Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

HISTORIA. Jan Karski - bohater dwóch narodów

Aleksandra Oniszczuk
Wystawę poświęconą Janowi Karskiemu można było oglądać na wrocławskim Rynku
Wystawę poświęconą Janowi Karskiemu można było oglądać na wrocławskim Rynku Janusz Wójtowicz
Odznaczony pośmiertnie Medalem Wolności przez Baracka Obamę, jest jednym z niewielu Polaków, którzy mają swój pomnik w centrum nowojorskiego Manhattanu. Postacią, o której mowa, jest Jan Karski. Co w jego życiu było szczególnego? - pisze Aleksandra Oniszczuk

Karski, a właściwie Jan Kozie-lewski, urodzony pod Łodzią w 1914 roku, wychował się w domu przepojonym jednocześnie gorliwą wiarą katolicką i kultem Marszałka Piłsudskiego. Matka Jana, mająca istotny wpływ na ukształtowanie jego przekonań, w sposób płynny łączyła te poglądy. Od wczesnych lat uczyła go przyjaźni wobec osób innych wyznań, dzięki czemu w szkole w wieloetnicznej Łodzi, jak też podczas studiów prawa i dyplomacji we Lwowie do grona jego kolegów zaliczali się także Żydzi. Jan trzymał się jednak z dala od wszelkich manifestacji politycznych, nie występując ani po stronie zwolenników getta ławkowego, ani po stronie osób broniących idei równościowych. Jego marzeniem było bowiem zostać dyplomatą, a dyplomata - jak powiadał - musi zachowywać neutralność.

Marzenia o karierze dyplomatycznej zaczął realizować dzięki wsparciu brata, zajmującego wysokie stanowisko komendanta warszawskiej policji. Jeszcze w trakcie studiów wysyłano go na praktyki konsularne za granicę w celu nauki języków i nabierania ogłady. Zyskał życzliwość ministra spraw wewnętrznych, Wiktora Drymmera, który wiosną 1939 r. uczynił go swoim sekretarzem, nie zważając na jego młody wiek. Wkrótce, 23 sierpnia, przyszło jednak Karskiemu - jak i tysiącom innych Polaków - odłożyć sprawy zawodowe i podporządkować się, jeszcze nieoficjalnej, mobilizacji wojskowej, mającej na celu udowodnienie niezłomności Polski. Drymmer powiedział wówczas Karskiemu, zaniepokojonemu opuszczaniem stanowiska pracy: "Nie będzie tu pana góra dwa tygodnie. Pokażemy Hitlerowi, że nie jesteśmy Czechami, to wszystko blef. Niech pan jeździ konno, bo wygląda pan jak wymoczek, niech pan się opali, za dwa tygodnie będzie pan tutaj z powrotem...".

Jednostka, do której go skierowano, stacjonowała w znamiennym dla późniejszych lat Oświęcimiu. Jednakże wówczas, w ciepłe sierpniowe dni, miasteczko i koszary - później rozbudowane w obóz koncentracyjny - nie budziły szczególnych skojarzeń. Spokój przerwały niemieckie bombardowania Oświęcimia już parę minut po wybuchu wojny. Jednostka Karskiego przestała istnieć i po ponaddwutygodniowym marszu w nieokreślonym kierunku część żołnierzy dotarła do Tarnopola. Pech chciał, że i tu Karski jako jeden z pierwszych zetknął się wrogimi wojskami, gdy Armia Czerwona przekraczała granice Polski 17 września. Stał się od razu radzieckim jeńcem wojennym, trafił do obozu internowania w Kozielszczynie, skąd wydostał się... dzięki zamianie swych oficerskich butów z szeregowcem ukraińskiego pochodzenia. Dzięki temu, nierozpoznany jako należący do grona oficerskiego, mógł zgłosić się do wymiany jeńców z Niemcami (podlegali jej tylko szeregowcy pochodzący z terenów zajętych przez Rzeszę lub niemieckiego pochodzenia). Wiedziony przeczuciem, że musi przedostać się za wszelką cenę z powrotem do Warszawy, uniknął w ten sposób losu przebywających z nim w obozie polskich oficerów wojska i policji, lekarzy, prawników, zamordowanych niecały rok później, wraz z tysiącami innych, m.in. w Katyniu.

Po powrocie Karskiego do Warszawy, już po kilku miesiącach zniszczonej i trudnej do rozpoznania, z inicjatywy jego brata skontaktowali się z nim przedstawiciele czołowych polskich partii. Biegłe posługiwanie się przez Karskiego językami obcymi sprawiło, że uznano go za najwłaściwszą osobę do przekazania poufnych informacji członkom rządu na uchodźstwie (wówczas we Francji, później w Anglii). Karski został emisariuszem, a więc osobą o kluczowym znaczeniu wobec braku możliwości korzystania z telefonu i telegrafu bez zagrożenia nasłuchem niemieckim.

Podróże z okupowanej Polski do Europy Zachodniej łączyły się z narażeniem życia dla wielu: samego emisariusza, pomagających mu osób, a w razie wymuszenia zeznań - wszystkich tych, o których posiadał szczególne wiadomości. Gdy podczas drugiej z misji Karski wpadł w ręce gestapo, po dwudniowych torturach, bojąc się, że nie wytrzyma dłużej bólu fizycznego i wyjawi posiadane informacje, próbował popełnić samobójstwo. Odratowany na żądanie gestapo, przewieziony do szpitala w Nowym Sączu, został stamtąd odbity na zlecenie polskiego podziemia.

W sierpniu 1942 r., gdy jego kolejna misja do rządu, z uwagi na fenomenalną pamięć i nieposzlakowaną opinię Karskiego, była już przesądzona, zwróciło się do niego dwóch przedstawicieli żydowskiego podziemia politycznego, a raczej tego, co z niego pozostało. Przywódca robotniczego Bundu Leon Feiner oraz przedstawiciel opozycyjnego nurtu syjonistycznego poprosili Karskiego, by zgodził się także przekazać na Zachodzie informacje o Zagładzie Żydów - umierających w getcie warszawskim od chorób i głodu, wywożonych tysiącami każdego dnia do obozów, gdzie ginęli razem z setkami tysięcy innych, zwożonych z całej Europy. Karski był poruszony rozmową; Feiner mówił mu wówczas: "To jest koniec. [...]. Wojna się skończy, Hitler zostanie pokonany, twój naród wyłoni się z wojny, a Żydów nie będzie. Taka jest różnica między nami: nas wymordują. Wszystkich. [...] My wiemy, że sporo Żydów, wybitnych intelektualistów, ukrywa się w majątkach u polskich rodzin. Wiem o tym, ale to jest zagłada całego żydostwa w Polsce i w Europie. Przecież Polacy nie mogą zahamować zagłady. [...] Jedynie wielkie mocarstwa alianckie mogą to zrobić".

Prosili, by Karski przekazał aliantom żądanie pomocy (m.in. ogłoszenia publicznej deklaracji, że powstrzymywanie Zagłady Żydów wchodzi do strategii wojennej), a prezydentowi RP błaganie, by zwrócił się do papieża o interwencję - ekskomunikę hitlerowców. Poprzez Karskiego prosili także, by przedstawiciele społeczności żydowskich interweniowali u władz swoich państw, organizowali protesty głodowe, a nawet umierali na oczach całego świata. Karski, choć nie było to jego częścią oficjalnej misji, wziął na siebie zadanie. Zgodził się także na kroki wymagające niezwykłej odwagi - w przebraniu wszedł do getta warszawskiego (dwukrotnie) oraz do hitlerowskiego obozu w Izbicy Lubelskiej, by na własne oczy zobaczyć dramat umierających ludzi. Tym samym stał się naocznym świadkiem - pierwszym, który dotarł na Zachód i zdał swą relację najważniejszym politykom.

W swojej podróży na Zachód Karski dotarł nie tylko do Anglii, ale i został wysłany przez rząd do Stanów Zjednoczonych. Realizując zlecone przez władze zadanie, spotykał się z najpotężniejszymi politykami Zachodu, w tym z samym ministrem spraw zagranicznych Anglii, Anthonym Edenem i amerykańskim prezydentem Rooseveltem. Wówczas jedynie z własnej woli przekazywał to, o co prosili go w Warszawie przedstawiciele Żydów. Wiele lat później Karski opowiadał o przygotowaniach do spotkań, wyliczając kolejne poruszane sprawy: "Procedura zawsze była taka sama. [...] Ćwiczyłem w domu z zegarkiem w ręku, żeby to nie było dłuższe niż 15, 16, 17 minut. Struktura ruchu podziemnego, instytucja Delegata Rządu, porozumienie stronnictw, czyli podziemny parlament. Organizacja wojskowa [...], podziemne sądy, prasa podziemna, potem niezależne organizacje patriotyczne, antyniemieckie. I potem Żydzi. Część dotycząca Żydów nigdy nie zabierała więcej niż trzy, cztery minuty w takim raporcie. [...] Z niektórymi rozmówcami w ogóle nie dochodziłem do tego punktu, bo mi przerywali". Starał się zachować neutralny przekaz, odtwarzając - niczym kaseta - usłyszane słowa i zapamiętane obrazy. Informacje o Zagładzie przekazywał także w czasie blisko dwustu wystąpień w USA, między 1943 a 1945, spotykając się m.in. z najbardziej wpływowymi amerykańskimi Żydami, z uznanymi pisarzami, oczekując od rozmówców podjęcia jakichkolwiek działań. Był - jak to określili jego późniejsi biografowie - "człowiekiem, który próbował zatrzymać Holocaust".

Mimo niezliczonych spotkań nie było odzewu. Czołowi politycy nie byli zainteresowani włączaniem problemu ratowania Żydów do strategii wojennych, a większość po prostu nie wierzyła w to, co słyszy; skala okrucieństw była nie do wyobrażenia. Niewiele mogła zmienić także wydana w grudniu 1944 r. książka Karskiego, "Story of a Secret State", napisana z inicjatywy polskich władz, mająca stanowić narzędzie polityki polskiej i zjednać amerykańską opinię publiczną. Emisariusz opisał w niej swoje wojenne doświadczenia, funkcjonowanie państwa podziemnego, Zagładę Żydów. Choć publikacja stała się bestsellerem i rozeszła się w ogromnym nakładzie, zbierając entuzjastyczne recenzje na łamach najpoczytniejszych czasopism, było już za późno, by wpłynąć na losy Żydów - wówczas w Polsce została ich z trzech milionów tylko garstka.

Brak reakcji na jego świadectwo nie pozostały bez wpływu na Karskiego. W liście z 1979 r. do amerykańskiego profesora, Gershona Greenberga, pisał: "Wojna, moje doświadczenia i wszystko, co widziałem, zostawiły we mnie głębokie psychologiczne rany. Jeśli tylko nie muszę, nie powracam już do tych wspomnień". Choć ze względu na reżim w Polsce po wojnie pozostał w USA i jako tamtejszy profesor uniwersytecki miał swobodę wypowiedzi, przez lata nie zabierał głosu w sprawie Holocaustu. Jego milczenie przerwało dopiero udzielenie wywiadu do filmu Claude’a Lanzmanna "Shoah" (1978) i udostępnienie treści swych raportów o Żydach pochodzącemu z Wrocławia historykowi Walterowi Laqueurowi, przygotowującemu w 1979 r. książkę o planach Hitlera wobec Żydów. Od tego momentu Karski zaczął mówić nie tylko o Holocauście, ale i o bierności Zachodu.

Karski zmarł w 2000 roku. Przypomnieć o nim światu miało zeszłoroczne pośmiertne odznaczenie go najwyższym amerykańskim odznaczeniem cywilnym - Prezydenckim Medalem Wolności. Niefortunne użycie przez Baracka Obamę określenia "polskie obozy koncentracyjne" odwróciło niestety uwagę od bohatera odznaczenia. Na co dzień o Karskim przypomina natomiast ustawiona przed jednym z najbardziej reprezentacyjnych budynków Nowego Jorku, Konsulatem Generalnym RP, ławeczka, na której grający w szachy Karski nie pozwala przechodniom przejść obok obojętnie (podobne ławeczki stoją w Kielcach, Łodzi i Tel Awiwie). Nazwisko Karskiego przyjęło się także w topografii Manhattanu - od 2009 r. jego miano nosi zbieg dwóch ulic przy Konsulacie. Ponadto tygodnik "Newsweek" umieścił go w gronie najwybitniejszych postaci XX wieku, a jego misję uznał za jeden z moralnych kamieni milowych cywilizacji. Mimo to, zarówno w Polsce, jak i na świecie jest nadal postacią słabo znaną. Sytuację tę mogłoby zmienić nakręcenie filmu fabularnego, przybliżającego zaskakujące losy tego bohatera Polaków i Żydów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska