Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Szandrocho - Szaman Śląska Wrocław

Jakub Pęczkowicz
fot. Paweł Relikowski
Oddany kibic Śląska Wrocław i klubowy fizjoterapeuta - Jarosław Szandrocho. Jak sam o sobie mówi dla wrocławskiej drużyny jest gotowy poświęcić wszystko.

- To niesamowite z jak wielkim zaangażowaniem "Maser" podchodzi do swojej pracy. W klubie spędza wiele czasu, zawsze z nami rozmawia. Kiedy gramy mecz bardzo się emocjonuje, śledzi wydarzenia na boisku i nierzadko chce nam coś przekazać zza bocznej linii. Zawsze jest pomocny, kiedy rozpruł mi się szczęśliwy ręcznik, Jarek mi go zszył. Chłopakom kiedyś sklejał buty. On naprawdę kocha ten klub i robi dla niego wszystko - tak o fizjoterapeucie mówi kapitan Śląska Sebastian Mila.

Szandrocho pracę w klubie zaczął w 1995 roku i choć początki były trudne, bo pierwszy rok przepracował za darmo, to swoim zaangażowaniem, poświęceniem i chęcią uczenia się zaimponował ówczesnym działaczom Śląska i pierwszemu masażyście Piotrowi Ruśniokowi. Na tyle, że po okresie próbnym pozostał na Oporowskiej. Pierwszy rok jego pracy zbiegł się z trudnym okresem dla klubu. Śląsk wówczas na przemian spadał z ligi, awansował po czym znowu spadał, aż w końcu wylądował w trzeciej lidze. Był to ciężki czas dla wrocławskiej piłki, zmieniali się działacze oraz trenerzy, jednak Szandrocho trwał z drużyną. Otrzymał wtedy wydawałoby się propozycję nie do odrzucenia: miał pracować z judokami reprezentacji Polski. Wiązałoby się to z wyjazdami na mistrzostwa świata, Europy i oczywiście większymi zarobkami. Szandrocho jednak na propozycję nie przystał.

Z jego wiernością i oddaniem wiążą się różnego rodzaju krucjaty. Kiedy w 2002 roku Śląsk spadł z ekstraklasy, postanowił nie obcinać włosów do momentu kiedy wrocławianie znów wrócą do elity. Przez sześć lat niezłomnie trwał w swym postanowieniu, aż Śląsk wrócił do ligi a włosy można było ściąć.

Rozbrat z Oporowską Szandrocho zaliczył w 2006 roku, kiedy właścicielem Śląska był Edward Ptak. Po awansie do drugiej ligi i udanym sezonie, gdy bramkami Śląsk stracił prawo do gry w barażach o ekstraklasę, z klubem pożegnał się Ryszard Tarasiewicz. "Maser" wtedy zamienił pracę w Śląsku na pracę w...Śląsku, z tym że koszykarskim. Pierwsze co zrobił w siedzibie na Mieszczańskiej, to powiesił w szatni herb klubu. Czy przyjeżdżał Serb, czy Amerykanin, każdy musiał wiedzieć, że gra dla Śląska. Z koszykarską sekcją przepracował tylko rok, bowiem wraz z powrotem na Oporowską Tarasiewicza, powrócił też Szandrocho. "Maser" - to nie jedyny jego przydomek. Piłkarze w szatni często nazywają go "Szamanem". - Jest zwolennikiem medycyny naturalnej, stara się leczyć nas własnymi metodami a pijawki to jego znak firmowy. Kiedy graliśmy jeszcze na starym stadionie często w szatni zapalał różne kadzidełka. Na nowym obiekcie na szczęście tego nie robi - z uśmiechem dopowiada Sebastian Mila.

Szandrocho może się pochwalić ogromną kolekcją pamiątek związanych z wrocławską drużyną. Jego marzeniem jest, aby na nowym stadionie powstała sala pamięci, a może nawet muzeum piłkarskiego Śląska, gdzie będzie mógł to wszystko pokazać. Swoją pracę traktuje jak wyróżnienie i jak kiedyś powiedział nie zamienił by jej nawet na posadę w FC Barcelonie.

Przy pisaniu tekstu korzystałem z archiwalnego artykułu Mariusza Wiśniewskiego dla Gazety Wrocławskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jarosław Szandrocho - Szaman Śląska Wrocław - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska