Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To historia bez dobrego morału

Marek Twaróg, redaktor naczelny "Polski-Gazety Wrocławskiej"
Marek Twaróg, redaktor naczelny "Polski-Gazety Wrocławskiej"
Marek Twaróg, redaktor naczelny "Polski-Gazety Wrocławskiej"
W ujawnionym w piątek rankingu najlepszych kandydatów na premiera (gdyby Tusk został prezydentem) wygrał... Marcinkiewicz. Co to znaczy?

Nie ma już w Polsce dziennikarza, który nie skomentowałby poczynań Kazimierza Marcinkiewicza - drwił niedawno jeden z publicystów, czym dał mi do myślenia, czy aby na pewno raz jeszcze zajmować się żałosnym spektaklem na temat kryzysu wieku średniego i porzucania żony z czwórką dzieci. Nie będę więc oceniał moralnych wyborów byłego premiera. Myślę jednak, że ta tabloidowa telenowela mimo wszystko powinna dać nam do myślenia.

Bo co nas w niej zabolało? Przecież nie to, że mężczyzna w średnim wieku szuka potwierdzenia swojej wartości - to nie nowina. Nie to, że znalazł sobie młodszą - też nie pierwszyzna. Nawet chyba nie to, że latał po redakcjach i opowiadał, jak mu teraz dobrze - wszyscy znamy ludzi z zakłóconym postrzeganiem barier prywatności.

Wydaje mi się, że najbardziej zabolało nas to, że po raz kolejny daliśmy się nabrać. Bo jeszcze pamiętamy, jak Marcinkiewicz z dumą prezentował rodzinę i opowiadał, że jest dla niego najważniejsza, albo jak na blogu pisał koślawe listy miłosne do żony. Uwierzyliśmy wtedy w te jego uczucia i nawet wydawał nam się w tym sentymentalizmie bliski. A teraz krach - oszukał nas, bo to, co pisał, nie było wiele warte. Jednak źle ulokowaliśmy nasze sympatie.

Wierzyłem (dlaczego w czasie przeszłym - za chwilę), że wiarygodność jest dla polityka jedną z najważniejszych wartości. Że dzięki niej można zbudować silne poparcie, bo ludzie lubią, kiedy w zalewie krętactw wreszcie ktoś mówi do nich otwarcie. Prawda to tak oczywista, że - wydawało mi się - nowoczesny polityk dawno powinien ją znać.

Marcinkiewicz od początku chciał grać rolę szczerego naiwniaka, co to brzydzi się politycznymi kłamstwami. Co to ma na uwadze dobro Polski, a nie walkę z opozycją gdy był premierem) i nie zajmuje się podkopywaniem prezesa, ale otwarcie mówi, że przechodzi na drugą stronę barykady (gdy flirtował z PO).

W końcu jednak nasz bohater zapomniał o swojej wiarygodności - pewnie liczył, że nikt mu nie przypomni miłosnych wyznań do rodziny. Myślał, że przecież dalej prowadzi swoją grę - jeśli powie szczerze, że się zakochał, to ludzie go zrozumieją. Pomylił się, bo nie wiedział, że wiarygodność buduje się latami, a ludzie nie są tak głupi, żeby nie pamiętać wydarzeń sprzed roku.

Spotkało go powszechne potępienie (tak donosiły tabloidy), a PO właściwie zamknęła mu drogę do kandydowania z jej listy do Parlamentu Europejskiego. Czyli porażka. I na tym ta historia powinna się skończyć - opatrzona jest bowiem dobrym morałem w stylu: "wszystko będzie ci policzone, fałsz zawsze wyjdzie na jaw, a w ogóle, to oliwa sprawiedliwa..."
Niestety, nie jest tak dobrze.

W ujawnionym w piątek rankingu najlepszych kandydatów na premiera (gdyby Tusk został prezydentem), przeprowadzonym już po aferze miłosnej, wygrał... Marcinkiewicz. Co to znaczy? Że w rzeczywistości mamy gdzieś wiarygodność, że potępienie atrakcyjnego Kazimierza było na pokaz i że w ogóle nie obchodzi nas, jakim polityk jest człowiekiem. Zadziwiające. Jeszcze gdyby Marcinkiewicz był fachowcem, to w imię poglądu, że polityk ma dobrze rządzić, a nie dobrze się prowadzić, można by te wyniki przyjąć. Tyle że były premier fachowcem nie jest. Oto cała prawda o naszym obywatelskim zaangażowaniu w rozumienie polityki i wyborach najlepszych przedstawicieli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska