Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawiedliwość kontra wdzięczność

Andrzej Górny
- Na patrona z trybunału co milczkiem opróżniał rondel, potrząsnął kieską pomału. Z patrona zrobił się kondel… Powyższy cytat z "Pani Twardowskiej" Mickiewicza dowodzi, że kwestia łapownictwa to zjawisko znane w Polszcze także drzewiej.

Sędzia Tuleya rozsławiony dzięki procesowi chirurga Mirosława G., ma dziś dwa oblicza, niby Dr Jekyll i Mr Hyde. Prawnik pozwolił sobie na krytykę metod śledczych CBA, fałszywych zeznań świadków i paru jeszcze nieprawidłowości. Niektórzy więc przypisują mu charakter kondla działającego na zamówienie polityczne, podlizującego się aktualnej władzy. Dla innych jest bohaterem niewahającym się wsadzić kij we własne mrowisko, byle tylko zapobiec łamaniu praworządności. Odwagi na pewno nie sposób mu odmówić. Prokuratura i służby pienią się ze złości, ten i ów grozi mu już śledztwami i procesami. Na pewno lepiej by na tym wyszedł, gdyby zrobił swoje i cicho siedział. Może lubi ruch w interesie. Albo naprawdę chce przywrócić właściwe znaczenie terminowi - sprawiedliwość.

Oprócz jakości kręgosłupa moralnego sędziego Tuleyi naród dzieli też kwestia łapówek dla lekarzy. Czy prezent wręczony doktorowi po udanym zabiegu, to jeszcze łapówka, czy już tylko dopuszczalny dowód wdzięczności?

Ponad 40 lat temu w znanym tygodniku ukazał się list otwarty lekarza, który uznał swą płacę za haniebnie niską. Twierdził więc, że władza w ten sposób sygnalizuje mu swe przyzwolenie, aby sobie dorabiał na boku. W związku z tym łapówki brał, bierze i będzie brał. Zamieszanie w narodzie list wzbudził burzliwe, choć krótkotrwałe. Autorytety bredziły przeważnie o tzw. moralności socjalistycznej, która miała być lekiem na wszystko.

Jeszcze kilkanaście lat temu nietrudno było dotrzeć do cennika nieformalnych usług medycznych, z podziałem na kategorie chorobowe i na rangę usługodawców. Znajomy po poważnej operacji serca do dziś przechowuje zapiski, ile i komu wręczył w kopercie, zanim go położono na stół.

Z wdzięcznością jednak inna sprawa. Sam, po udanej operacji ojca, udałem się do właściwego gabinetu z kwiatami i zacnym francuskim szampanem. Nie musiałem, nikt nie wymagał ani nie oczekiwał. Wtedy czułem jednak, że tak wypada, choć dziś myślę, że była w tym pewna asekuracja - może ten lekarz jeszcze się kiedyś przyda, lepiej go nie zrażać.

Podobno jeden z byłych rzeczników praw obywatelskich, człowiek nieposzlakowanej uczciwości i surowych zasad, po operacji swej matki, ofiarował doktorowi filiżankę z porcelany rosenthalowskiej, zapewne większej wartości niż suma łapówek (?) dr. Mirosława G.

To naprawdę wielka ulga, gdy zdrowie bliskiej osoby udaje się uratować. Łatwo wtedy zapomnieć i o niezłomnych zasadach. Znam ateistów, którzy w podobnych wypadkach zamawiali msze dziękczynne.

Doktorowi M.G. nie dowiedziono, aby żądał od kogokolwiek korzyści przed wykonaniem operacji.

Nie rzucam w niego kamieniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska