Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom 180-metrowy? Maluteńki!

Dr Monika Piotrowska-Marchewa
Ciasne, ale własne – Polacy od zawsze marzyli o swoim „M”, choćby kawalerce...
Ciasne, ale własne – Polacy od zawsze marzyli o swoim „M”, choćby kawalerce... Janusz Wójtowicz
Wielkie mieszkania nie mieszczą się w naszej wyobraźni. Dziś głównie z powodów finansowych. Jednak wielką rolę w upowszechnieniu małych, ale funkcjonalnych mieszkań odegrały na przełomie XIX i XX wieku zwolenniczki tak zwanej inżynierii domowej - pisze dr Monika Piotrowska-Marchewa

Przeciętny metraż nieruchomości sprzedających się obecnie najlepiej mógłby świadczyć o tym, że Polacy kochają małe mieszkania. Nie braknie też zwolenników tezy, że niesłabnący popyt na dwupokojowe, zazwyczaj około 50-metrowe lokale wynika bardziej z praw rynku niż z naszych marzeń. Badanie przeprowadzone przez Instytut Homo Homini w październiku 2011 roku wśród mieszkańców największych polskich miast wykazało wszak, że gdyby było to możliwe, najchętniej zamieniliby oni swoje mieszkania w blokach czy kamienicach na domki jednorodzinne albo szeregowe, a miejskie widoki na wiejski krajobraz. Socjologowie odnotowują przecież naszą rosnącą niechęć wobec budownictwa masowego, które uważane jest za "jeszcze jeden nieprzyjemny uboczny produkt nowoczesności, jak korki uliczne czy plastikowe widelce", o czym pisze żartobliwie Witold Rybczyński w książce "Dom. Krótka historia idei".

Skromny luksus
Gonitwę za małymi mieszkaniami, którą napędzają nieubłaganie wysokie ceny nieruchomości, łatwo zrozumieć. Zdziwienie może budzić fakt, że ci, których stać na więcej, w przypadku budowy domu najczęściej wybierają projekty o powierzchni użytkowej od 120 do 180 metrów kwadratowych. W przypadku kupna lokalu w budynkach wielorodzinnych zadowalamy się mniejszym metrażem. Nic dziwnego, skoro strona internetowa Luksusowe Mieszkania.pl informuje, że "konieczność zaprojektowania wygodnych, ustawnych pomieszczeń […] pozwala na określenie minimalnej powierzchni luksusowego lokalu na poziomie około 100mkw.". W oczach historyka niezależnie od tego, czy mówimy o wielkomiejskich mieszkaniach, czy wymarzonych domach za miastem, mają one wspólną cechę. Są relatywnie małe, to znaczy znacznie mniejsze od tych znanych nam z przeszłości.
W międzywojennej Warszawie - jak zauważa Janusz Żarnowski, znawca dwudziestowiecznych zagadnień społecznych w książce o technice międzywojennej - mieszkania o takiej powierzchni określano… małymi. Pogląd ten nie dotyczył rzecz jasna izb zajmowanych przez rodziny robotnicze, lecz siedzib zamieszkiwanych przez przedstawicieli warstw mieszczańskich i inteligenckich. Podobnie było i w wiktoriańskiej Anglii, w której dom o powierzchni 180 mkw. był traktowany jako mały, odpowiedni zaledwie "dla młodej, zamożnej rodziny z dwojgiem lub trojgiem dzieci". Poza poddaszem dla służby były w nim "tylko trzy sypialnie", ale za to ulokowane na trzech poziomach. "Taka przestrzeń nie była żadną ekstrawagancją" - pisze Witold Rybczyński.

Nawet nasze dzisiejsze wyobrażenia o luksusowych rezydencjach (o ile powszechniejszych w obecnym systemie ekonomicznym) mają konkretne granice. Na stronie jednego z renomowanych biur projektowych (Archon) największe z "dużych domów jednorodzinnych", o skądinąd bardzo malowniczych florystycznych nazwach, mają do 270 mkw. powierzchni. Metraże należące do "rezydencji" zasadniczo (poza jednym 700-metrowym wyjątkiem) nie przekraczają 400 mkw. Trudno tu mówić o rozmachu. Żyjących w XIX wieku, pochodzących z lepszych sfer mieszkańców Wielkiej Brytanii projekty te wprawiłyby w zdumienie, o ile nie (dyskretny) śmiech. Warto więc zadać pytanie, właściwie dlaczego w XXI wieku Polacy mają tak skromnie zakreślone potrzeby mieszkaniowe?

Dom jak płaszcz…
Dziś wielkie domy i rozległe mieszkania zwyczajnie nie mieszczą się w naszej wyobraźni. Warto wiedzieć, że wielką rolę w upowszechnieniu takiego sposobu myślenia odegrały zwolenniczki tak zwanej inżynierii domowej, żyjące w Ameryce przełomu XIX i początku XX wieku. Nim poznamy genezę i reguły owej inżynierii, warto jednak cofnąć się raz jeszcze do Anglii wiktoriańskiej. Spośród wszystkich państw europejskich właśnie w Wielkiej Brytanii przywiązywano szczególną wagę do idei "mieszczańskiej przytulności", czyli komfortu. W momencie swoich narodzin, w XVIII wieku, nie miała ona jednak wiele wspólnego ani ze znanymi nam udogodnieniami technicznymi (te weszły do domów na większą skalę dopiero po 1890 roku), ani z metrażem dzisiejszych domów. Dopóki bowiem pojęcie komfortu wiązano z brytyjskim stylem życia i bardzo popularnymi wśród tamtejszych klas średnich wiejskimi rezydencjami, tak długo kubatura domów (z dzisiejszej perspektywy zazwyczaj ogromna) pozostawała sprawą drugorzędną. Takie podejście do spraw domu ułatwiała odpowiednia ilość służby, która dbała o wygodę jego mieszkańców.

Zmiany przyszły zza oceanu, z Ameryki, za sprawą kilku energicznych dam, które w praktyczny sposób podeszły do zagadnień architektury, a w szczególności kwestii zarządzania gospodarstwem domowym. Przesądziło o tym ich pragnienie odczuwania komfortu nie tylko w czasie odpoczynku, ale także w pracach domowych. Niebagatelne znaczenie miał też większy niż na kontynencie europejskim koszt najmu służby domowej, mniej zresztą licznej. Toteż krokiem milowym na drodze do upowszechnienia się małych mieszkań był sprzeciw Amerykanek wobec "wizualnej koncepcji domu, rozpowszechnionej przez mężczyzn".

Catherine Beecher, nauczycielka, a przy tym siostra słynnej autorki "Chaty wuja Toma", była prekursorką tego, co nazwano później gospodarką domową. Uważała, że skoro większość prac w amerykańskim gospodarstwie wykonuje pani domu, to w planowaniu jego wyglądu i kształtu największe znaczenie powinny mieć starania o oszczędzanie jej pracy. Jak pisała: "Małe i niedrogie domy mogą nam zapewnić komfort i wyrafinowanie podobne do tych, jakie znajdują się w dużych i kosztownych". Podkreślała, że każdy kolejny pokój w domu podwyższa koszty wykończenia i umeblowania mieszkania, ale także powiększa ilość pracy włożonej w jego sprzątanie. W swoich książkach - "Rozprawie o ekonomii domowej na użytek młodych dam w domu i w szkole" (1841) oraz "Domu amerykańskiej kobiety" (1869) - najwięcej miejsca poświęciła kwestiom odpowiedniej powierz-chni mieszkania i wygodnej kuchni. Podawała także szereg praktycznych pomysłów służących oszczędności miejsca, przypominających dzisiejsze rozwiązania upowszechnianie przez szwedzki koncern Ikea. "W jednym przypadku, przez użycie składanych łóżek i malutkich sypialni, autorka wykombinuje przestrzeń dla ośmiu osób na mniej więcej trzydziestu sześciu metrach kwadratowych, nie zapominając o szafach i spiżarniach" - relacjonuje Rybczyński. Jak mawiała inna z refor-matorek gospodarstwa domowego, Ellen Richards, "dom, czyli mieszkanie, jest tylko zewnętrznym ubiorem, które powinno na nas leżeć jak płaszcz bez zmarszczek i fałd".

Najsłynniejszą przedstawicielką tego kierunku pozostaje jednak Christine Frederick, autorka książki "Zastosowanie inżynierii w gospodarstwie domowym" (z 1915 r. - polskie wydanie ukazało się w 1926 r.). Przestrzeń domowa została przez nią wymyślona tak, aby mogła ją "ogarnąć" sama pani domu, ewentualnie z pomocą drugiej "osoby dochodzącej". Jej projekt był udaną adaptacją powstałej w latach 1898-1901 teorii Fredericka Taylora, inżyniera z Filadelfii, mającej na celu poprawienie produkcji przemysłowej w fabrykach. Na przełomowy pomysł zastosowania jego teorii Christine wpadła… przypadkiem, w czasie jednej z rozmów z mężem, Georgiem, biznesmenem zajmującym się analizą rynku. Zwiedziwszy liczne fabryki i biura, zachwyciła się nowoczesną organizacją pracy i "udomowiła" ją, odpowiednio aranżując wnętrza.

… i jak maszyna do pisania
Ogniwem, które łączy propozycje amerykańskich inżynierek domowych z naszą rzeczywistością, pozostają projekty najsłynniejszego architekta XX wieku, Le Corbusiera, realizowane począwszy od międzywojnia, poprzez kolejne dekady istnienia Polski Ludowej, po dzień dzisiejszy. Doprowadził on do skrajności przekonanie, że wygodę mieszkań należy połączyć z ich funkcjonalnością. Wypowiedział przy tym wojnę zdobnictwu i "mieszczańskiemu" komfortowi, mawiając, że "czło-wiek powinien być dumny, posiadając dom tak przydatny, jak maszyna do pisania". Jego wizja miała zdecydowanie mniej wdzięku niż pomysły amerykańskich inżynierek, o dziwo była też mniej ergonomiczna, ale to właśnie Le Corbusier sprawił ostatecznie, że małe mieszkania w całej wolnej Europie stały się normą architektoniczną dla każdego. Nowy styl - modernizm - zyskał popularność nie tyle ze względu na swoje walory estetyczne, ile opłacalność. Opierał się na masowej produkcji, toteż pozwalał szybko i niedrogo budować. Jak zauważa Witold Rybczyński, w powojennym świecie koncepcja ta nieodwołalnie zwyciężyła, w czym bez wątpienia pomógł jej status antytotalitarnego i antyfaszystowskiego symbolu.
Preferowany w danej epoce metraż nie stanowił i nie stanowi do dziś prostej konsekwencji finansowych możliwości ich właścicieli. Wbrew pozorom pozostaje zjawiskiem bardziej z zakresu kultury niż ekonomii, gdyż jest dziedzictwem ewolucji ważnego zjawiska kulturowego, jakim było i jest poczucie komfortu. Możemy więc śmiało twierdzić, że względnie mały metraż naszych mieszkań to nie tylko konieczność rynkowa, ale też oznaka postępu i nowoczesności, jakże zgrabnie spleciona z dbałością o prawo kobiet (i mężczyzn także) do komfortu.
***
Dr Monika Piotrowska-Marchewa, adiunkt w Instytucie Historycznym UWr. Autorka książki pt. "Nędzarze i filantropi. Problem ubóstwa w polskiej opinii publicznej w latach 1815-1863" (2004) i wielu artykułów naukowych oraz popularnonaukowych (publikowanych w "Mówią Wieki" i w serii Dynastie Europy/Biblioteka "Gazety Wyborczej"), dotyczących historii społecznej XIX i pierwszej połowy XX wieku. Specjalizuje się w badaniach nad historią kobiet (żeńska służba domowa, nauczycielki), ideą filantropii i pomocy społecznej oraz historią starości.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska