinno leżeć pod respiratorem po kilka tygodni. Nie dla wszystkich wystarcza miejsca, więc szpital odsyła kobiety z patologią ciąży do kliniki przy ul. Dyrekcyjnej, która jako jedyna w mieście ma 10 stanowisk do ratowania wcześniaków.
- Gdy i tam nie ma miejsca, dziecko zostaje u nas. Choć nie powinniśmy go przyjmować, bo Narodowy Fundusz Zdrowia nie zapłaci nam za to - ubolewa Janusz Wróbel, dyrektor szpitala na Brochowie.
Placówka nie ma umowy z Funduszem na intensywną terapię noworodków, a ta jest bardzo kosztowna. Zdaniem NFZ szpital nie spełnia wymogów.
- Mogą się rozliczać w ramach neonatologii, tak jak robili to w ubiegłym roku - nie widzi problemu Maciej Biardzki, dyrektor do spraw medycznych w dolnośląskim oddziale NFZ.

- To tak, jakby za operację wszczepienia bajpasów płacić jak za leczenie anginy - zżyma się dr Artur Kucharski, ginekolog położnik ze szpitala na Brochowie.
Chodzi o spore pieniądze, bo koszt leczenia wcześniaka lub chorego noworodka sięga nawet 100 tys. zł.

Dr Małgorzata Czyżewska, konsultant wojewódzki ds. neonatologii, przyznaje, że problem dotyczy wszystkich szpitali, które prowadzą intensywną terapię noworodków.
- Miejsc jest na styk albo za mało - podkreśla. Zdarzyło się, że chorego noworodka trzeba było wieźć do Opola, bo we Wrocławiu nie było miejsc. Poza tym od lipca ubiegłego roku zmieniły się zasady rozliczania usług medycznych.
- Dochodzi do tego, że im trudniejszy pacjent, tym więcej szpital do niego dokłada - podkreśla.

Czyżewska dodaje, że neonatolodzy planują w tej sprawie rozmowy z NFZ.
W centrali Funduszu oraz u minister zdrowia Ewy Kopacz będzie interweniował także dyrektor brochowskiego szpitala.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska