18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PIŁKARZ TEŻ CZŁOWIEK Specjalista od kończących ciosów ze słynnej dynastii Elsnerów (zdjęcia)

Paweł Jasiewicz, Wojciech Koerber
Rok, Jasmina i Kris - wrocławski odłam dynastii Elsnerów.
Rok, Jasmina i Kris - wrocławski odłam dynastii Elsnerów. Archiwum Roka Elsnera
Pewnie żyjecie w świadomości, że przeciętny - tzn. typowy - piłkarz T-Mobile Ekstraklasy operuje góra jednym językiem, w którym i tak nie ma zbyt wiele do powiedzenia. I że musi to być średniosympatyczny typ z muchami w nosie. Znaczy, że nie znacie Roka Elsnera. Wrocławskiego Rocky’ego, specjalisty od zadawania kończących ciosów.

Słoweńca na futbol skazał los. I rodzina. Zmarły przed kilkoma miesiącami dziadek Branko był klasowym piłkarzem, a później trenerem. Ojciec Marko również grał z sukcesami. I to jakimi. W 1984 roku sięgnął z reprezentacją byłej Jugosławii po brązowy medal olimpijski w Los Angeles (w meczu o trzecie miejsce 2:1 z Włochami). Miał szczęście, że cztery kraje bloku komunistycznego dostały zielone światło na ten występ. Jugosławia właśnie, a także Rumunia, Chiny i Ludowa Republika Konga.

- Dlatego u mnie nie było początkowo innych dyscyplin. Jako 4-latek zacząłem kopać i tak zostało. Nie wiem jak to powiedzieć po polsku, ale my jesteśmy taką piłkarską... dynastią, w Słowenii ludzie dość dobrze nas znają. Zresztą brat, Luka, też grał zawodowo, był reprezentantem kraju. Obecnie jest asystentem trenera w ekstraklasowym słoweńskim klubie NK Domžale. A do kadry poszedłem ostatnio ja - tłumaczy Elsner. I dba, by dynastia nie wymarła.

- Synek, Kris, skończył rok i pewnie będzie robił to samo. Bo ja tylko piłkę kocham. No, żonę Jasminę również - dodaje filuternie. Jak się poznali? - Aaa, taka impreza była, no i wiecie jak to jest - dalej już poszło. Wziąłem numer, zadzwoniłem i się potoczyło. Miałem wtedy 20-21 lat, Jasmina o sześć więcej. Już wtedy była obeznana z futbolem. Wie, o co chodzi, że tak powiem. Jest Słowenką i teraz zajmuje się naszym synem, wcześniej pracowała w banku i była marketingowcem, menedżerką centrum handlowego - tłumaczy mąż i ojciec.

Trzeba wiedzieć, że choć urodził się Elsner w Słowenii, to jednak większość dzieciństwa spędził we Francji. Bo tam grał tata. - Gdy miałem rok, przeprowadziliśmy się za ojcem do Belgradu. Grał w Crvenej Zvezdzie. Gdy miałem dwa lata, pojechaliśmy do Francji, stamtąd do Austrii i z powrotem wróciliśmy do Nicei, gdzie ojciec skończył karierę. I tam zostaliśmy. Wiadomo - aby szkoły nowej nie szukać itd. Takie życie sportowca. Już z piętnaście razy zmieniałem miejsce pobytu - wylicza pomocnik Śląska. Do 17. roku życia szkolił się na piłkarza właśnie w Nicei. Najpierw ucząc się w tamtejszej akademii piłkarskiej, później w liceum ekonomicznym.

- Trafiłem tam do drugiej drużyny Nicei, grającej na poziomie czwartej ligi francuskiej. No i nie dogadaliśmy się co do przedłużenia kontraktu. Jako 18-latek chciałem się dostać do pierwszej drużyny, oni mówili, że jeszcze nie czas. Więc ja powiedziałem, że dziękuję bardzo i obrałem kierunek Niemcy. Trafiłem do Wiesbaden, do ligi regionalnej, czyli trzeciej. Po roku wróciłem do Słowenii, podpisałem kontrakt z Interblockiem Ljubljana, gdzie spędziłem trzy lata, po czym trafiłem do... Kuwejtu - wspomina Elsner. W Polsce taka podróż piłkarza kojarzy się z odcinaniem emerytalnych kuponów. Jak było w tym przypadku?

- Najpierw trafił do Al-Arabi trener, który prowadził mnie w Ljubljanie. Jako 21-22-latek byłem w jego drużynie kapitanem, kochał moją grę i dwa tygodnie później dołączyłem do jego ekipy. Dziś ten klub zajmuje drugie miejsce w kuwejckiej ekstraklasie, liczącej osiem zespołów. Liga to jednak nie wszystko, mnóstwo jest tam tych pucharów, szejka, emira itd. Nie było w moim zespole wielkich gwiazd, choć oni tam są zakochani w Brazylijczykach, w Ameryce Południowej. Wiadomo, że to nie Katar czy Emiraty, ale było fajnie, a pieniądze lepsze niż w Słowenii. Ja lubię takie życie, że się budzisz, a tu plaża i słoneczko - zdradza mistrz Polski. Czemu zatem opuścił klimatyczny Kuwejt?

- Zmienił się prezes i zmienił się trener. Tego mojego zastąpił szkoleniowiec z Brazylii, a taki zawsze chce ze czterech nowych graczy. Jeśli chodzi o różnice kulturowe i religijne, trzeba się do nich dostosować, zaaklimatyzować. Ciężko jest w czasie ramadanu. Przez miesiąc czasu nie możesz wyjść na kawę. Trzeba siedzieć w mieszkaniu za spuszczonymi zasłonami, bo inaczej masz problemy. Ale ja nie miałem z tym większych kłopotów. Poza tym po trzech miesiącach była już ze mną Jasmina. Ustaliliśmy, że odpuści pracę i przyjedzie - mówi Elsner.

Gdy w 2010 roku skończyła się przygoda z Kuwejtem, nadszedł czas poszukiwań. Trafił piłkarz na testy na Ukrainę, ale i do Polski. Kilka treningów zaliczył w koszulce z napisem Tele-Fonika na piersiach. Czyli w trykocie Wisły. - Tak, ale ja tam byłem tylko drugą opcją, oni czekali na Chaveza. Zresztą grałem wtedy jako stoper. No i byłem też, jak to się wymawia..., w Wodzisławiu. Nie wyszło to jednak tak, jak ustaliliśmy z menedżerem, jeden trening, spakowanie walizek i wyjazd - dodaje zawodnik. Dalej szukał zatem szczęścia w Norwegii. W FK Haugesund.

- Gdy podpisywałem tam kontrakt, klub zabrał mnie do restauracji. Zajrzałem w menu, a tam lazania za 25 euro, czyli 100 zł. Albo ice tea za 8 euro. Jeśli nie masz bardzo dobrej wypłaty, nie ma sensu jechać w ogóle do restauracji. A ja tam nie miałem takiej wypłaty. Kontrakt podpisałem na cztery miesiące tylko, zagrałem cztery mecze po 90 minut, raz trafiłem do "11" kolejki, raz kibice wybrali mnie graczem drużyny. Ale nie było tam życia, jakie lubię - nie ukrywa Rok. Zaczął więc... tęsknić za Polską.
Stałego menedżera Elsner nie ma, jest otwarty na każdą współpracę. I zaczął współpracować ze Śląskiem, gdzie najpierw należało przekonać do siebie trenera Oresta Lenczyka. A łatwo nie było. Pewnie trudniej niż opanować kolejny język, z czym uzdolniony lingwistycznie zawodnik problemów nie miał. Iloma już operuje?

- Już liczymy. Angielski, francuski, słoweński, polski, trochę niemiecki, chorwacki, no i włoski, którego uczyłem się przez siedem lat w szkole w Nicei - do siedmiu dochodzi 27-letni piłkarz. Co Wy na to?

We Wrocławiu Elsner i familia stacjonują w wynajmowanym, dwupokojowym mieszkaniu przy ul. Hallera. 63 metry kwadratowe. - Dziecko jest jedno, dlatego większego nie potrzebujemy. Ale jeśli latem przedłużę z klubem kontrakt, to chciałbym jeden pokój więcej. A czy przedłużę? Nie mam jeszcze ze Śląska konkretnej propozycji, czekam. Mówili jednak, że chcą kontrakt przedłużyć, to jest najważniejsze. A poza tym dzwonią różne "menedżery" - mówi gracz WKS-u i, póki co, próbuje wzmacniać swoją pozycję. Jesienią został powołany do reprezentacji Słowenii na towarzyski mecz z Macedonią, lecz na boisko nie wszedł. Debiut wciąż przed nim.

Marzenie? - Jednym jest właśnie ten debiut w barwach reprezentacji. No i gra w klasowym klubie. Lubię ligę hiszpańską, choć bardziej pasuje mi angielska. Wielkoludem nie jestem, ale my, jako naród, nie odpuszczamy. Dlatego lubię ten angielski styl gry. A poza boiskiem? Z PlayStation już raczej wyrosłem, choć z bratem graliśmy kiedyś często. Przegrywający musiał sprzątać mieszkanie. Teraz chciałbym jeszcze jednego syna. A jeśli wyjdzie córka, to pracujemy dalej - uśmiecha się Elsner.
Po drogach porusza się eleganckim, białym BMW 5. - Brałem w zasadzie nowego, miał przejechane 4 tysiące km. To już moja druga biała beemka - wyjaśnia. Nie wszystko inwestuje jednak w samochody. Sebastian Mila zdradził swego czasu, że 80 procent pensji oddaje mamie. Na przechowanie i rozmnożenie. By mieć bezpieczną przyszłość. Jaki sposób znalazł Elsner?

- Ja mamie wypłaty nie oddaję, ale też lubię pewne inwestycje. Kupiłem mieszkanie w Słowenii i już je spłaciłem, w przyszłości chciałbym mieć takie cztery. Żeby wynajęte pracowały na nas. A zamieszkać chciałbym w domku w Ljubljanie. No i mam taki pomysł, aby po skończeniu kariery mieć swoją kawiarnię na plaży - przyznaje. Moda? - Tatuaży nie mam, może coś jeszcze wymyślę. Jeśli chodzi o ciuchy, jeden garnitur za 500 euro sobie kupiłem. Ale generalnie to czekam na rabaty - uśmiecha się Elsner, specjalista od zdobywania dla Śląska kluczowych bramek. W Krakowie się na nim nie poznali, więc wbił Wiśle gola, po którym wrocławianie świętowali pod Wawelem drugie w historii klubu mistrzostwo kraju. To także Elsner był autorem pierwszego gola Śląska w Lidze Mistrzów, gdy otworzył wynik spotkania w Podgoricy (2:0 dla WKS-u). Wreszcie dzięki Rocky’emu wywalczył Śląsk Superpuchar Polski, bo na Łazienkowskiej doprowadził Słoweniec do remisu (1:1) i zwycięskiej dla gości serii rzutów karnych. No i to Elsner maczał palce - a dokładniej rzecz biorąc głowę -w spektakularnym ligowym zwycięstwie na gdańskiej PGE Arenie, gdy goście zreflektowali się przy stanie 0:2 i zwyciężyli 3:2.

To co, chyba trzeba przedłużyć ten kontrakt?

Rok Elsner

Urodził się 25 stycznia 1986 roku w Ljubljanie (Słowenia). 186 cm wzrostu. Kariera klubowa: OGC Nice B (2004-05), Wehen Wiesbaden (2005-06), NK Interblock (2006-09), Al-Arabi (2009-10), FK Haugesund (2010), Śląsk Wrocław (2010 - ?). Reprezentant Słowenii (U-17, U-19, U-20, U-21). Czeka na debiut w dorosłej reprezentacji. Sukcesy: mistrzostwo (2012) i wicemistrzostwo Polski (2011), Superpuchar Polski (2012), Puchar Słowenii (2007/08 i 2008/09), Superpuchar Słowenii (2008), Puchar Kuwejtu (2009/10). Ma także obywatelstwo francuskie. Żona Jasmina, syn Kris (1 rok). Samochód - BMW 5.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska