Kobieta twierdzi, że funkcjonariusze najechali na nią na jej podwórku i uderzyli ją bokiem radiowozu tak, że upadła na ziemię, a kiedy wstała i oparła się o maskę auta z pytaniem, co wyprawiają, specjalnie "gazowali", by ją wystraszyć. Jeden z nich miał krzyczeć: rozjedź ją!
- Policja jest od tego, żeby pilnować prawa, a nie żeby je łamać. Dlatego nie podaruję tego funkcjonariuszom, zwłaszcza że wcześniej źle potraktowali mojego męża - dodaje kobieta.
Opowiada, że do feralnego zdarzenia doszło w nocy, 6 grudnia. Po godzinie 23 wraz z mężem postanowili odwieźć kole-gę, który remontował im mieszkanie. Tego dnia kończył prace, dlatego zeszło mu tak długo. W drodze powrotnej pojechali na pobliską stację benzynową. Kupili papierosy i alkohol. Przyjechali pod dom i zaparkowali auto na podwórku.
- Byliśmy zmęczeni, w mieszkaniu czekał bałagan. Nie chciało nam się wracać. Mąż zaproponował żebyśmy się napili. Wypiliśmy po pięćdziesiątce. Wtedy zobaczyliśmy, jak na podwórko wjeżdża auto. Kiedy podjechało bliżej, okazało się, że to radiowóz - opowiada pani Adrianna.
Twierdzi, że mąż wysiadł z auta i podszedł do radiowozu zapytać, co się stało. Zaczął rozmawiać z jednym z policjantów i wtedy on poczuł od niego alkohol i kazał mu wsiąść do radiowozu. - Zaniepokojona podeszłam do auta i przez uchyloną szybę zapytałam o co chodzi. Wtedy mnie staranowano - zapewnia kobieta.
Dwadzieścia minut później na komisariacie policji Andrzej Kobos był badany alkomatem. Okazało się, że ma w organizmie 0,56 promila alkoholu. Zabrano mu prawo jazdy. - Nie zgadzam się z tym, bo nie jechałem autem pijany. Moje auto stało i to stało nie przy drodze tylko na podwórku - mówi mężczyzna.
Sprawą najpierw zajmowała się prokuratura w Świdnicy, ale śledczy poprosili o przeniesienie jej do innej jednostki, by nie być posądzonym o stronniczość (znają służbowo większość policjantów w komendzie).
Policja o sprawie wypowiada się bardzo oszczędnie. Piotr Galicki, komendant komisariatu w Świebodzicach, zapewnia jednak, że wersja, jaką przedstawiają funkcjonariusze jest inna.
- Liczę, że śledztwo wszystko wyjaśni, bo policjanci twierdzą, że ta pani kłamie. Że nie wjechali w nią autem - mówi. Potwierdza, że zatrzymanie jej męża miało miejsce na podwórku, ale policjanci jechali za nim już od stacji benzynowej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?