Na Politechnice Wrocławskiej zawierano fikcyjne umowy na prace badawcze? I to z osobami, które nie mają pojęcia o tematyce, jaką miały się rzekomo zajmować? Pieniądze pochodziły z grantów przyznawanych przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Badania z dziedziny informatyki zlecano m.in. członkom rodzin i znajomym pracowników uczelni. To dziwne osoby, nieznane wcześniej polskiej nauce. Na przykład... pani katechetka jednej z wrocławskich szkół średnich. Tak wynika z dokumentów, do których dotarliśmy.
"Umowy o dzieło" zawierano m.in. z żoną pracownika naukowego Politechniki. Pani jest specjalistką w dziedzinie administracji i zamówień publicznych. Jednak w 2010 roku podjęła się wykonania raportu i analizy wymagających specjalistycznej wiedzy o informatyce. O szczegółach swoich "prac badawczych" urzędniczka od zamówień publicznych nie chciała z nami rozmawiać. Zawarto z nią dwie umowy-zlecenia na 25 tysięcy złotych.
79 900 złotych. Na tyle opiewają wątpliwe umowy, o których wiemy
Kolejne dwie umowy podpisano z mamą innego naukowca Politechniki Wrocławskiej. - To, co robiłam na Politechnice Wrocławskiej, to była praca naukowa. Ja mam potrzebne kwalifikacje - przekonywała "Gazetę Wrocławską" mama naukowca, ale o szczegółach mówić nie chciała. W 2008 i 2010 roku zawarto z nią "umowę o dzieło" w ramach tzw. grantu. To dotacja rządowa na prowadzenie badań naukowych. Wypłacono jej 32 tys. zł.
Jakim tematem się zajmowała, nie pamięta. Kobieta mówi, że praca była żmudna. Polegała m.in. na "wyszukiwaniu z ogromnej liczby cyferek, wydruków pewnych danych i wykonywaniu tabel".
Raport na temat "Opracowanie analizy efektywności algorytmów inkrementacyjnego dekodowania sąsiedztwa typu wstaw" - to temat jednej z prac badawczych, którego wykonanie zlecono mamie naukowca. - Praca została wykonana, odebrana, pieniądze wzięłam, przejadłam i nic więcej nie mam panu do powiedzenia - rozłączyła się bez komentarza.
Sprawę grantów przyznawanych naukowcom Politechniki badają: prokuratura, policja, Narodowe Centrum Nauki, jak również rektor tej uczelni.
- Oficjalne informacje dotyczące podejrzeń o nieprawidłowości w projektach rektor uzyskał w listopadzie 2012 roku, po wizycie policji - mówi rzeczniczka Politechniki Wrocławskiej Agnieszka Niczewska.
Wtedy to funkcjonariusze Wydziału do Walki z Korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji zabezpieczyli dokumentację dotyczącą niektórych grantów przyznanych pracownikom uczelni. Śledztwo wciąż trwa. Do dziś nikomu żadnych zarzutów nie przedstawiono.
Agnieszka Niczewska przekonuje, że zaraz po wizycie policji rektor nakazał kontrole wszystkich projektów prowadzonych w oparciu o granty z publicznych pieniędzy we wszystkich jednostkach Wydziału Elektroniki. Pierwsze wnioski i ustalenia już są, ale procedura kontrolna jeszcze trwa i rzeczniczka nie chciała zdradzić szczegółów. Osoby, których działania wzbudziły wątpliwości kontrolerów, zostały zobowiązane do złożenia wyjaśnień na piśmie. Dopiero potem będą wyciągane ewentualne konsekwencje .
Agnieszka Niczewska podkreśla, że granty przyznawane były i są na konkretne projekty badawcze. Każdy projekt ma swojego kierownika i to on odpowiada za dobór współpracowników, podział zadań i rozliczanie finansowe oraz merytoryczne wykonanych prac.
Jest kontrola z Centrum Nauki
Sprawą zainteresowało się też Narodowe Centrum Nauki. To państwowa instytucja - z centralą w Krakowie - której zadaniem jest m.in. wspieranie badań naukowych. Kilka tygodni temu NCN przysłał na Politechnikę swoich kontrolerów. Mają pracować do końca maja. Do tego czasu - jak powiedziała nam Kamila Patoła z NCN - Centrum nie będzie informowało o jakichkolwiek ustaleniach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?