Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna: KGHM Zagłębie - Jagiellonia 2:1 (ZDJĘCIA, RELACJA)

Paweł Kucharski, JG
Zagłębie Lubin pokonało u siebie Jagiellonię Białystok 2:1 strzelając gola w ostatniej minucie meczu.

KGHM Zagłębie Lubin - Jagiellonia Białystok 2:1 (1:1)

Bramki: 1:0 Michal Papadopulos (13), 1:1 Daniel Quintana (39), 2:1 Boris Godal (90+2-głową).

Żółta kartka - KGHM Zagłębie Lubin: Paweł Widanow. Jagiellonia Białystok: Daniel Quintana, Michał Pazdan.

Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków). Widzów 5 500.

KGHM Zagłębie Lubin: Michał Gliwa - Paweł Widanow, Adam Banaś, Boris Godal, Costa Nhamoinesu - Szymon Pawłowski, Jiri Bilek (80. Kamil Wilczek), Robert Jeż, Łukasz Hanzel (87. Damian Kowalczyk), Maciej Małkowski (65. Adrian Błąd) - Michal Papadopulos.

Jagiellonia Białystok:
Jakub Słowik - Alexis Norambuena, Ugochukwu Ukah, Adam Dźwigała, Lubos Hanzel (89. Filip Modelski) - Daniel Quintana, Rafał Grzyb, Tomasz Bandrowski, Dawid Plizga, Tomasz Kupisz (76. Tomasz Kowalski) - Euzebiusz Smolarek (53. Michał Pazdan). (PAP)

Trener Pavel Hapal nie zaskoczył wyjściowym ustawieniem. Do pierwszej jedenastki powrócił Boris Godal, a na ławce rezerwowych wylądował Bartosz Rymaniak. Jak przekonywał szkoleniowiec to nie była kara za błąd popełniony w ostatnim meczu z Piastem Gliwice.

- To zmiana taktyczna. W Gliwicach grał "Ryman", bo jest wyższy i miał za zadanie wygrywać pojedynki główkowe z rosłymi napastnikami Piasta. Jagiellonia ma niższych napastników, szybszych, bardziej zwrotnych, dlatego zagrał Godal - tłumaczył czeski opiekun Zagłębia. Pojawił się też w składzie Łukasz Hanzel, zastępując Kamila Wilczka.

I Godal, i Hanzel, a także dziewięciu pozostałych wybrańców Hapala zrobili wiele, by rozgrzać przemarzniętych do szpiku kości kibiców. I choć termometry pokazywały coś koło "zera", to na boisku wiosna panowała w pełni. Tak zwane "wzajemne badanie się" obu drużyn trwało kilka minut. Zaraz po tym piłkarze przeszli do konkretów. Główka Costy Nhamoinesu i mocne uderzenie z ostrego kąta Dawida Plizgi to były tylko strzały ostrzegawcze dla obu bramkarzy. Kolejny przyniósł już pożądany efekt. Chaos w polu karnym Jagiellonii wykorzystał Michal Papadopulos, który zgarnął piłkę na dwunastym metrze i z precyzją umieścił ją w siatce. Nie minął nawet kwadrans, a "Miedziowi" prowadzili już 1:0. To był dopiero zwiastun emocji.

Dobrych okazji do zdobycia kolejnych goli Zagłębiu nie brakowało. A wszystko to przez odważną, ale i ryzykowaną taktykę Jagiellonii. Goście bardzo wysoko ustawili swoje zasieki obronne. Dzięki temu kilka razy łapali lubinian na spalonym, ale jeszcze częściej prokurowali zagrożenie pod własną bramką. "Miedziowi" posyłali wiele podań z własnej połowy za linię obronną, wysyłając tym samym w bój szybki skrzydłowych: Macieja Małkowskiego i Szymona Pawłowskiego. Obaj sami mogli wpisać się na listę strzelców. Bliżej był "Szymek", który kropnął z całych sił, ale w poprzeczkę.

- Uczulałem swoich piłkarzy na te długie podania, a mimo to piłka trafiała do adresata. Nie radziliśmy sobie z tym, ciągle kogoś brakowało, byliśmy spóźnieni. Trenowaliśmy ten elementy gry obronnej już na obozie, trenujemy i teraz. Widocznie musimy trenować jeszcze więcej - mówił później trener gości Tomasz Hajto. - Chcieliśmy posyłać długie piłki, bo wiedzieliśmy, jak gra Jagiellonia - to z kolei Hapal, który doskonale rozpracował rywali.

Wracając do meczu: Jagiellonia próbowała się odgryzać. I choć przez wiele minut białostoczanie byli stłamszeni przez gospodarzy, to jeszcze przed przerwą udało im się wyrównać. Akcję zainicjował Daniel Quintana i sam ją zakończył efektowną podcinką nad Michałem Gliwą. Taki to już ten futbol bywa brutalny, bo z przebiegu gry goście na remis nie zasługiwali.

Ale nic to, wszak Zagłębie miało jeszcze 45 minut na udowodnienie swojej wyższości. Udało się, choć kibice znów zostali wystawieni na mocną próbę nerwów. Bo na przykład gdyby Dawid Plizga (ex-lubinianin) sfinalizował kapitalną akcję Quintany, to fani wracaliby do domów z nosami spuszczonymi na kwintę.

W drugiej połowie alarm ostrzegawczy pod bramką Jagiellonii znów wznoszony był wiele razy. Próbował Michal Papadopulos, próbował Paweł Widanow, próbował też Pawłowski. Kadrowicz z Lubina mógł zdobyć dwie bramki w zaledwie kilkadziesiąt sekund, ale Jakub Słowik stał na straży białostockiej świątyni. Do czasu.

Był już doliczony czas gry, chwilę wcześniej Plizga zmarnował wspomnianą już akcję Quintany, a niektórzy kibice siedzieli już swoich samochodach. Tymczasem na prawej flance znów urwał się Pawłowski. Dograł idealną piłkę w pole karne, a tam Godal wiedział już co z nią zrobić. Słowacki obrońca wyskoczył, zawisł w powietrzu i mierzoną główką zerwał pajęczynę w bramce gości.

Kilka chwil później sędzia zagwizdał po raz ostatni, a Godal paradował z gołym torsem, bo meczowy trykot oddał fanom. I tak oto w kilka minut piłkarz skradł serca kibiców, a trenera gości wprawił w minorowy nastrój. - Można powiedzieć, że bramka stracona w doliczonym czasie gry boli, ale Zagłębie stworzyło sobie mnóstwo okazji i już wcześniej mogło podwyższyć wynik - zauważył Hajto, który potrafił docenić klasę Zagłębia. - Czasem masz w meczu dwie sytuacje i strzelasz dwie bramki, a czasem masz ich mnóstwo i nic nie możesz strzelić - podsumował z kolei Hapal.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Piłka nożna: KGHM Zagłębie - Jagiellonia 2:1 (ZDJĘCIA, RELACJA) - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska