Z diagnozą zapalenia opon mózgowych, w ciężkim stanie, było przewożone transportową karetką, która przyjechała półtorej godziny od wezwania jej przez lekarza. I właśnie z tym nie mogą się pogodzić rodzice Amelki. Twierdzą, że gdyby ich córeczka nie musiała tak długo czekać na karetkę, a na czas drogi miała zapewnioną odpowiednią opiekę i sprzęt, mogłaby przeżyć.
- Córeczka zachorowała 6 stycznia - opowiada Marta Rowgało. - Była niedziela, więc pojechaliśmy najpierw prywatnie do lekarza, ale wieczorem, kiedy stan Amelki bardzo się pogorszył, trafiliśmy do szpitala. Pani doktor zdiagnozowała u Amelki zapalenie opon mózgowych lekkiego stopnia. W poniedziałek córeczkę mieli przewieźć na leczenie specjalistyczne do Wrocławia.
Przy dziecku przez noc czuwała cała rodzina. Ale stan dziewczynki pogarszał się z godziny na godzinę, więc około godz. 4 nad ranem lekarka zdecydowała o wcześniejszym przewiezieniu dziecka do Wrocławia. Wezwała karetkę transportową.
Państwo Rowgało twierdzą, że przyjechała ona ze Wschowy, z firmy, z którą szpital ma podpisaną umowę na takie usługi, dopiero po półtorej godziny. Oprócz lekarza i ratownika medycznego pojechał nią także ojciec dziecka. Według jego relacji, w aucie była jedynie apteczka i butla z tlenem. W środku było też bardzo zimno. Ratownik medyczny i lekarz siedzieli w kurtkach, a dziecko leżało na noszach owinięte jedynie w kocyki.
- Na peryferiach Wrocławia karetka stanęła. Mąż co prawda siedział z przodu, ale widział, jak nasza córeczka była reanimowana - opowiada zrozpaczona matka. - Słyszał też, jak załoga wzywa inną karetkę, z Wrocławia, bo kierowca nie wie, jak jechać. Potem lekarz twierdził, że wzywali dodatkową pomoc dla ratowania dziecka.
Amelka dotarła w końcu do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego na oddział intensywnej terapii, ale w stanie krytycznym. Trzy dni później zmarła. Zrozpaczeni rodzicie zgłosili na policji, że doszło do zaniedbań, które naraziły ich córkę na utratę życia.
- Nie chcę odszkodowania czy przeprosin - dodaje Marta Rowgało. - Chcę tylko, by lekarz, który wysłał moje dziecko taką karetką w podróż, odpowiedział za to.
Od maja ubiegłego roku transportem pacjentów ze szpitala w Głogowie do innych placówek zajmuje się Przychodnia Eskulap ze Wschowy, dysponująca autami przystosowanymi do tego typu zleceń.
Kierownik Radosław Wełyczko, choć ogromnie współczuje rodzicom, nie rozumie zarzutów. - Karetka była odpowiednio wyposażona i ogrzana - twierdzi. - Przyznaję, że dojazd do Głogowa zajął półtorej godziny, ale tylko dlatego, że w środku nocy kompletowaliśmy załogę. Przyjechaliśmy najszybciej, jak się dało. Dodam, że w umowie między nami a szpitalem nie ma określonego czasu dojazdu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?