ZOBACZ TEŻ: BEZDOMNY SPOWODOWAŁ ALARM BOMBOWY NA DWORCU, BO... CHCIAŁ IŚĆ DO WIĘZIENIA
Za każdym razem pracownicy pogotowia muszą przekonywać, że jechali ratować ludzkie życie i udowodnić to. Tylko wtedy mogą liczyć na anulowanie mandatu.
- Teraz cały dzień muszę spędzić na odpisywaniu na pisma z GITD zamiast zająć się swoimi obowiązkami. W tym tygodniu dostaliśmy 20 pism. A nie wystarczy odpisać, że samochód brał udział w akcji ratowniczej - denerwuje się Szymon Czyżewski z wrocławskiego pogotowia. Trzeba prześledzić zapisy GPS i książkę pojazdu oraz ustalić, skąd dokąd jechała karetka i czy na pewno dyżurny wydał zgodę na przejazd na sygnale.
NOWY EGZAMIN NA PRAWO JAZDY. SPRAWDŹ, CZY BYŚ ZDAŁ (ROZWIĄŻ TEST)
Co ciekawe wszystkie zdjęcia wykonane dotąd kierowcom pochodzą z urządzeń zainstalowanych w Długołęce na "starej" drodze krajowej nr 8. To miejsce jest również postrachem zwykłych kierowców. - Trzeba tu jechać zgodnie z przepisami, bo inaczej błyśnie i za parę tygodni w skrzynce znajdziemy mandat. Dotychczas wielu kierowców było przyzwyczajonych, że urządzenia nie działają. Pogrom zaczął się pod koniec roku - opowiada Marcin Palczewski, który jeździ tędy codziennie do pracy.
Łukasz Majchrzak z GITD tłumaczy, że inspektorat nie może ustalić, czy faktycznie pojazd jechał na sygnale. Bo nie ma dostępu do danych pogotowia. Dlatego wysyła pisma z prośbą o ustalenie kierowcy. Poza tym, urzędnicy przekonują, że gdyby na zdjęciu było widać, że auto jedzie na sygnale, pisma by nie wysyłali. Pracownicy pogotowia są zdania, że zdjęć nikt nie weryfikuje.
Pogotowie regularnie dostaje mandaty z Długołęki (fot. Google Street View)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?