Zapowiedź późnego koncertu w sobotę (13 kwietnia) we wrocławskim Imparcie była krótka. - Wystąpi dwukrotna zdobywczyni Grammy, wielka dama światowego jazzu - powiedział Krzysztof Materna.
Usłyszeliśmy klasyczny jazz, wstępem do koncertu stał się popis muzyków, w którym znakomicie brzmiały wszystkie dźwięki, ale tego wieczoru prym wiódł dominujący Gregoire Maret ze swoją harmonijką, a także Lonnie Plaxico (bass). Zresztą tego wieczoru nie było muzyków niepotrzebnych, szczególnie wart dostrzeżenia był Mino Cinelu, grający na instrumentach perkusyjnych. Trójkąt w rękach muzyka aż skrzył się dźwiękami.
Sama gwiazda pojawiła się dopiero po chwili, kiedy publiczność została już rozgrzana harmonijnymi dźwiękami. A śpiewała wspaniale, niepowtarzalnie, intymnie i zmysłowo, tworząc ciepły nastrój pełen energii. Cassandra Wilson należy do tej klasy artystów, którzy na scenie nie muszą tworzyć show. Po prostu są. I po prostu była ona.
W pewnym momencie wzięła do ręki gitarę, nastroiła ją i grała. Poruszała się z wdziękiem i godnością, dziękowała za oklaski, nauczyła się od publiczności nazwy "Wrocław".
Cassandrze Wilson towarzyszyli: Gregoire Maret - harmonica, Brandon Ross - guitars, Jon Cowherd - piano, Lonnie Plaxico - bass i Mino Cinelu - drums and percussion. A na koniec wieczoru pianistę Cassandry Wilson wspomógł Leszek Możdżer. Usiedli na jednym krześle i zagrali razem.
Koncert nie był bardzo długi, ale znakomity. Niektórzy widzowie mówili, że Gregoire Maret "ukradł" ten wieczór Cassandrze Wilson, bo był tak świetny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?