Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Izraelskich bojowników szkolono na Dolnym Śląsku

Redakcja
Odkąd izraelskie wojsko zaatakowało Strefę Gazy, telewizja w każdych wiadomościach pokazuje śmigłowce, czołgi, transportery opancerzone i żołnierzy piechoty walczących z palestyńskim Hamasem. Widzowie nie zdają sobie sprawy, że sześćdziesiąt lat temu trzon tej armii stanowili emigranci z Polski - wyszkoleni przez komunistów w Bolkowie na Dolnym Śląsku.

- Władze chciały się w ten sposób pozbyć mniejszości żydowskiej z kraju. Ale miały też inny ważny cel - uważa Mieczysław Bojko, eksplorator i badacz tajemnic Dolnego Śląska. - Komunistycznej agenturze zależało, żeby nowe państwo żydowskie na Bliskim Wschodzie budowali ich ludzie, a nie wysłannicy imperialistycznego świata.

Jeszcze zanim w maju 1948 roku proklamowano powstanie państwa Izrael, komuniści nawiązali cichy kontakt z Haganą - syjonistyczną formacją wojskową, która od lat dwudziestych ochraniała żydowskich osadników w Palestynie. Na polecenie Moskwy w większych polskich miastach powstały punkty werbunkowe.

Młodym, głównie dwudziestokilkuletnim, ludziom pochodzenia żydowskiego oferowano szybkie przeszkolenie oraz wyjazd na Bliski Wschód, gdzie mieli się osiedlić i walczyć z Arabami o nową ojczyznę. A w Bolkowie - na ukrytych wśród lasów, odgrodzonych płotem zboczach Góry Ryszarda - rozpoczął działalność obóz wojskowy Hagany. Polscy historycy datują jego powstanie na jesień 1947 roku, izraelskie źródła precyzują: we wrześniu.

Ale według nieżyjących już świadków, których relacje kilkanaście lat temu pozbierał Mieczysław Bojko, pierwsi bojownicy po cichu szkolili się tu do walki z Arabami już pod koniec 1945 roku.
- Zakwaterowano ich w budynkach, w których Niemcy prowadzili podczas wojny obóz dla młodzieży z Hitlerjugend - mówi Bojko. - Dziś należą do Zespołu Szkół Agrobiznesu.
Zlokalizowanie obozu Hagany na Dolnym Śląsku wydawało się logiczne. Tuż po wojnie ten region był największym skupiskiem ludności żydowskiej. Osiedliła się w nim prawie połowa polskich Żydów - byłych więźniów obozów koncentracyjnych, partyzantów, żołnierzy. Ich majątki w centralnej Polsce zostały rozgrabione lub zniszczone, nie mieli po co wracać na ojcowiznę, bali się reakcji dawnych sąsiadów, a ziemia i fabryki na tzw. Ziemiach Odzyskanych potrzebowały rąk do pracy.

Więc w lipcu 1946 roku zarejestrowano tu aż 82 tysiące żydowskich repatriantów. Pojawiły się nawet propozycje przekształcenia Dolnego Śląska w Jidiszer Jiszew in Niderszlezje - Żydowskie Osiedle na Dolnym Śląsku, okręg autonomiczny lub rejon żydowski. Ostatecznie zwyciężyła jednak koncepcja rozwiązania problemu poprzez emigrację do Izraela.

Na szkolenie Hagany zgłaszali się głównie działacze organizacji syjonistycznych, rekomendowani przez ich władze. Akcja była ściśle kontrolowana przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, które zatwierdzało listy ochotników i dbało o odpowiedni światopogląd emigrantów. Członków Polskiej Partii Robotniczej szantażowano. Dla nich warunkiem zgody na wyjazd było podjęcie współpracy z bezpieką. Mieli donosić o nastrojach podczas szkolenia i pozostać agentami służb na Bliskim Wschodzie.

W obozie w Bolkowie przebywali zarówno mężczyźni, jak i kobiety - Żydówki, ale także Polki, które wyszły za Żydów i razem z mężami przygotowywały się do opuszczenia kraju. Jeszcze w biurach werbunkowych ochotników poddano wstępnym badaniom lekarskim i skłoniono do podpisania deklaracji, że po dotarciu do Palestyny wstąpią do Hagany.

Poza ideowcami, śniącymi o wolnym Izraelu, zgłaszali się także bogaci spryciarze, którzy w zorganizowanym przez komunistów naborze ujrzeli szansę wywiezienia swego majątku przez pilnie strzeżone granice Polski. Czasem udawało im się zwieść czujność bezpieki: po drodze do Palestyny odłączali się od grupy i znikali razem z przemyconym potajemnie złotem czy pieniędzmi. Dezercja nie mogła być rzadkim przypadkiem, skoro Franciszek Kuchta, inspektor Ochrony Skarbowej, ubolewał w piśmie do zwierzchników, że wraz z haganowcami ubywa kosztowności.
Próżne żale, bo zarówno o powstaniu obozu, jak i jego likwidacji we wrześniu 1948 r., przesądziła polityka. Haganowców wspierał generał Michał Komar z wywiadu wojskowego Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego i władze Polskiej Partii Robotniczej. Trudno sobie wyobrazić, by tego rodzaju działalność była możliwa bez akceptacji (lub wręcz inspiracji) Związku Radzieckiego.

Według dr Bożeny Szaynok z Zakładu Historii Najnowszej Uniwersytetu Wrocławskiego, która dziewięć lat temu w miesięczniku "Odra" opisała działalność obozu w Bolkowie, najemników szkolili wysłannicy Hagany oraz wysocy oficerowie Armii Czerwonej i Wojska Polskiego. Wykorzystywano do tego poniemiecką strzelnicę na Górze Ryszarda.

Zajęcia trwały po 12 godzin przez 10 dni. Poza klasycznym szkoleniem wojskowym czy musztrą, obejmowały wykłady o syjonizmie, Palestynie, Haganie. Przyszli bojownicy nosili zielone, amerykańskie mundury z demobilu, przesyłane ze Stanów Zjednoczonych do Polski przez działaczy Joint (American Jewish Joint Distribution Committee). Broń dostarczali komuniści z Polskiej Partii Robotniczej. Pochodziła najprawdopodobniej z nielegalnych źródeł.

Dr Bożena Szaynok podkreśla, że istnienie obozów Hagany w Polsce i Czechosłowacji owiane było tajemnicą.
- ZSRR nie chciał się afiszować z tego rodzaju pomocą dla Żydów ze względu na różne ograniczenia dotyczące dostaw broni do Palestyny w tym czasie, ale także z powodu relacji z Wielką Brytanią, która wciąż jeszcze, jesienią 1947 r., sprawowała mandat nad Palestyną - mówi. - Brytyjczycy wciąż jeszcze byli decydentami w tamtym regionie. Dlatego tego rodzaju pomoc udzielana była dość dyskretnie. Ale jak opowiadali mi bolkowianie, Żydzi nie kryli swojej obecności.
W 1948 roku wzięli udział w pochodzie majowym. Obnosili się po Bolkowie zarówno z przywiązaniem do syjonizmu, jak i komunizmu. Dr Bożena Szaynok przytacza relację Grzegorza Smolara, który z ramienia frakcji żydowskiej PPR nadzorował szkolenie. W czerwcu 1948 roku pisał: "Ludność miasteczka, jak żydowska, tak i polska, dokładnie wie o charakterze tego obozu. Nie ma żadnej konspiracji. Koło bramy stoi dyżurny. Ćwiczenia odbywają się koło samego obozu, w otwartym polu. W tym samym dniu, kiedy byłem w obozie, wróciła z dwudniowego pochodu grupa (około 50 osób). Do obozu, przez ulice miasteczka, grupa przeszła śpiewając piosenkę sowiecką w języku rosyjskim".

W innym miejscu Smolar wspomina, że ludność przychodziła żegnać pociągi z uchodźcami na stacje. Były kwiaty i transparenty. Bo w końcu wyszkoleni w Bolkowie bojownicy Hagany dostawali dokumenty podróży, a Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego sporządzało imienne listy, na podstawie których mogli opuścić kraj. Z Bolkowa pociąg zabierał ich do Katowic. Trasa przerzutowa wiodła przez Pragę i Paryż do Marsylii, skąd Żydzi statkiem odpływali do Palestyny, by dołączyć do oddziałów Hagany.

Część z nich na pewno zginęła na froncie.
- Kiedy w 1948 roku Hagana została przekształcona w izraelską armię, wyszkoleni w Bolkowie oficerowie stali się jej elitą - twierdzi Mieczysław Bojko. - Przez szereg lat stanowili trzon izraelskiego dowództwa.

Legenda głosi, że w Polsce - być może właśnie w obozie w Bolkowie - szkolenie przeszedł generał Mosze Dajan, dowódca Hagany, szef sztabu armii izraelskiej i późniejszy minister obrony Izraela.
W latach 1945-1948, gdy komuniści szkolili haganowców, był już doświadczonym bojownikiem i bohaterem narodowym. W brytyjskiej armii organizował oddziały komandosów i zwiadowców. Podczas walk w Libanie stracił lewe oko.

Jeśli nawet przed wojną izraelsko-arabską 1948-1949 komuniści szkolili go w Polsce, nikt się do tego nie przyzna. Zwłaszcza w obliczu rozgrzebanego na nowo konfliktu na Bliskim Wschodzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska