Po gospodarzach nie było widać kłopotów, które ostatnio ich nękają. Już w 3 min. dośrodkowywał z prawego skrzydła Miłosz Przybecki, a Pawłowi Wszołkowi zabrakło naprawdę niewiele, by sięgnąć piłki w polu karnym. Kila minut później ten sam zawodnik popędził skrzydłem Krzysztofa Ostrowskiego, minął go i posłał piłkę minimalnie obok słupka bramki Mariana Kelemena. Konsekwencja "Czarnych Koszul" nagrodzona została w 13 min. Przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowie katastrofalny błąd popełnił Przemysław Kaźmierczak, rywale ruszyli bokiem boiska, a płaskie dośrodkowanie na bramkę zamienił Jacek Kiełb. Zawodnicy Piotra Stokowca prowadzili w pełni zasłużenie i atakowali dalej. W 24 min. powinno być 2:0. W pole karne mistrzów Polski poszło kolejne dośrodkowanie, źle tor lotu piłki obliczył Ostrowski i ta trafiła do jednego z niepilnowanych w polu karnym napastników Polonii. Ten był jednak tak zaskoczony tą sytuacją, że zanim zorientował się, o co chodzi, to Ostrowski już się pozbierał i wybił mi futbolówkę spod nóg.
Pierwsza dobra akcja Śląska? W 31 min. po dwójkowej wymianie Mila - Ćwielong uderzył ten drugi, ale leciutko wprost w Sebastiana Przyrowskiego. Generalnie jednak goście przypominali chwilami grupę chłopaków, którzy trenują ze sobą tylko w niedzielne popołudnia. Liczba banalnych strat piłki była zatrważająca, a Kaźmierczak nie powinien po takiej grze wychodzić na drugą połowę.
Cudowną metamorfozę przeszli wrocławianie w ostatnim kwadransie, a by wyjść na prowadzenie potrzebowali ledwie trzech minut. W 38 min. po dośrodkowaniu z rzutu wolnego główkował Rok Elsner, piłkę odbił jeszcze Przyrowski, ale zatrzymać dobitki Adama Kokoszki nie był w stanie. W taki oto sposób były stoper "Czarnych Koszul" przywitał się z kolegami. Nie wszyscy poprawili się na krzesełkach, a było już 2:1. Wrzutkę w szesnastkę głową go Mili zgrał Łukasz Gikiewicz, a kapitan WKS-u pięknym strzałem trafił do siatki.
Niestety piłkarze Stanislava Levego na drugą połowę wyszli o wiele później niż gospodarze i to nie tylko dosłownie, ale też mentalnie. Niewysoki w gruncie rzeczy Kiełb wyskoczył do (którego to już?) dośrodkowania, trafił w poprzeczkę, ale piłka odbiła się od poprzeczki, potem od Kelemena i wpadła do siatki.
Spotkanie się otworzyło. Zresztą Śląsk miał cały czas otwarte skrzydła i nie przeszkadzał rywalom w przeprowadzaniu akcji bokami boiska. Każda piłka w te sektory boiska oznaczała modlitwę, by Ostrowski lub Pawelec nie zostali wkręceni w murawę. Niebezpiecznie było szczególnie na prawej obronie, gdzie raz za razem nacierał Przybecki. Widząc to Levy wysłał w tamten sektor Kaźmierczaka, który od tego momentu pomagał "Ostremu".
Polonią od 70 min. trochę spuściła z tonu, a czeski szkoleniowiec postanowił chyba zagrać o całą pulę, bo najpierw wpuścił Mateusza Cetnarskiego, a potem Erica Mouloungui. Jednak gola mógł - ba! Powinien! - strzelić Gikiewicz. W 73 min. wystarczyło dostawić nogę kilka metrów przed linią bramkową, Giki - owszem - zrobił to, ale tak, że piłka zmierzająca już po dośrodkowaniu między słupki, wyszła za boisko obok jednego z nich.
W samej końcówce chyba brakowało już sił, a gościom dodatkowo pomysłu na to, by zagrozić bramce przeciwników.
Trochę szkoda remisu, bo dawno WKS nie mierzył się z tak słabą personalnie Polonią. Z drugiej strony jednak, jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Szczególnie przy takiej grze.
Polonia Warszawa - Śląsk Wrocław 2:2 (1:2)
Bramki: Kiełb 13, 48 - Kokoszka 38, Mila 40
Sędzia: Jarosław Rynkiewicz
Widzów: 2400
Polonia: Przyrowski - Todorovski, Morozov, Baran Ż - Tosik Ż, Pazio, Piątek, Wrzesiński (46 Gołębiewski) - Kiełb (76 Michalski), Wszołek, Przybecki (90 Wełna).
Śląsk: Kelemen - Ostrowski, Kowalczyk, Kokoszka, Pawelec - Elsner (64 Cetnarski), Kaźmierczak, Ćwielong Ż (71 Mouloungui), Sobota, Mila - Ł. Gikiewicz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?