Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnicza śmierć wrocławianina

Eliza Głowicka
Polski marynarz, który zginął u wybrzeży Chile, został pochowany w minioną sobotę
Polski marynarz, który zginął u wybrzeży Chile, został pochowany w minioną sobotę Janusz Wójtowicz
Śledczy zbadają, jak w Chile zginął nasz marynarz. Rodzina uważa, że mężczyzna został zabity.

Marcina pochowano na wrocławskim Kiełczowie w ostatnią sobotę. Miał zaledwie 28 lat. Był absolwentem Wyższej Szkoły Morskiej, od niedawna pływał jako III oficer na zagranicznych statkach. Z ostatniego rejsu nie wrócił. Policja w Chile, gdzie zginął, przekonuje, że to samobójstwo. Zamknęła sprawę.

Ale nikt z rodziny mężczyzny w samobójstwo nie wierzy. Matka Marcina twierdzi, że jej syn nie miał żadnych powodów, aby targnąć się na życie. Dlatego rodzina powiadomiła prokuraturę we Wrocławiu o popełnieniu przestępstwa.

Bliscy marynarza o tragedii rozmawiać nie chcą.
- Boję się, bo mam jeszcze jednego syna - nie kryje matka zmarłego. - Nie chcemy żadnego rozgłosu - denerwuje się jego ojczym.
W podwrocławskiej miejscowości, w której mieszkał tylko część ludzi wie już, co się stało. Matka Marcina pracuje jako nauczycielka w tamtejszej szkole.

Z końcem listopada Marcin wypłynął na statku z Hamburga do Ameryki Południowej. Wiadomo, że przez Kanał Panamski załoga płynęła z towarami w kierunku Boliwii. Był to statek handlowy, należący do armatora greckiego, ale pływający - jak wiele innych - pod banderą liberyjską.
Z rejsu marynarz spod Wrocławia wysyłał do matki esemesy. Wynikało z nich, że wszystko jest w porządku.

10 stycznia, u wybrzeży Chile, Polak miał zejść ze statku i lecieć do Niemiec. Postanowił przerwać kontrakt i wracać do kraju. Nie zdążył. Dzień wcześniej ciało martwego Polaka, leżące na pokładzie, znalazł jeden z członków międzynarodowej załogi.
Chilijscy śledczy stwierdzili, że 28-latek rzucił się z okna kajuty. Według greckiego kapitana statku, mężczyzna miał problemy rodzinne i dlatego nagle chciał wracać do Polski.
I tu pojawia się mnóstwo pytań. Dlaczego 28-latek miałby targnąć się na życie zaledwie na kilka godzin przed zejściem ze statku i powrotem do kraju? Z jakiego powodu przerwał nagle kilkumiesięczny kontrakt i postanowił wrócić? I co przewoził statek?

Kolejne wątpliwości przyniosła sekcja zwłok, którą przeprowadzili biegli z zakładu medycyny sądowej we Wrocławiu. Zdaniem lekarzy obrażenia ciała są zbyt poważne i jest ich zbyt wiele, aby powstały wskutek zwykłego upadku na pokład z kilku metrów wysokości.
Wtedy 28-latek nie miałby jednocześnie złamanego kręgosłupa, mostka, uszkodzonych organów wewnętrznych, poważnych obrażeń głowy i twarzy czy krwiaków na niemal całym ciele.

Co więcej, lekarze odkryli na ciele ślady, które świadczą, że marynarz został kilka dni przed śmiercią pobity. Znaleźli tez ślad po ukłuciu, dlatego wysłali próbki do dokładnych badań, która mają stwierdzić np. obecność narkotyków w organizmie.
- Na podstawie obrażeń nie można wykluczyć, że do śmierci przyczynili się inni - mówi Krzysztof Ostrejko z Prokuratury Rejonowej Wrocław-Fabryczna, która wszczęła śledztwo w tej sprawie.

Prokuratura zamierza wystąpić o międzynarodową pomoc prawną do Chile.
- Będziemy musieli przesłuchać świadków i poznać to, co ustaliła tamtejsza policja - mówi prokurator Ostrejko.
Zapowiada się żmudne i długie śledztwo. Choćby dlatego, że Polska nie ma zawartej umowy z Chile o pomocy prawnej. W Ameryce Południowej nie ma też polskiego oficera łącznikowego.

Wrocławianin Jacek Rabiej, który pływa jako I oficer na statkach zagranicznych armatorów, tłumaczy, że to, co przewożą statki jest tajemnicą handlową.
- Chodzi o to, aby piraci się o tym nie dowiedzieli - mówi.

Zdaniem innych oficerów pływającymi pod obcą banderą, z którymi rozmawialiśmy, zmarły marynarz mógł np. paść ofiarą porachunków.
- Młodzi oficerowie są nieraz wciągani w brudne interesy, na przykład przewiezienie narkotyków albo kontrabandy. Ten człowiek być może nie chciał w tym brać udziału albo chciał się wycofać i dlatego ktoś postanowił go uciszyć, aby się nie wygadał - podejrzewa jeden z nich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska