Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szef kanarów wymyślił patent dla gapowiczów

Janusz Michalczyk
Jeżeli wymyślony w stolicy Wielkopolski slogan reklamowy nadal jest aktualny, to właśnie otworzyła się przed nami pewna szansa.

Na billboardach mogliśmy przeczytać: "Wrocławianina natychmiast zatrudnię. Poznań". Jak to mówią w środowisku piłkarskim, otworzyło się okienko transferowe, bo wywalili na zbity pysk szefa kontrolerów w tamtejszym Zarządzie Transportu Miejskiego. Gość stracił robotę po tym, jak wyszło na jaw, że założył spółkę, która oferowała niezwykłą usługę.

Po wpłaceniu 20 zł mieszkaniec Poznania miał gwarancję, że spółka zapłaci za niego karę w przypadku, gdyby dopadł go kanar na jeździe bez biletu miejską komunikacją. Warunki atrakcyjne, gdy uwzględnimy, że kara wynosi 280 zł, zaś miesięczny bilet sieciowy kosztuje 107 zł. W dodatku nie było żadnego limitu wpadek, więc nawet wybitni pechowcy mogli liczyć na pełną ochronę.
Już pobieżny rachunek wskazuje, że spółka proponowała przejazdy za mniej niż jedną piątą oficjalnej ceny. Korzyść dla pasażera bezdyskusyjna. Załóżmy, że jestem poznaniakiem z kilkorgiem dzieci w wieku szkolnym i niepracującą żoną, nie licząc teściów. Na rodzinną eskapadę musiałbym wydać majątek, a po skorzystaniu z oferty spółki koszty podróży stają się śmiesznie niskie.

Osoby jeżdżące bez biletu, czyli gapowicze, dostały jasny sygnał: za niewygórowaną opłatą możecie zrealizować swoje transportowe potrzeby. Oczywiście, nie można wykluczyć istnienia osobników o mentalności hazardzisty, którzy jeżdżą na gapę nie dlatego, że ich nie stać na bilet, lecz dla dreszczyku emocji. Z pozoru oferta spółki jest dla nich bezwartościowa, bo zapewnia poczucie bezkarności, a to gasi emocje w zarodku.

Wyobraźmy sobie jednak, że hazardzista skorzystał z oferty i został przyłapany przez kanara. Śmiejąc się w duchu idzie do siedziby spółki, by ta wpłaciła za niego karną opłatę. Idzie i kombinuje: a co, jeśli ta spółka to przekręt i na miejscu zastanę na drzwiach kartkę z komunikatem: "Realizacja zobowiązań wstrzymana do odwołania z powodu wyczerpania funduszy". Idzie i czuje, jak z każdym krokiem rośnie mu adrenalina.

Co do szefa kontrolerów i zarazem nowej spółki... Facet musiałby nie mieć piątej klepki, żeby dokładać do interesu. Gdzie jego zysk? Jako szef spółki brałby 20 zł od łebka, a potem jako szef kontrolerów unieważniałby karę. Zresztą, po co unieważniać? Mógłby przecież uprzedzać esemesami swoich klientów o tym, na jakich trasach pracują w danym dniu podlegli mu kontrolerzy.

Cwaniak? Chyba nie, bo wpadł z ulotkami, zanim zdążył rozkręcić interes. Na miejscu prezydenta Ryszarda Grobelnego kazałbym wywiesić billboardy z napisem: "Wrocławianina zatrudnię na miejsce palanta".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szef kanarów wymyślił patent dla gapowiczów - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska