Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Lechem Raczakiem, reżyserem "Życie jest snem" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym

Małgorzata Matuszewska
Lech Raczak
Lech Raczak Tomasz Hołod
- Chcę, by publiczność dała się wciągnąć w senne marzenie - mówi Lech Raczak, reżyser "Życie jest snem" Calderóna

XVII-wieczny poeta i dramaturg Pedro Calderón de la Barca umieścił akcję "Życia snem" na dziwnym dworze króla Basilio, w Polsce. Przeniósł Pan akcję do współczesności, czy posłużył się Pan podobnym dworem?
To jest "życie snem", więc spektakl będzie snem dziejącym się w naszych czasach. Każdemu mogą się przyśnić bajkowe realia i dwory. Nie budujemy akcji wokół kostiumów i dworskich ceremoniałów. Dwór sceniczny przypomina bardziej obóz uchodźców albo przytułek dla bezdomnych niż XVII-wieczną posiadłość.

Filozoficzny dramat dotyczy konfliktu polsko-rosyjskiego. Nie obawia się Pan, że spektakl nabierze cech teatru politycznego?
Tego nie chcę. Calderón zapisał konflikt, zupełnie fantastyczny i aż dziwne, że uderza w nasze kompleksy związane z Rosją. Na szczęście historia Calderóna nie da się przełożyć na dzisiejsze spory. Ale oczywiście mogą pobrzmiewać polityczne echa. Jedna z teorii na temat snów opowiada, że w naszych snach odbijają się społeczne stereotypy, które akceptujemy albo których się boimy. Konflikt polsko-rosyjski, ciągnący się od wieków, jest jednym z takich archetypów, dlatego świetnie mieści się w poetyce sennej i onirycznej. Interpretacja widza pozwoli zderzyć się ze snem na ten temat. Nie chodzi o realizm, choć rzecz dzieje się w Polsce, czasami jest to Polska oniryczna, czasami koszmarna. Spektakl jednak nie ma mieć wymowy społecznej ani politycznej.

Jednak dla Calderóna Polska to egzotyczny kraj...
Nawet fantastyczny, leży nad Morzem Śródziemnym, z zamku królewskiego można wpaść bezpośrednio w fale morskie. Chciałbym, żeby tekst pozostał i fantastyczny, i chwilami tak realny, że znany aż do bólu. Stąd przeniesienie owego snu Calderóna w czasy nam bliższe, w realia, które niekiedy przypominają czasy współczesne, ale czasem odbiegają od naszego świata.

Bywają koszmarem?
Tak. Ale chcę przedstawić sen, a sen przypomniany po obudzeniu straszy i bawi. Nie budowałem ani tragedii, ani rzeczy zupełnie surrealistycznej, to będzie coś pomiędzy.

Na sny chyba jednak nie mamy większego wpływu. A czy mamy wpływ na rzeczywistość?
Podobno możemy miewać wpływ na sny. I na rzeczywistość też podobno możemy miewać wpływ (uśmiech).

W spektaklu kładzie Pan nacisk na to, byśmy mieli wpływ na rzeczywistość?
Nie, istotne jest, byśmy żyjąc gdziekolwiek, nie zapomnieli o warstwie niepoznawalnej naszego życia i świata. Tę warstwę możemy sobie rozpoznawać, ale nigdy nie zdefiniujemy niczego dokładnie przez sny lub przez fantazje, które też nie muszą być senne. W sztuce istnieje cała tradycja wywodząca się romantyzmu, najbardziej znana w surrealizmie: jeśli widzimy obraz, którego elementy pochodzą z rzeczywistości, są jednak złożone według nieznanej nam i niejasnej zasady, to wcale nie znaczy, że tego obrazu nie rozumiemy. Możemy w tym rozpoznać własny zachwyt albo własny przestrach. Chciałbym trochę podobnie zrobić spektakl: byśmy mogli w nim rozpoznawać siebie, elementy, kawałki swojego życia i doświadczenia, ale by było to też doświadczenie nowe.

Po co?
Żeby powstał świat fascynujący dlatego, że jest nieznany, a rozpoznamy go w czasie spektaklu.

Zapisuje Pan sny?
Tak. Zapisałem około 80 snów, chwilami to świetna literatura, ale na razie całość trzymam w tajemnicy. Zdarzyło mi się używać ich we wcześniejszych przedstawieniach albo jako opisy, albo jako sytuacje inscenizowane. Nauczyłem się zapamiętywać sny, to kwestia praktyki, po czym zarzuciłem ten proceder, bo stwierdziłem, że we śnie układam zapis, za-pisywanie snu staje się elementem jego treści. Tzn., że śnię na zawołanie, więc musiałem z tego zrezygnować, żeby wyczyścić sobie świadomość, nie pracować w nocy na zapis. Nauczyłem się wybierać, co warto zapisać, a o czym zapomnieć. Jeśli to, co chciałem zapomnieć, wraca i się przypomina, trzeba zapisać, to wtedy zniknie. Zbieram to, bo w ten sposób może jak uzbiera się pokaźny pakiet, z tego stworzy się jakaś teatralna rzeczywistość.

Któryś ze swoich snów wykorzysta Pan w dzisiejszym spektaklu?
Nie, tu wszystko wynika z tekstu Calderóna, nie należy mieszać innych rzeczywistości. Pracując nad spektaklem, planuję, żeby struktura przedstawienia nawiązywała do struktur tego, co pamiętam jako własne sny, ale to ma być raczej podobieństwo formalne, nie przekaz treściowy. To jest bardzo otwarty spektakl w sensie treściowym. Zobaczymy, jak to się zderzy z publicznością, chcę, żeby publiczność nie była racjonalna przez cały czas trwania spektaklu, ale dała się wciągnąć w senne marzenie. Jeśli widz będzie chciał oglądać przedstawienie jak dokument na temat stosunków polsko-rosyjskich, to jesteśmy przegrani: i ja, i widz. Nie da się tego konfliktu przełożyć dosłownie na współczesność, nie powiemy, kto jest z prawicy, kto z lewicy, kto bogoojczyźniany, kto liberalny... Na szczęście tak się nie da tego zdefiniować. Choć będę prowokować, żeby pojawiły się te tropy, ale one mogą być mylne, jak to we śnie.

Pierwszy raz pracuje Pan we Wrocławiu, a bardzo często w Legnicy. Co zobaczymy w Teatrze im. Modrzejewskiej?
W Legnicy zamierzam wkrótce zacząć pracę nad spektaklem pt. "Jak Madonna trafiła na księżyc", według powieści Ralfa Bauerdicka. Akcja dzieje się w Rumunii w czasach Ceausescu, zaczyna w dniu wylotu Łajki w kosmos, bohater ma 12 lat. Jest w wieku zbliżonym do tego, w którym byłem, kiedy usłyszałem szczekanie psa z kosmosu. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, podobnie jak na bohaterach powieści. Pomimo rumuńskiego umiejscowienia, może to być spektakl opowiadający o podstawowym duchowym doświadczeniu socjalizmu. I pokażę go nie na teatralnej scenie, ale jak zwykle w Legnicy w "nieprzyjaznych" człowiekowi przestrzeniach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska