Restauratorzy we wrocławskim Rynku mocno obniżają ceny. Właściciele pubów walczą ostro o klientów, a tych jest coraz mniej.
O tym, że interesy idą kiepsko świadczą wywieszki na witrynach. Piwa można napić się już za 5 zł i to w rozpoznawalnych, prestiżowych lokalizacjach.
Wielkimi obniżkami kusi m.in. pub Guinness przy placu Solnym, gdzie pół litra Żywca kosztuje 5 zł (cena spadła z 9 zł). W tej cenie można złocistego trunku zakosztować choćby w takich miejscach jak "U Beatki" czy "Casa de la Musica". Bywa, że jest jeszcze taniej. W takich miejscach jak "Pijalnia Wódki i Piwa" cena za kufel piwa wynosi 4 zł, tyle samo kosztuje kieliszek wódki. Skąd tak atrakcyjne ceny?
- Widzimy odpływ klientów. Tylko w tym roku obroty spadły nam o około 30 procent. Klientów jest coraz mniej. Niektórzy liczą na powstrzymanie negatywnej tendencji i stąd mocno schodzą z marż - przyznaje Tomasz Mogilski, właściciel klubu Novocaina.
Jego zdaniem przyczyna tkwi nie tylko w tym, że wrocławianie coraz częściej odczuwają kryzys i odmawiają sobie przyjemności. Problemem jest także brak wizji dla centrum miasta.
- To miejsce traci prestiż. Do ścisłego centrum wchodzi coraz więcej sklepów sieciowych typu Żabka czy Małpka. Są otwarte w późnych godzinach. Tam też można kupić alkohol, który jest droższy niż w innych sklepach, ale tańszy niż w knajpach. Z nimi nie mamy szans konkurować - tłumaczy restaurator. Rzeczywiście, sieciówek w ścisłym centrum jest coraz więcej. Niedawno otwarto sklep Żabka na rogu Świdnickiej i Oławskiej, tuż przy Rynku, kolejna powstała przy Ruskiej. Z naszych informacji wynika, że podobnych sieciówek jeszcze w tym roku będzie więcej. Przy ul. Ruskiej w miejsce likwidowanego John Bull Pub-u lub tuż obok ma powstać sklep Małpka, z kolei nowa Żabka otworzy się na rogu Ofiar Oświęcimskich i Placu Solnego oraz prawdopodobnie u zbiegu Ofiar Oświęcimskich ze Świdnicką.
Restauratorzy biją na alarm. Według nich Rynek za niedługo będzie świecił pustkami a zamiast gastronomii pozostaną tu sklepy sieciowe i banki. Właściciele punktów gastronomicznych ze stowarzyszenia "Nasz Rynek" apelują do magistratu o działania, które powstrzymają negatywną tendencję. Ich zdaniem centrum miasta powinno mieć specjalnego urzędnika - menadżera, który dbałby o to, by Rynek przyciągał gości.
Wrocławscy urzędnicy problemu nie widzą. Paweł Czuma, rzecznik prezydenta nie chciał komentować sprawy. Z kolei Janusz Domin, właściciel klubu "Literatka" przyznaje też, że obniżki cen to efekt ostrej walki o klientów między pubami, .
- Od niedawna działają lokale typu bistro takie jak "Setka" czy "Pijalnia Wódki i Piwa" gdzie ceny są prawie dumpingowe, a właśnie te lokale przyciągają masę klientów. Stąd restauratorzy byli zmuszeni zejść z marż, by próbować przetrwać - tłumaczy.
- Dla mnie, jako klienta knajp w Rynku jest to dobre zjawisko. Nareszcie pojawiła się konkurencja. Ceny w Rynku w pubach od zawsze były mocno przesadzone. Dlatego dziś nie żal mi knajpiarzy, którzy robią gwałtowne obniżki. Stawki w knajpach czasem są tak wysokie, jakby Wrocław był co najmniej miastem światowej sławy. Piwo za 15 zł? Przecież to stawka z kosmosu - mówi Katarzyna Wasiuk, mieszkanka Wrocławia.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?