18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W ruinach fabryk czai się śmierć

Artur Szałkowski
W katastrofie budowlanej na terenie byłej fabryki porcelany zginęło dwóch robotników. Nie było to, niestety, pierwsze tragiczne zdarzenie związane z likwidacją wałbrzyskich zakładów przemysłowych.

Prokuratura, nadzór budowlany oraz inspekcja pracy ustalają szczegóły związane z katastrofą budowlaną, do której doszło tydzień temu przy ul. Uczniowskiej w Wałbrzychu. W trakcie prac rozbiórkowych zlikwidowanej Fabryki Porcelany Książ zawalił się potężny, żelbetonowy szyb windy. Pod gruzami zginęli dwaj robotnicy w wieku 27 i 40 lat. Ich 26-letni kolega, którego z rumowiska wyciągnęli strażacy, w stanie ciężkim trafił do szpitala we Wrocławiu. W związku z katastrofą prokurator postawił dotychczas zarzuty dwóm osobom. To 37-letni robotnik, który na miejscu katastrofy obsługiwał koparkę mimo braku uprawnień oraz 35-letni właściciel firmy prowadzącej rozbiórkę, który miał nie dopełnić obowiązków, przez co naraził swoich pracowników na utratę życia oraz ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Pierwszemu z mężczyzn grozi do 12 lat pozbawienia wolności, natomiast drugiemu do 3 lat.

Tragiczna katastrofa budowlana na terenie zlikwidowanej Fabryki Porcelany Książ, która była w przeszłości jednym z największych tego typu zakładów w Europie, przywołała u mieszkańców regionu wałbrzyskiego wspomnienia z początku lat 90. W trakcie przeprowadzanej wówczas restrukturyzacji regionu wałbrzyskiego, która w praktyce oznaczała likwidację większości miejscowych zakładów przemysłowych, także dochodziło do wypadków śmiertelnych.

- Przez 6 lat pracowałem w firmach, które zajmowały się wyburzaniem infrastruktury wałbrzyskich kopalń - mówi Zygmunt Borsuk. - Pamiętam tragiczne zdarzenie, w którym zginął robotnik zatrudniony przy rozbiórce obiektu kopalni Victoria.
Do tragicznego wypadku doszło 26 czerwca 1995 roku rano. W trakcie prac rozbiórkowych sortowni zakładu mechanicznej przeróbki węgla zginął 44-letni spawacz. Mężczyzna spadł z wysokości około 6 metrów na żelbetonowe płyty i zmarł na miejscu. Ze zgromadzonego w trakcie śledztwa materiału dowodowego wynika, że bez wymaganych zabezpieczeń próbował rabować wystające ze ściany przewody. Niestety, stracił równowagę i spadł, ginąc na miejscu. W firmie rozbiórkowej był zatrudniony od 6 miesięcy.

Od początku 1991 roku, kiedy rozpoczęła się likwidacja kopalń Dolnośląskiego Zagłębia Węglowego, w zakładach wydobywczych na terenie Wałbrzycha i Nowej Rudy zginęło 38 górników. Większość w wypadkach przy pracy, część w wyniku prowadzonych prac likwidacyjnych. Informacje na ten temat, znajdujące się głównie w archiwach państwowych, gromadził przez wiele lat Jerzy Kosmaty, były dyrektor kopalni Wałbrzych. Opublikował je pod koniec 2012 roku w książce pt. "Wypadki śmiertelne w górnictwie Dolnośląskiego Zagłębia Węglowego w latach 1945-2000".

Do ostatniego śmiertelnego wypadku w wałbrzyskiej kopalni doszło niespełna dwa miesiące po tym, jak na powierzchnię wydobyto ostatni wózek z węglem. Dramat rozegrał się przed południem 19 sierpnia 1998 roku. - Do wypadku doszło w hali maszyny wyciągowej szybu Julia - wyjaśnia Jerzy Kosmaty. - W trakcie demontażu lin nośnych, do których była podwieszona klatka w szybie, lina została wyszarpnięta z bębna koła pędnego maszyny wyciągowej. Końcówka oderwanej stalowej liny uderzyła 49-letniego górnika. Zginął na miejscu. Tragedii można było uniknąć. Na terenie likwidowanej kopalni Julia działało już muzeum górnictwa. Jego pracownicy przekonywali likwidatorów, by liny szybowe zachować jako eksponaty. Prośba, niestety, nie została spełniona.

Do katastrof budowlanych, ale na szczęście bez ofiar śmiertelnych, dochodziło również w innych zlikwidowanych zakładach regionu wałbrzyskiego. Kilka lat temu regularnie dochodziło do zawaleń stropów i ścian w obiektach byłej winiarni przy ul. Młynarskiej w Wałbrzychu. Za każdym razem gruzowiska były przeszukiwane przez ratowników, którzy nie wykluczali, że mogą być pod nimi osoby rabujące metalowe elementy konstrukcji. Tu obyło się bez ofiar.

Głośno było również o katastrofach budowlanych w byłych potężnych zakładach lniarskich w Walimiu. Wielokrotnie dochodziło tam do pożarów oraz zawaleń konstrukcji obiektu. Przyczyniali się do tego złodzieje złomu oraz cegieł. Szczęśliwie w żadnym z tych wydarzeń nie było ofiar śmiertelnych. Ruiny zakładu, położone na powierzchni prawie czterech hektarów, nie tylko szpecą miasto, ale nadal stanowią zagrożenie katastrofą budowlaną. Od kilku lat władze gminy Walim zamierzają przejąć ten teren. Obecnie stanowi własność osoby prywatnej. - Właściciel terenu ma wobec nas ponad trzy miliony złotych zaległości z tytułu niezapłaconych podatków i nie zamierza ich spłacić - wyjaśnia Adam Hausman, wójt gminy Walim. - Dlatego czynimy starania, by odebrać mu prawo wieczystego użytkowania terenu i przekazać je gminie.

Mniej szczęścia niż złodzieje złomu grasujący w pozostałościach walimskiej fabryki mieli mężczyźni, którzy próbowali kraść metalowe elementy konstrukcji byłej elektrowni w Ludwikowicach Kłodzkich. W 2002 roku zginął tam mężczyzna, który w trakcie kradzieży złomu spadł z wysokości 20 metrów. W 2004 roku w tym samym miejscu zginęło trzech mężczyzn, na których runął strop obiektu. Wcześniej wycinali jego stalowe elementy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska