Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamery są wszędzie, a podglądanie to plaga

Małgorzata Moczulska
Do przebierania służą kabiny. Kto robi to w szatni, ryzykuje, że będzie obserwowany
Do przebierania służą kabiny. Kto robi to w szatni, ryzykuje, że będzie obserwowany Piotr Krzyżanowski
Podpatrują nas na ulicy, w szkole i pracy. Pracownik świdnickiej restauracji umieścił kamerę w toalecie i... nagrywał gości lokalu!

Przez blisko miesiąc pracownik jednej ze świdnickich restauracji nagrywał kamerą ukrytą w toalecie korzystające z niej osoby. 37-latek wpadł, bo miniaturowe urządzenie, ukryte w wiklinowym koszyku ze środkami dezynfekującymi, zauważył inny pracownik restauracji. Kiedy wyciągnął z kamery kartę pamięci i odtworzył nagrania, zgłosił sprawę policji.

Podglądacz ze Świdnicy stracił już pracę. 37-latek przyznał podczas przesłuchania, że żałuje tego, co zrobił. Wymyślił też pokrętną historię o kradzieży portfela i chęci zdemaskowania złodzieja. Śledczych jednak nie przekonał i dlatego niebawem stanie przed sądem. Prokurator postawił mu zarzut utrwalania podstępem wizerunku nagiej osoby, za co grozi nawet do pięciu lat więzienia. Najprawdopodobniej kierowała nim ciekawość. Podobnie jak ochroniarzem w Tesco na Górnym Śląsku, który zamiast pilnować towaru, nagrywał nagie kobiety w przebieralni sklepu z bielizną.

- Trzy lata temu zmieniły się przepisy i dziś jest to karane z urzędu - tłumaczy Marek Rusin z Prokuratury Rejonowej w Świdnicy. Wcześniej poszkodowane osoby mogły sprawcę pozywać jedynie cywilnie - o naruszanie dóbr osobistych.

Podobnych incydentów jest, niestety, coraz więcej. W październiku ubiegłego roku 44-letni mężczyzna nagrywał pasażerów w toalecie pociągu Wrocław- Katowice. Podczas przesłuchania nie potrafił wytłumaczyć wrocławskim policjantom, dlaczego zamontował tam ukrytą kamerę. Twierdził, że nie miał złych intencji. Nie zamierzał też publikować nagrań w internecie.

Ale złych intencji nie ma również wałbrzyszanin, który za pomocą kamery postanowił piętnować piratów drogowych w mieście. Nagrywa ich wyczyny, a filmy publikuje w internecie. Widać na nich m.in., jak kierowcy zawracają w niedozwolonych miejscach, ignorują czerwone światła sygnalizatorów, wyprzedzają na przejściach dla pieszych. Te najbardziej drastyczne przekazuje policji.

Kamery podglądają nas dziś na ulicy, w autobusie, biurze, sklepie, szkole. Urzędnicy montujący te urządzenia twierdzą, że monitoring ma zwiększyć nasze bezpieczeństwo, a przeciętny Kowalski robi to najczęściej z ciekawości. - Ludzka skłonność do podglądania jest naturalna - przekonuje Konrad Maj, psycholog społeczny. - Zrozumiały jest bowiem fakt, że wszystko, do czego mamy utrudniony dostęp, wydaje się nam bardziej fascynujące i intrygujące. Aby zrozumieć takie zachowanie, wystarczy spojrzeć na dzieci. Coś, co jest przed nimi schowane, staje się dla nich bardziej atrakcyjne. Tak też jest z podglądaczami. Życie innych fascynuje ich bardziej niż własne - tłumaczy Maj.

Psychologowie mówią wprost: lubimy podglądać i robimy to od zawsze. Dawniej podglądaliśmy innych przez dziurkę od klucza albo podsłuchiwaliśmy przez szklankę przystawioną do ściany. Teraz dzięki szybkiemu rozwojowi technologii mamy ułatwione zadanie.

Kamery, podsłuchy czy lornetki można kupić na każdym bazarze. Podglądacze mają cały arsenał środków do podpatrywania innych. I, co gorsze, ten arsenał jest coraz tańszy. Długopis z ukrytą kamerą czy miniaturową cyfrową kamerkę można kupić już za 100 złotych.

- Naszą branżę kryzys omija. Ludzie, zwłaszcza młodzi uwielbiają elektroniczne, szpiegowskie gadżety niczym James Bond. Dyktafony w pendrive'ach i ukryte kamerki to hity w naszym serwisie - mówi Adam Jarosiński, zajmujący się sprzedażą elektroniki na portalu aukcyjnym.

Kiedy podglądanie jest łamaniem prawa
Jak Katarzyna Czepil ze świdnickiej policji przyznaje, że najczęściej sami załatwiamy takie sprawy, mówiąc podglądaczowi, że sobie tego nie życzymy. - Jeśli ktoś przesiaduje z lornetką w oknie i godzinami obserwuje, co dzieje się na podwórku czy nabalkonie naprzeciwko, to jest to niegrzeczne i wścibskie. Ale nie ma mowy o złamaniu prawa - mówi Czepil.

W kwestii nagrywania prawo również jest jasne. Mówi, że jeśli nagrywamy dla własnych celów, a nagrania nie upubliczniamy w sieci, to nie łamiemy przepisów. Oznacza to, że bez konsekwencji możemy zamontować kamerę przy domofonie czy w aucie. Ta ostatnia opcja jest coraz modniejsza. Niedawno kierowca z Legnicy omal nie zabił pieszego, który wtargnął mu nagle na jezdnię. Kiedy na miejsce przyjechała policja, koronnym i obronnym dowodem okazało się nagranie z kamery, jaką miał zamontowaną w samochodzie.

Inaczej jest, kiedy podstępem czy przemocą rejestrujemy osoby nagie lub kiedy nawet za czyjąś zgodą nagrywamy ludzi w sytuacji intymnej, a później, już bez ich zgody, upubliczniamy to w internecie. Wtedy popełniamy przestępstwo zagrożone karą od 3 miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.

Konsekwencje możemy ponieść też, nagrywając nauczycieli w szkole czy filmując kolegów z klasy, bo wiele placówek oświatowych wpisało sobie taki zakaz do regulaminu szkoły.

Godzić musimy się na nagrywanie w autobusach, tramwajach, na przystankach czy w centrach miast. Samorządy od wielu lat inwestują w monitoring miliony złotych, przekonując, że dzięki temu zwiększa się na nasze bezpieczeństwo.

Również pracodawca może zainstalować w pracy kamery, ale poza toaletami i szatniami. I powinien uprzedzić o tym swoich podwładnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska