Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kaczenie jajek i wieszanie śledzia, czyli świąteczne zwyczaje Polaków

Weronika Skupin
Kaczanie jajek: trzeba trafić swoim jajkiem w inne, wtedy można je zabrać. Wygrywa ten, kto zbierze najwięcej
Kaczanie jajek: trzeba trafić swoim jajkiem w inne, wtedy można je zabrać. Wygrywa ten, kto zbierze najwięcej fot. Maciej Sas
Kiedy dziewka nie była mokra do cna w lany poniedziałek, nie miała co liczyć na zamążpójście. Chłopcy po wsi wozili kogutka, a wielkanocne pożegnanie zimy zaczynano wieszaniem śledzia i grzebaniem żuru.

- Najważniejsze jest wielkanocne śniadanie. W koszyczku mamy poświęcone jajeczka, chrzan, masło, kiełbasę, sól i wiele innych rzeczy. Trzeba się wszystkim równo podzielić - opowiada Urszula Haleszka z koła gospodyń wiejskich w Sadkowie w gminie Dobroszyce pod Oleśnicą. Jak mówi, pije się też żur wielkopolski, taki prawdziwy, na zakwasie. Każdy ma po równej porcji.

Żur jest na ciepło, kiełbasa też. Resztę bierze się z koszyczka wielkanocnego, poświęconego w sobotę w kościele.
- Chrzan na przykład symbolizuje męstwo. Każdy musi go spróbować - opowiada pani Ula. Każdy specjał z koszyczka ma swoje znaczenie. Jajko jest symbolem życia, idealnym w swoim kształcie i składzie.

Tymi jajkami można kaczać jedno po drugim, czyli kulać po korytku z kory, jak na Wileńszyźnie - właściciel jajka, które trafi w inne, zabiera je. Wygrywa ten, kto zbierze najwięcej. A na Dolnym Śląsku i w Wielkopolsce jajami przy stole się stuka.
- Tato się stukał z każdym jednym. Trzyma się takie jajo w ręce, żeby tylko czubek wystawał, a jak ktoś zostawi za duży, to łatwo taki zbić. Kto ma najmocniejsze jajko i najwięcej natłucze, wygrywa. A potem trzeba swoje wszystkie pobite jaja zjeść - opowiada Urszula Haleszka.

Skorupek jaj święconych się nie wyrzuca. W okolicach Oleśnicy, a także w Wielkopolsce, kruszy się je i wysypuje wokoło domu. - Robi się to po to, żeby odganiały mrówki - tłumaczy pani Ula.
Także woda po gotowaniu jaj ma podobno cudowne właściwości. Wierzy się, że dziewczęta po przemyciu nią twarzy są bardziej urodziwe i znikają im mankamenty urody.
- Babcie zachęcały do mycia twarzy wodą, w której poprzednio gotowane były jajka. Podobno miało to zlikwidować bruzdy i piegi z twarzy. Ta woda śmierdziała, więc nigdy tego nie zrobiłam - przyznaje ze śmiechem Teodora Surlejewska, 80-latka pochodząca z okolic Częstochowy.

Najpierw pożegnać post
Z Wielkanocą łączy się pożegnanie Wielkiego Postu. A że głównym pożywieniem wiernych w tym czasie były śledź i żur, czyli dania postne, trzeba je było pożegnać.
Na Kujawach i Pomorzu w Wielki Piątek grzebano żur i wieszano śledzia. Pogrzeb żuru to zazwyczaj wylewanie jego dużych ilości na ziemię. Kiedy post dobiegał końca, wieszano na drzwie także śledzia, po czym go strącano. Była to kara za to, że śledź zastępował dania mięsne przez cały Wielki Post.
W Polsce na pożegnanie zi- my paliło się marzannę, a w południowo-wschodniej części kraju istniał zwyczaj palenia Judasza.
Robiło się to w Wielką Środę lub w Wielki Czwartek. Palono lub topiono kukłę symbolizującą Judasza. Szmacianą kukłę wypełniało się słomą, obwiązywało sznurkiem, a potem przywiązywało do niej mieszek z trzydziestoma kawałkami potłuczonego szkła, które miały symbolizować 30 srebrników.

Judasza wieszano na słupie, drutach telefonicznych, na dachach, kominach czy specjalnym palu, nawet kilkunastometrowym. Potem zrzucano go na ziemię, okładano kijami, a na koniec podpalano i wrzucano do wody. O zwyczaju tym mówi się więc zarówno palenie Judasza, jak i topienie Judasza.
Dziś jedynie w Skoczowie na Śląsku Cieszyńskim oraz w niektórych wsiach podkar-packich możemy doszukiwać się pozostałości tej tradycji. Tam wciąż rytualnie wykonuje się kukły, a potem zrzuca, pali i topi Judasza.
Wielkie porządki to też rodzaj wielkanocnego zabobonu. Robi się je po to, by wymieść z mieszkania zimę, a wraz z nią zło i choroby.

Mocno lany poniedziałek
Lany poniedziałek niektórym ze świętami Wielkiej Nocy kojarzy się najbardziej. Wtedy tradycją jest oblewanie się, a kiedyś było to oblewanie jedynie dziewcząt.
- Chłopcy brali nas do studni i oblewali wiadrami wody. Jakieśmy były szczęśliwe, kiedy już nas oblali. Bardzo często to wspominam i bardzo dobrze - opowiada Urszula Haleszka.
Zwyczaj oblewania wodą jest kultywowany właściwie w całej Polsce, ale nie leje się tak obficie jak kiedyś. Bo ktoś nieznajomy na ulicy może się obrazić, że wylało mu się na odświętny garnitur wiadro zimnej wody.
- Kiedy miałam 14-15 lat, u nas, w kieleckiem, w śmigus dyngus porządnie lało się wodą. Nie to co teraz… Im bardziej dziewczyna była oblana, tym większe miała mieć powodzenie u chłopców. Dlatego niektóre same się do tego podstawiały! Największe szczęście miała ta, którą chłopcy wrzucili do rzeczki - wspomina 81-letnia Helena Wosik, dziś mieszkająca we Wrocławiu.
Zabawa z wodą trwała od poniedziałku rana do nocy. - W poniedziałek mężczyźni robili "pędzelki", takie kropidła ze zboża. Szli z nimi na pole i kropili je wodą święconą. Kropidła wbijali w ziemię. Wierzono, że dzięki temu pole będzie żyzne i urodzajne - opowiada Helena Wosik.

Z gaikiem i kogutkiem
- W okolicach Częstochowy dzieci chodziły po wsi z gaikiem. To zielone gałązki przystrojone wstążkami. Dzieciaki po domach śpiewały: "Dajcie nam coś, dajcie, bo nie będziemy na darmo śpiewać". Ludzie wkładali im do koszyczków słodkości i pisanki - przypomina zwyczaje z dzieciństwa Teodora Surlejewska.
O tradycji, którą dziś znamy w nieco innej formie, opowiada Czesława Sławik, pani po osiemdziesiątce, która doskonale pamięta zwyczaje z poznańskiego.
- U nas na wsi, w poznańskim, rodzice chowali jajka w ogrodzie. Gdy dzieci je znalazły, cała rodzina siadała przy stole i wspólnie tworzyła pisanki - opowiada.
Z kolei Zofia Waścińska, prezes Klubu Seniora w Żmigrodzie, darów od zajączka szukała pod słomą i na strychu. Znajdowała słodkości, które w rzeczywistości chowali rodzice.

- Pamiętam też, że w poznańskim w Wielki Piątek rodzice bili wiązkami swoje dzieci, ale tylko kawalerów i panny po plecach. Ten zwyczaj miał zapewnić posłuszeństwo dzieci przez cały rok - mówi pani Zofia.
Powód tego smagania był jeszcze jeden. - W Wielki Piątek, wcześnie rano, mama budziła nas, delikatnie bijąc gałązkami po nogach. Mówiła przy tym: "Boże rany, Boże rany". Nie było to przyjemne budzenie. Symbolizowało dzień Męki Pańskiej - opowiada nauczycielka Urszula Krzyżanowska, która dzieciństwo spędziła w Wielkopolsce.
Dziewczęta po wsi chodziły z gaikiem, a chłopcy z kogutkiem. Symbolizował on płodność i witalność. Obwożony był tylko przez kawalerów na specjalnym wózku dyngusowym. Ten był ozdobiony kolorowymi kwiatami, koralami oraz wstążkami. Tym samym wprowadzano we wsi wiosnę i radosną wieść o Zmartwychwstaniu.
Kiedyś był to żywy kogut, jednak z czasem zastąpiła go figurka z drewna. Niestety, ten zwyczaj zanikł niemal całkowicie. Dziś możemy zobaczyć obwożenie kogutka po wsi jedynie w powiecie sieradzkim.

Korzystałam z opracowania artykułu Anny Kołodziej "Podróż szlakiem zwyczajów wielkanocnych".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska