18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna prokuratorów

Marcin Rybak
Marcin Rybak, dziennikarz "Polski-Gazety Wrocławskiej"
Marcin Rybak, dziennikarz "Polski-Gazety Wrocławskiej"
Takiej historii jeszcze w Polsce nie było. Dwoje wrocławskich prokuratorów pojechało do Ministerstwa Sprawiedliwości i podczas rozmowy z jednym z szefów resortu oficjalnie zawiadomiło, że ich przełożona może być zamieszana w przestępstwo.

Szaleństwo? Cyniczna, brudna gra? A może zachowanie godne najwyższego szacunku, szlachetne i przejmująco uczciwe? O co chodzi Piotrowi i Małgorzacie Kalecińskim - małżeństwu wrocławskich prokuratorów, którzy złożyli doniesienie na Katarzynę Boć-Orzechowską, kierującą wrocławską Prokuraturą Okręgową?

Rozpętali awanturę, na której - przynajmniej na razie - sami tracą.
On - jeszcze w grudniu był naczelnikiem wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej. Były komandos z legendarnej jednostki GROM, podporucznik Wojska Polskiego. Jako prokurator - żadnych poważniejszych wpadek.
Ona - prokuratorka w dziale śledztw Prokuratury Rejonowej Wrocław-Stare Miasto. Miała szansę na wielką karierę. Wystarczyło siedzieć cicho, nie podpadać przełożonym i nie robić większych zawodowych głupstw.

Dziś Kaleciński nie jest już naczelnikiem, a jego żona trafiła do działu dochodzeń. Zamiast poważnych śledztw, sprawy o urwane lusterka, domowe awantury, drobne kradzieże. I żadnych szans na zawodowy awans. Oczywiście - zarzekają się przełożeni Kalecińskich - te degradacje nie miały żadnego związku z ich doniesieniem. Po prostu zwykły zbieg okoliczności. O co więc chodzi Kalecińskim? Z doniesienia wynika, że o bezprawne naciski. Miała za nimi stać Katarzyna Boć-Orzechowska. Idzie o śledztwo prowadzone na Starym Mieście przez Małgorzatę Kalecińską. Trwało kilkanaście miesięcy. W sierpniu ubiegłego roku Kalecińska umorzyła je.
Niewielu jest prokuratorów, którzy lubią takie sprawy. Skomplikowany, międzynarodowy, gospodarczy spór o gigantyczne pieniądze. Po jednej stronie zagraniczny fundusz inwestycyjny, po drugiej - jeden z najbogatszych wrocławian Lech Poniżnik-Kunkel. Fundusz, z którym Kunkel robił interesy, zawiadomił prokuraturę, że został oszukany na prawie 6 milionów euro.

Kunkel przekonuje, że to on padł ofiarą oszustwa. Kalecińska umorzyła sprawę, bo u
znała, że na przestępstwo nie ma dowodów, a spór o 6 milionów euro powinien rozstrzygnąć sąd cywilny bez udziału prokuratury. Zresztą takie procesy już się toczą: w Polsce, Szwajcarii i Luksemburgu.

Fundusz nie był zadowolony z tej decyzji. Pracujący dla niego prawnik zażalił się na umorzenie. W większości przypadków takie zażalenie przekazywane jest niezawisłemu sądowi. To on oceniłby, kto ma rację - prokuratura, umarzając, czy fundusz, domagając się dalszego śledztwa.
Ale to zażalenie do sądu nie trafiło. Jeśli wierzyć Kalecińskim, we wrześniu ubiegłego roku szefowie próbowali wymusić wznowienie umorzonej sprawy Poniżnika. Rzekomo na osobiste życzenie Katarzyny Boć-Orzechowskiej. Kalecińska oświadczyła, że śledztwa nie wznowi, bo, jej zdaniem, podjęła słuszną decyzję.
Cóż mogli zrobić jej szefowie? Wydać polecenie na piśmie. Kalecińska zapewne odmówiłaby jego wykonania i poprosiła, by wyznaczono innego prokuratora. Taką procedurę przewiduje ustawa o prokuraturze. Ale w tej sprawie było inaczej. Kalecińska wyjechała na trzydniowy urlop. Pod jej nieobecność inny prokurator ze Starego Miasta śledztwo wznowił i przekazał Prokuraturze Okręgowej do dalszego prowadzenia. Na zapoznanie się z kilkoma tomami akt skomplikowanej sprawy i zmianę decyzji wystarczył mu jeden dzień.

Prokurator okręgowa zapewnia, że o żadnych naciskach nie ma mowy. Katarzyna Boć-Orzechowska mówi, że nie interweniowała i nie polecała, by wznawiać śledztwo. Nie interesowała się sprawą Poniżnika i nie znała jej szczegółów. Przyznaje, że zadzwoniła na Stare Miasto i przekazała informację, że fundusz inwestycyjny skarży się na sposób prowadzenia śledztwa i przedwczesną decyzję o umorzeniu. Poprosiła jedynie, by sprawie się przyjrzeć. Nic więcej nie zrobiła.

Kalecińscy w swoim doniesieniu sugerują, że dziwny pośpiech, wykorzystanie urlopu i wyznaczenie innego prokuratora, żeby wykonał nieformalne polecenie, były obliczone na to, by uniknąć pisemnej procedury. A doszłoby do niej, gdyby Kalecińska twardo obstawała przy swoim zdaniu, że umorzenie jest słuszne.
Swoje zawiadomienie złożyli w październiku ubiegłego roku ówczesnemu prokuratorowi krajowemu Markowi Staszakowi. Co ciekawe, nie zostało ono potraktowane tak jak każde zawiadomienie o przestępstwie. Zamiast jednak wyznaczyć prokuraturę spoza Dolnego Śląska, by zbadała sprawę, Staszak potraktował zawiadomienie Kalecińskich jak zwykłą skargę. I przekazał do wyjaśnienia we Wrocławiu. Co dziwniejsze - jak oficjalnie poinformował nas resort sprawiedliwości - swoją decyzję Staszak skonsultował z ówczesnym ministrem Zbigniewem Ćwiąkalskim.

Pytaliśmy czterech znanych profesorów prawa - Piotra Kruszyńskiego, Zbigniewa Hołdę, Mariana Filara i Jana Widackiego. Wszyscy zgodnie twierdzą, że Marek Staszak nie miał prawa doniesienia traktować jak skargi. Najpierw należało zbadać, czy zawiadomienie jest słuszne. Jeśli nie - odmówić śledztwa. Wtedy autorzy zawiadomienia mogliby odwołać się do sądu. Tymczasem od decyzji w sprawie skargi odwołania nie ma.

Takiej decyzji nie powinien podejmować osobiście prokurator krajowy. Mógł wyznaczyć dowolną prokuraturę w Polsce. Tak się stało, ale dopiero po tym, jak Kalecińscy poskarżyli się kancelarii premiera Tuska. Dziś sprawę bada prokuratura w Poznaniu. A rzeczniczka Prokuratury Krajowej Katarzyna Szeska zapewnia, że resortowi zależy na wyjaśnieniu sprawy rzekomych wrocławskich nacisków. Próbowaliśmy dociekać, skąd dziwne decyzje Marka Staszaka.
Nie uzyskaliśmy odpowiedzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska