"Biednemu nawet wiatr w oczy wieje" - mówi stare polskie powiedzenie. I chyba doskonale oddaje ono obecną sytuację w Zgorzelcu. Oczywiście, nie należy go odnosić do sytuacji finansowej klubu (ta jest stabilna), ale niewiarygodnego wręcz splotu pechowych wydarzeń.
Klub szuka nowego rozgrywającego, a jakby z tym problemów było za mało, ma także kłopot z kontuzjami. Po meczu w Ostrowie Wielkopolskim powiało grozą - kontuzji nabawili się dwaj podstawowi gracze: Krzysztof Roszyk (stłuczone kolano) i Bryan Bailey (stłuczony mięsień).
Pierwsze diagnozy były niemal złowieszcze, bo mówiły nawet o przerwie do końca sezonu. Oznaczałoby to prawdziwą katastrofę i szybką weryfikację mistrzowskich planów.
- Na szczęście, nie jest aż tak źle. Zanosi się na to, że Krzysiek w piątek na 99 procent będzie gotowy do gry. Występ Baileya nie jest aż tak prawdopodobny, ale całkiem realny. Ostateczną opinię lekarze wydadzą po dzisiejszych badaniach, jakie gracze przejdą w jednej z niemieckich klinik - powiedział nam Grzegorz Ardeli z PGE Turowa.
Te kontuzje mogą mieć fatalne skutki - zwłaszcza w przypadku Baileya. Amerykanin w tym sezonie miał sporo drobnych urazów - już do Ostrowa pojechał nie w pełni gotowy do gry. Ale jest w tej chwili jedynym wartościowym zawodnikiem na pozycji rozgrywającego (jego ewentualnym zastępcą może być jedynie młodziutki Sebastian Szymański), a więc graczem wręcz bezcennym dla zespołu.
Trudno sobie wyobrazić, by PGE Turów mógł w piątek walczyć o zwycięstwo z niedawnym liderem - Polpharmą Starogard Gdański (relacja w TVP Wrocław, godz. 18.30) bez niego w składzie.
- Liczę, że zagra zarówno Bailey, jak i nasz nowy rozgrywający. Zdajemy sobie sprawę z wagi tego pojedynku. W ostatnim czasie i tak straciliśmy już zbyt wiele punktów i czołówka mocno nam ucieka - podkreśla Jan Michalski, prezes PGE Turowa.
Polpharma dopiero wczoraj rozegrała spotkanie z 23. kolejki, wygrywając we własnej hali z Energą Czarnymi Słupsk. Atutem zespołu Mariusza Karola jest szeroki skład - także na pozycji rozgrywających. Jeśli Bailey będzie naciskany przez całe spotkanie - a tylko tego w takiej sytuacji można się spodziewać - nie może się to dobrze skończyć. Albo Amerykanin złapie kolejną kontuzję, albo pod koniec meczu ze zmęczenia będzie "oddychał rękawami". I w jednej, i w drugiej opcji oznacza to dla PGE Turowa duży problem.
- Zdajemy sobie z tego sprawę. Dlatego sprawę rozgrywającego chcemy załatwić jeszcze dzisiaj - zaznacza Jan Michalski.
Nie jest to jednak takie proste. Kandydatura Tyusa Edneya doskonale wygląda w mediach, nazwisko Amerykanina może być wielkim magnesem dla kibiców, ale też wiąże się ze sporym wydatkiem i zarazem dużym ryzykiem.
- Trener Turkiewicz rozmawiał z trenerami, którzy w ostatnim czasie prowadzili Amerykanina, i opinie o jego stanie zdrowia były - mówiąc łagodnie - mało pozytywne. Nie przekreślamy go, ale dwóch tak podatnych na kontuzje graczy, jak Edney i Bailey, to olbrzymie ryzyko. Tym bardziej przy czarnej serii pechowych zdarzeń, jaka nas w tym sezonie nawiedza. Dlatego musimy się zabezpieczyć - podkreśla szef klubu ze Zgorzelca.
Co to tak naprawdę oznacza? Wszystko wskazuje na to, że klub zatrudni jeszcze jednego zawodnika - na pozycję zwolnioną przez Iwo Kitzingera (od poniedziałku trenuje z zespołem PBG Basket Poznań). Z naszych niepotwierdzonych informacji wynika, że w grę wchodzą dwaj gracze: Robert Skibniewski i Igor Milicić. Problem w tym, że mają ważne kontrakty w innych klubach (odpowiednio w czeskim Prostejovie i AZS-ie Koszalin). Zdaniem agentów, w obu przypadkach nie jest to jednak kłopot nie do przeskoczenia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?