Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna Wiśniewska - Niepokorna Wisienka na torcie dolnośląskiej królowej sportu

Wojciech Koerber
Joanna Wiśniewska ze swoją nową sympatią, kotkiem Edim.
Joanna Wiśniewska ze swoją nową sympatią, kotkiem Edim. Archiwum Joanny Wiśniewskiej
Jestem dumna z tego, że reprezentuję LKS Polkowice, bo ten klub dał mi nadzieję. A nadzieja jest wstępem do marzeń - mówiła nam Joanna Wiśniewska po tym jak w 2010 roku odniosła życiowy sukces. Sięgnęła w Barcelonie po brązowy medal mistrzostw Europy. Liczyła sobie wówczas 38 lat. A czemu wcześniej nie mogła wrzucić dysku na pudło wielkiej imprezy? Posłuchajcie.

UWAGA! ARTYKUŁ POWSTAŁ W 2013 ROKU

Mama sportsmenki związków ze sportem nie miała. Tzn. nie miała do czasu. Później wstąpiła przecież w związek małżeński z piłkarzem ręcznym. - Tata grał w szczypiorniaka w wojsku, w latach 50. I to po nim odziedziczyłam tę petardę w łapie - nie ukrywa Joanna Wiśniewska, najmłodsza z trojga rodzeństwa. Siostra Anna rzucała do kosza w barwach AZS-u Wrocław, brat Jacek grał w piłkę wodną. A Wiśnia? Od małego była pod sportowym parasolem.

- Moja szkoła, SP 26, przynależała do Parasola Wrocław. Zaczynałam od sprintu, wygrywałam mistrzostwa województwa na 60 i 100 metrów, zaliczałam czwórboje. Miałam walory szybkościowe i odpowiednio zbudowany bark, stąd to niezłe walnięcie. Z powodu blokady nie mogę robić mostka, ale pomaga ona w odpowiednim ułożeniu ręki do rzutu dyskiem. Choć na te 66 metrów nigdy nie starczało. Bo szybkich, dynamicznych zawodników trudno nauczyć techniki, gubimy ją, gdyż jesteśmy niepokorni w ruchach. Szkoda, mogłam rzucać dalej. Poza tym w Polsce nie ma trenera do żeńskiej specjalizacji. Może nie jest taki potrzebny, bo liczy się przypadek? A może trzeba było mieć np. męża trenera? - zastanawia się dziś dwukrotna olimpijka.

Dyskiem zaczęła rzucać Wiśniewska w wieku 16 lat. Po półrocznym treningu ustanowiła rekord Polski w swojej kategorii wiekowej (48,16). W wieku lat 23 wywalczyła pierwszy z siedmiu tytułów seniorskiej mistrzyni kraju. Do Atlanty poleciała jednak rekordzistka Polski, Renata Katewicz. - Ja byłam jeszcze za słaba. Ale do Sydney miałam już bliżej, choć historia jest nie do pozazdroszczenia. Pamiętam jak dziś. Minimum (62,80) można było uzyskiwać od 25 maja aż do sierpniowych mistrzostw Polski. Tymczasem ja uzyskałam to minimum tydzień przed terminem, w Halle, i tydzień po. No i nie wzięli mnie, ponieważ nie całuję rączek pewnym działaczom, trenerom. Jest jedna taka osoba, która mi zaszkodziła, ale lepiej bez nazwisk - zastrzega wrocławianka.

W Atenach już Wiśniewska rzucała. Zajęła 10. miejsce w finale, choć dziś - po zeszłorocznej dyskwalifikacji za doping Białorusinki Iriny Jatczenko - plasuje się w tabelach oczko wyżej. - Dobrze wspominam tamte igrzyska, zrobiłam odpowiednią robotę, byłam nieźle przygotowana. Choć rzucały mi się jeszcze w oczy te wielkie kobiety, widziałam ostatnie z tych "narąbanych" bab. Zauważałam to w sylwetkach, we wszystkim. No ale robiłam swoje. Pamiętam, że rywalizacja mojej drugiej grupy przeciągnęła się do północy i lekarz podawał mi później regenerującą wlewkę węglowodanową. Dożylnie, strzykawką. Wtedy jeszcze można było to robić w odróżnieniu od obecnych czasów. Pamiętam też, że zarwałam nockę, dopiero o 5 rano zasnęłam. Nie byłam jeszcze wtedy obyta, nie jeździłam na mityngi i nie zaszalałam w finale. Poza tym psycha nie pozwalała mi się wykazywać. Stresowałam się startami, byłam nadpobudliwa. Do dziś to mam, choć w jakimś stopniu umiem już zwalczać - przyznaje dyskobolka.

Drugi olimpijski start, w Pekinie, zakończył się na fazie eliminacji. - Kurczę, byłam bez trenera. Zresztą co rusz się zmieniali. Jak nie pan Suski, który wariował na punkcie treningu, to pan Stipura, który przesadzał w drugą stronę. Zbyt często dawał wolną rękę. Nawet już dyskobolom nie kibicowałam, ponieważ od razu po starcie wsadzili nas w samolot i kazali wracać. Ba! Ja leciałam do domu, a w tym właśnie czasie rozgrywano żeński finał. Szkoda, że go nie obejrzałam. Gdy się później dowiedziałam, jaki wynik dał brązowy medal, to miałam dość. Ten brąz zabrała Ukrainka Antonowa, mój rocznik, z wynikiem 62,47. I skończyła karierę - wspomina atletka, która swoją życiówkę ustanowiła w 1999 roku na uniwersjadzie w Palma de Mallorca (63,97). Zdobyła tam srebro.

Oba olimpijskie starty zaliczyła Dolnoślązaczka w barwach stołecznych klubów. W Warszawie mieszkała i trenowała w latach 1998-2009. Tam też obroniła licencjat na Wyższej Szkole Ekonomiczno-Informatycznej.

- Bez wyników, bez osiągnięć nie miałam już czego w Warszawie szukać i z czego czerpać na życie. A na Dolny Śląsk ciągnęło. We Wrocławiu mam mieszkanie, rodzinę, tu zatem szukałam punktu zaczepienia. Dogadałam się z panem Pierzchałą z LKS-u Polkowice, którego znam od początku kariery. On coś zaproponował, a ja powiedziałam - niegłupi pomysł, trenerze. Było ciężko, lecz obiecywał, że jak zrobię, co do mnie należy, to jakoś pójdzie - tłumaczy Wiśniewska. I zrobiła swoje. Na mistrzostwach Europy w Barcelonie (2010).

Udany był to championat Starego Kontynentu. Małachowski zdobył złoto i przerzucił Roberta Hartinga, Wiśniewska dorzuciła brąz. A w zasadzie to otworzyła biało-czerwony worek z medalami, bo jej krążek trafił tam jako pierwszy. Pierwszy z dziewięciu wywalczonych przez naszą ekipę (2-2-5). - Ale to nie była metoda na robienie wyników. Trenowałam w niebycie, przygotowania były żenujące. W błocie, w zimnie, bez obozów klimatycznych, bez wspomagania i bez związku. Na trzech skromnych obozikach krajowych. A osiągnęłam największy sukces w karierze - podkreśla.

"No to się zaczęła Pani kariera, nie wypominając, w wieku 38 lat" - zaczepialiśmy Wiśniewską tuż po barcelońskiej imprezie. - Ja mówię, że to kolejny rozdział. Nie ma co się oszukiwać, że ostatni, ale ten najważniejszy. Proszę zauważyć, że Marlene Ottey ma lat 50, a też startowała w Hiszpanii. Wierzę też, że w moim mieście - Wrocławiu w końcu będą wiedzieć o istnieniu takiej sportsmenki - uśmiechała się olimpijka. - Bywało, że leciałam na kolana, ale wstawałam. Miałam tę wiarę i prosiłam trenera, by raz jeszcze spróbować. Na szczęście nie odmawiał - dodawała. A gdyby tak z tych kolan raz nie wstała, to gdzie by wylądowała?

- Wie pan, ja chciałam być policjantką. Gdy byłam zawodniczką Gwardii Warszawa, startowałam do niej, ale się nie dostałam. Poległam na egzaminach psychologicznych, bo ja harda dziewka jestem. Taką mam naturę i taki charakter - tłumaczyła.
Trzeba wiedzieć, że wcześniej karierę chciała Wiśniewska kończyć trzykrotnie. - Najpierw z powodu kręgosłupa, ale potem już o niego dbałam. Być może przysłużył się katorżniczy trening u pana Suskiego (obecny i wieloletni opiekun Małachowskiego - WoK), bo u niego to rzeźnia była. Roboty mogłyby to wytrzymać, ale nie kobietki. Później się przyznał, że on do kobiet się jednak nie nadaje. Całe szczęście, że doczekałam się tych słów, mam je czarno na białym. Długie lata czekałyśmy z Wiolką (Potępą) na to wyznanie - triumfuje zawodniczka.

Londyn? By tam dotrzeć, zabrakło naprawdę niewiele, ośmiu centymetrów. Osiem centymetrów więcej należało rzucić podczas mistrzostw Polski w Bielsku-Białej. - Niby uderzyłam w linię, ale jednak nie do końca. Pomiar był elektroniczny, więc sędzia nie mógł przymknąć oka. Szkoda, bo zdobyłam wtedy złoto, pokonałam Żanetę Glanc, która miała zaliczone w sezonie niespełna 66 metrów - ubolewa Wiśniewska. Nie zamierza jednak kończyć.

- Szykuję się do tego sezonu. Moim celem są mistrzostwa świata w Moskwie na otwartym stadionie. Choć po drodze mam pomniejsze cele. Ze związkiem porozumiałam się w ten sposób, że - póki co - trenuję z myślą o zimowym Pucharze Europy w rzutach na otwartym stadionie (17-18 marca, Hiszpania). Szefowie mają tam ocenić moją postawę. Jeśli według nich będzie rokowała, pomogą w dalszych przygotowaniach. Myślę, że jak rzucę tam 58 metrów, to przejdzie, zadowolę kogoś i powie, że jest w porządku. Ale jestem wyluzowana, nie napinam się zupełnie, wszystko po mnie spływa. Niebawem lecę na trzytygodniowy obóz do Portugalii - jakby uspokajała dyskobolka samą siebie.

W nieskończoność rzucać dyskiem jednak nie można. - Właśnie rozmawiam z panem kanclerzem wrocławskiej AWF, bo szkoda byłoby tych trzech lat ekonomii, tego licencjatu. Ciężko jednak starać się o magistra AWF-u. Ale może się uda. A na razie, gdybym nie trenowała, siedziałabym już na fitnessie i była instruktorem. Na początek, oczywiście, bo co będzie dalej, czas pokaże. Różne rzeczy można w życiu robić.

A co myśli nasza Wisienka o rekordzie świata w dysku kobiet (76,80 - Gabriele Reinsch z NRD, 1988 rok, Neubrandenburg)? Zresztą ten w rywalizacji mężczyzn również ustanowiony został przez Niemca w mrocznych dla królowej sportu latach 80. I też w Neubrandenburgu (Juergen Schult - 74,08 - 1986 rok).

- Nie ukrywajmy, że dziś tamten wynik Reinsch jest dla nas nieosiągalny. To kosmos, coś nie do pomyślenia. Dużo rzeczy wtedy się działo w krajach socjalistycznych. A że panom bliżej dziś do ich rekordu niż nam do żeńskiego? Cóż, z kobiety można zrobić chłopa, a z faceta to już chyba tylko dinozaura.

Joanna Wiśniewska
Urodziła się 24 maja 1972 roku we Wrocławiu. Uczestniczka igrzysk olimpijskich w Atenach (2004, Warszawianka), gdzie zajęła 9. miejsce w finale rzutu dyskiem (pierwotnie 10., lecz rok temu zdyskwalifikowano za doping Białorusinkę Irinę Jatczenko). Startowała także cztery lata później w Pekinie, gdzie odpadła w eliminacjach, reprezentując Gwardię Warszawa. Brązowa medalistka mistrzostw Europy z Barcelony 2010 (wynik 62,37, w barwach LKS-u Polkowice), gdzie lepsze okazały się tylko Chorwatka Sandra Perković (64,67) i Rumunka Nicoleta Grasu (63,48). Na mistrzostwach świata w Osace (2007) zajęła szóste miejsce. Srebrna medalistka uniwersjady w Palma de Mallorca (1999). Ośmiokrotna mistrzyni Polski (1995, 1999, 2000, 2002, 2008, 2010, 2011, 2012), siedmiokrotna wicemistrzyni. Rekord życiowy - 63,97 (12.07.1999, Palma de Mallorca).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska