Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Bystrzycy Kłodzkiej ruszył w wielki świat

Paulina Rolek
Artur skończył lalkarstwo we Wrocławiu, ale nie przepracował w zawodzie ani jednego dnia
Artur skończył lalkarstwo we Wrocławiu, ale nie przepracował w zawodzie ani jednego dnia Bartek Kosiński
Artur Chamski, zwycięzca programu "Jak oni śpiewają" w młodości uczył się grać na skrzypcach, ale wolał chodzić na chór. Dziś chce udowodnić, że jest solistą z krwi i kości.

Violetta Villas zaproponowała Ci duet, który odrzuciłeś.

To nie tak! Nie otrzymałem żadnej propozycji. Duet z Violettą Villas wymyśliła gazeta "Fakt". Udzieliłem wywiadu, w którym padło pytanie, czy zaśpiewamy razem na mojej płycie. A ja na dzień dzisiejszy nie wiem jeszcze, co się na niej znajdzie. Dopiero się zastanawiam, więc nie jestem w stanie obiecać nikomu żadnego duetu, a nie lubię rzucać słów na wiatr. Pani Violetta jest bardzo ciepłą i otwartą osobą. Kiedy przed wspólnym występem w programie "Jak oni śpiewają" wyznałem jej, jak bardzo jestem zdenerwowany, odpowiedziała: "Uuu, daj spokój. Kiedy pierwszy raz miałam się spotkać z Frankiem Sinatrą, też byłam zestresowana". Też ma kobieta dystans do siebie.

Nic więc nie stoi na przeszkodzie, żebyście razem nagrali piosenkę.

Bardzo chętnie, jeżeli będzie fajny pomysł, ciekawa kompozycja. Jestem przeciwnikiem robienia duetów na łapu-capu i byle jak tylko po to, żeby się wylansować. W tym przypadku kosztem pani Violetty.
Edyta Górniak wróży Ci przyszłość idola młodego pokolenia, a to się wiąże z wyskakiwaniem paparazzich z lodówki.

Nie strasz, bo nie będę mógł spać. A mówiąc serio, to mam fanklub "SIŁA", który bardzo mnie wspiera.

Spotykając się z nim, widzę, że mam wpływ na młodych ludzi, którzy do niego należą. Edyta powiedziała mi w programie, że ludzie, którzy kupią moje płyty, za kilka lat będą głosować na prezydenta. I to jest sedno sprawy. Bo jak masz wpływ, to musisz brać za to odpowiedzialność. Na razie nie czuję się idolem, bo idol to ktoś więcej niż osoba popularna. Idol powinien nie tylko fajnie śpiewać, ale też dawać przykład. Wydaje mi się, że jestem na tyle dojrzałym człowiekiem, że sobie z tym poradzę.

Właśnie - dojrzałym. Masz już 29 lat, nie za późno na idolowanie?

Jak za późno, Kupicha jest w moim wieku (śmiech). Na realizowanie swoich marzeń nigdy nie jest za późno. Trzeba tylko liczyć na to, że zostanie się zauważonym. Jedni zostają docenieni od razu, inni muszą poczekać na okazję.
Jak długo Ty czekałeś na swoją?

Chyba całe życie. Już w podsta-wówce rodzice zauważyli moje zamiłowanie do sztuki i zapisali mnie do szkoły muzycznej, w której spędziłem sześć lat. Cztery razy w tygodniu miałem tam zajęcia, więc można powiedzieć, że ten etap w moim życiu to tak naprawdę tylko szkoła i szkoła. Ale nie mam poczucia, że się męczyłem. Przeciwnie, miałem bardzo fajne i beztro-skie dzieciństwo. Do siódmego roku życia wychowywałem się na wsi, totalna sielanka. Miałem rzekę, budowałem tamy, chodziłem po górach, skakałem po drzewach. Tak sobie myślę, ile razy mogłem skręcić kark… Hm, sporo, ale za to zabawa świetna!

Sielanka się skończyła. Podobno ludziom z małych miejscowości ciężko jest odnaleźć się w Warszawie - mieście samotnych. Nucisz sobie czasami pod nosem piosenkę Lady Pank "Stacja Warszawa"?

I Beaty Kozidrak! "Nie dogoni mnie, nie dogonię jej"… (Artur śpiewa).

I jeszcze kilka innych, powstało tego naprawdę sporo.

Nic dziwnego, to specyficzne miejsce. Miasto samotnych - coś w tym jest. Kiedy wracam w rodzinne strony, trasę z domu do Rynku pokonuję w zastraszająco szybkim tempie. Nikt za mną nie nadąża. Wszyscy myślą, że jestem zdenerwowany. A ja się po prostu przyzwyczaiłem do morderczego tempa Warszawy. Kiedy tu jestem, często się zastanawiam: "Kurde, gdzie są moje góry?!". W Warszawie spotkało mnie wiele miłych rzeczy - przyjaź-nie, miłości. Ale brakuje mi rodziny, szczególnie braci.

Tak? Ja mam swojego dość.

Ha! Normalne, my siebie też często mieliśmy dość. Mój brat jest starszy o trzy lata i pamiętam, że w dzieciństwie byłem dla niego jak wrzód na tyłku. Zawsze bawiliśmy się w czwórkę - on, dwóch kuzynów i ja. Byłem najmniejszy i nigdy nie mogłem za nimi nadążyć. Plątałem się gdzieś tam z tyłu i krzyczałem: "Ej! Czekajcie na mnie". Ale ten braterski układ znam także od drugiej strony, bo mam również młodszego brata, i to o osiem lat. Musiałem się nim opiekować i był zbędnym balastem. Balastem, który się oczywiście kocha, ale chętnie zostawiłoby się go w domu i miało święty spokój. Ale żadnych wielkich awantur nie pamiętam, chociaż mieszkaliśmy w jednym pokoju. Dziś ta różnica wieku się zatarła i jest nieodczuwalna.
Bracia też próbują swoich sił w muzyce czy aktorstwie? Płynie w was ta sama krew...

Nie. Zresztą w mojej rodzinie nie było nigdy żadnych tradycji artystycznych. Jestem wyjątkiem.
Rodzice pewnie nie byli zadowoleni z pomysłu na życie. Nie mówili: puknij się w głowę i zajmij się czymś pożytecznym?
Tak w ogóle moim pierwszym pomysłem na życie było zostanie kierowcą autobusu. Ale tylko dlatego, że miałem chorobę lokomocyjną i kierowca wydawał mi się herosem, niemalże półbogiem. Marzyłem o takim małym autobusie i w końcu dostałem go od rodziców. Był piękny! I… Czekaj, o czym gadaliśmy?

O tym, czy Twoi rodzice popierali Twoje pasje.

Podchodzili do tego bardzo sceptycznie. Oczywiście umożliwiali mi realizowanie siebie, ale jak sobie pomyślę, przez jakie występy musieli przejść… Aż włos się jeży na głowie.

Paulo Coelho w jednej ze swoich książek napisał: "I kiedy czegoś bardzo pragniesz, to cały wszechświat potajemnie sprzyja twojemu pragnieniu".

I miał rację. Przede wszystkim trzeba chcieć, bo to jest główna siła napędowa. I nie marnować okazji. Mnie zdecydowanie pomogła Grażyna Wachowska-Szuba - dziś dyrektorka gminnego ośrodka kultury w mojej rodzinnej Bystrzycy Kłodzkiej. Prowadziła kółko teatralne i kiedy w siódmej klasie skończyłem szkołę muzyczną i miałem aż za dużo czasu, zaproponowała mi, żebym uczęszczał na jej zajęcia. Pamiętam, w każdy piątek jeździłem tam rowerem - siedem kilometrów. I tak żyłem z głową w chmurach aż do matury. Jak wielu mło-dych ludzi kompletnie nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić dalej. I Grażynka namówiła mnie, żebym zdawał do szkoły teatralnej. Tak zrobiłem. Nie dostałem się za pierwszym razem. Za drugim się udało - i dzięki Bogu, bo po drugiej porażce zamierzałem z tego zrezygnować i pójść na geografię. Może byłbym teraz nauczycielem?

Fama i chwała
Artur Chamski tej pory reali-zował się jako aktor teatralno-musicalowy i filmowy. Od 2001 roku regularnie występował w teatrze Buffo, m.in. w musicalach "Metro", "Romeo i Julia", w spektaklach muzycznych Janusza Józefowicza, takich jak: "Przebojowa noc", "Złota sobota". Próbował też swoich sił w muzyce. W roku 2001 z zespołem Flame wygrał festiwal Fama i nagrał płytę "Ulicami miast". Jest absolwentem Wydziału Lalkarskiego PWST we Wrocławiu. W roku 2005 zajął drugie miejsce w plebiscycie na najciekawszego aktora młodego pokolenia, zorganizowanym przez stronę www.ifilm.pl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska