Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy naprawdę nie ma jak u mamy?

Prof. Mirosława Nowak-Dziemianowicz, pedagog
Prof. Mirosława Nowak-Dziemianowicz
Prof. Mirosława Nowak-Dziemianowicz Archiwum prywatne
Rodzice i nauczyciele zgodnie bronią się przed posłaniem sześciolatków do szkoły.

O edukacji rozmawiamy w naszym kraju niechętnie. Kojarzy się nam ona z wysiłkiem, ciężką pracą, a przecież pierwszym, gorącym noworocznym "newsem" była informacja o tym, że w 2009 roku nie ma dłuuuuugich weekendów. Później na emeryturę (zniesione pomostówki), wcześniej do szkoły i jeszcze bez długich weekendów! Cóż za okropny rok przed nami...

I tu z odsieczą przyszedł ruch społeczny: rodziców, niezawodnego ZNP, posłów PiS-u oraz uległość rządzących. Zamiast reformy systemu oświaty czeka nas mała zmiana, nieznaczna korekta, która nieco wyostrza już zapisane w prawie możliwości posłania sześcioletniego dziecka do szkoły na wniosek rodziców, za zgodą dyrektora szkoły, po uzyskaniu pozytywnej opinii poradni pedagogicznej.

Z czego tak naprawdę wycofało się Ministerstwo Edukacji Narodowej, co tracimy na rezygnacji z obniżenia wieku obowiązku szkolnego do lat sześciu i upowszechnienia opieki przedszkolnej dla dzieci pięcioletnich? Jakie społeczne lęki i mity zostały przy tej okazji obnażone?

Po pierwsze, widać dziś wyraźnie, jak bardzo nie ufamy szkole jako instytucji, która dobrze zajmie się naszymi dziećmi. Nasza nieufność jest tak wielka, że aż uruchomiła wspólne, obywatelskie działanie, wywołała opór, stała się przyczyną realnego, skutecznego protestu. Sądzę, że to ważna i bezcenna informacja dla rządzących i decydujących o tej sferze naszego życia.
Boimy się szkoły, nie chcemy posyłać do niej naszych dzieci, jak długo jest to tylko możliwe!

Branżowy związek zawodowy, zrzeszający profesjonalnie przygotowanych do edukowania naszych dzieci specjalistów, podziela w całości tę naszą rodzicielską nieufność! To druga ważna dla nas wszystkich informacja. Jeśli przed pracą z naszymi dziećmi bronią się polscy nauczyciele, jeśli przy okazji sześciolatków przyznają się do wielu niemożności i niekompetencji, to jak my, rodzice, mamy poczuć się bezpiecznie, posyłając do szkoły siedmio- i ośmiolatka?
A co ze starszymi dziećmi? Czy wraz z wiekiem pojawia się jakaś nieodkryta przez psychologów i pedagogów umiejętność radzenia sobie z opresją instytucji, którą za opresyjną i niebezpieczną dla dzieci uznali sami nauczyciele? Polska szkoła jest nieprzygotowana na przyjęcie sześciolatków - wołają dzisiaj przeciwnicy reformy! A co z tymi sześciolatkami, którzy w niej już są? A co z innymi grupami wiekowymi?

Rok, jaki w pierwotnym zamyśle Ministerstwa Edukacji Narodowej miałyby szkoły na rozpoznanie liczebności sześciolatków z rejonu, na którym funkcjonuje szkoła, dostosowanie przestrzeni do potrzeb małych dzieci, opracowanie programów i planów pracy nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej w oparciu o nową podstawę programową, TO ZA MAŁO!!!

Musimy więc do ujawnionej podczas sporu o obniżenie wieku szkolnego do lat sześciu nieufności dodać powszechnie podzielaną niewiarę w umiejętności skutecznego działania państwowych, a co za tym idzie, z budżetu finansowanych instytucji i organizacji za edukację odpowiedzialnych. Zakup mniejszych mebli, ustawienie ich w przeznaczonej dla sześciolatków przestrzeni, dostosowanie sanitariatów, stołówki, opracowanie programów własnej pracy... w rok?

Z comiesięczną, pewną pensją? Niesłychane, niemożliwe, niewykonalne... A pomoc urzędów powołanych do kierowania, nadzorowania i organizowania pracy szkoły, wydziałów oświaty, kuratoriów, tej ogromnej rzeszy ludzi, którzy troszczą się na co dzień o rozwój naszych dzieci? Co z nimi?

Moje doświadczenia związane z przedstawicielami tych instytucji we Wrocławiu każą przypuszczać, że samorządy, które są organem prowadzącym szkoły, miałyby w tym zakresie ich pełną pomoc. Kuratorium Oświaty we Wrocławiu, Wydział Oświaty Urzędu Miejskiego, Dolnośląski Oddział Doskonalenia Nauczycieli to instytucje, z którymi od wielu lat współpracuję. Miejsca otwarte na mądrą zmianę, gotowe i przygotowane do współpracy. Dlaczego im nie mogliśmy zaufać?
Naprawdę nie można dziś, w kraju tak dużym i tak rozwiniętym jak Polska, przyjąć do powszechnej, publicznej szkoły jednej, o rok młodszej grupy dzieci? I dlaczego tak łatwo uwierzyliśmy, że między 6. a 7. rokiem życia dziecka dzisiaj, w świecie ogólnodostępnych mediów elektronicznych, telewizorów i anten satelitarnych na prawie każdym wiejskim domu jest taka rozwojowa przepaść, że sześciolatek nie poradzi sobie w szkole?

Z czym sobie nie poradzi? Przecież edukacja wczesnoszkolna w Polsce to edukacja zintegrowana. Nie ma w niej podziału na przedmioty nauczania, czasu nie przerywa dzwonek i nie dzieli aktywności dziecięcej na czas pisania, liczenia i lekcję przyrody. W nauczaniu wczesnoszkolnym czas dziecka jest organizowany zadaniowo, oparty jest na zabawie i pracy, ruchu, działaniach twórczych i tych, które mają sprzyjać wyciszeniu i skupieniu. To aktywność poznawcza, społeczna, to emocje organizowane przez dorosłych specjalistów-magistrów pedagogiki o specjalności edukacja wczesnoszkolna (lub edukacja wczesnoszkolna z wychowaniem przedszkolnym).

Nauczyciele, którzy w polskich szkołach pracują z dzieckiem 7-9-letnim (w klasach I-III), to jedyni pedagodzy, profesjonaliści przygotowani do zawodu nauczyciela na adekwatnych do zawodu studiach kierunkowych. Wszyscy pozostali nauczyciele (tzw. przedmiotowcy), matematycy, chemicy, fizycy, historycy to magistrowie studiów kierunkowych, zgodnych z nauczanym przedmiotem. To magistrowie chemii, fizyki, matematyki, historii. Uzupełnili w trakcie studiów swoje wykształcenie o 350 godzin (łącznie) psychologii, pedagogiki, dydaktyki, metodyk szczegółowych i w ten nieskomplikowany sposób stali się nauczycielami.

Jeśli niebezpieczny dla dziecka 6-letniego może być kontakt z pedagogiem o przygotowaniu w zakresie edukacji wczesnoszkolnej, który podczas studiów na kierunku pedagogika zdobywał wiedzę i umiejętności na zajęciach z psychologii ogólnej, psychologii rozwoju, psychologii wychowania, pedagogiki zabawy, teorii nauczania, teorii wychowania, metodyki pracy z grupą, pedagogiki zabawy, socjoterapii pedagogiki opiekuńczej, diagnozy i terapii zaburzeń w zachowaniu dziecka, diagnozy i terapii w uczeniu się itp., poznał prawidłowości i przebieg poszczególnych okresów rozwoju dziecka, to jak bardzo niebezpieczny może być kontakt dziewięciolatka np. z fizykiem czy geografem, wyposażonym w tzw. kwalifikacje nauczycielskie?
Co straciliśmy, skutecznie oprotestowując projekt obniżenia wieku szkolnego i objęcia powszechną opieką przedszkolną pięciolatki? Straciliśmy okazję na wyrównywanie szans, z jakimi na edukacyjnym, szkolnym starcie pojawiają się dzieci z różnych środowisk, rodzin. Szans, które nie są równe, a nierówności te nie są przez dzieci zawinione. Dzieci są często jeszcze nieświadomymi ofiarami ubóstwa kulturowego środowisk, z jakich się wywodzą, braku czasu dorosłych opiekunów, problemów bytowych, aspiracji życiowych dorosłych, którzy albo nie umieją, albo nie mogą lub nie chcą poświęcić dziecku tyle czasu i uwagi, tyle zorganizowanej tylko dla dziecka i ze względu na nie pracy, zabawy, rozrywki, ile jest im w stanie zaoferować dobrze zorganizowana instytucja edukacyjna.

Proponowana reforma nie miała na celu odebrania rodzicom ich sześcioletnich dzieci. Miała być dla nich szansą na różnorodność relacji i bodźców, miała być prorozwojową ofertą. Sześciolatek dzisiaj to już nie ten sam człowiek co kilka, kilkanaście lat temu. To ciekawy świata, siebie i innych ludzi człowiek, który bardzo potrzebuje rodzicielskiej miłości, troski, czasu spędzanego w domu, z bliskimi. To także ktoś, kto aż wyrywa się do świata, pewien życzliwej obecności bliskich potrzebuje kontaktów społecznych, emocji i doznań dzielonych z innymi, współpracy i współdziałania.

To ktoś, kto w grupie rówieśników, w obecności życzliwego, dobrze przygotowanego pedagoga dowie się, że obok mnie żyją inni ludzie, że też mają, podobne do moich, potrzeby, że czasami stoją one w konflikcie, ale zawsze można się jakoś dogadać, pogodzić, porozumieć. Czy takich umiejętności mamy dzisiaj za dużo? Czy nie przydałyby się nam wszystkim? Dlaczego postanowiliśmy przed zdobyciem takich umiejętności ochronić sześciolatki? Dlaczego nie chcemy ich posłać do szkoły, po wiedzę, po aktywność poznawczą, po niezbędne w życiu umiejętności? Czyżby ich tam po prostu nie było?...

Czy nie jest tak, że jednoczący rodziców, nauczycieli, związkowców, polityków opór przeciwko szkole, który ujawnił się przy okazji sporu o sześciolatki, oznacza, iż spełnił się sen radykalnych krytyków tej instytucji i nadchodzi jej koniec? Skoro nie ufają jej najbardziej zainteresowani... A gdyby tak w ślady przeciwników posyłania sześciolatków do szkoły poszli przedstawiciele innych zawodów, np. lekarze... Gdyby ich apel (poparty przez związkowców) brzmiał: rodzice, nie posyłajcie małych dzieci do szpitala, zostawcie je w domu, tak będzie lepiej? Przecież nie ma jak u mamy...

Prof. Mirosława Nowak-Dziemianowicz - psycholog, pedagog. Dziekan Wydziału Nauk Pedagogicznych Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska