18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan Samochodzik i sekrety templariuszy

Artur Szałkowski
Marek Stadnicki - dolnośląski Pan Samochodzik na tropie templariuszy
Marek Stadnicki - dolnośląski Pan Samochodzik na tropie templariuszy Marcin Oliva Soto
Kiedy 42 lata temu pisarz Zbigniew Nienacki wydał bestsellerową książkę "Pan Samochodzik i templariusze", prawdopodobnie nawet nie podejrzewał, że fikcja literacka przerodzi się w rzeczywistość. Tytułowy bohater powieści odnalazł swoje realne odzwierciedlenie w postaci pracownika muzeum w Wałbrzychu.

Marek Stadnicki, podobnie jak Tomasz N.N., bohater książek Nienackiego, jest historykiem sztuki i kustoszem. Z literackim Panem Samochodzikiem łączy go również zamiłowanie do ochrony dóbr kultury i dzieł sztuki oraz detektywistyczna pasja do zgłębiania historycznych zagadek.

Kiedy kilka lat temu w katalogu do wystawy przygotowanej przez Stadnickiego określono go Panem Samochodzikiem, potraktował to jak komplement.
- Kiedy byłem małym chłopcem, zaczytywałem się w przygodach bohatera książek Nienackiego - opowiada Marek Stadnicki. - Historie o wolnomularzach i templariuszach rozpalały moją wyobraźnię i miały duży wpływ na wybór zawodu.

Właśnie historia związana z wolnomularstwem była jednym z pierwszych historycznych odkryć kustosza. Kiedy kilka lat temu dostał etat szefa działu sztuki muzeum w Wałbrzychu, jego uwagę przykuł ogromny obraz zatytułowany "Architekt, budowniczy i kamieniarz", który wisi w jednej z sal wystawienniczych. Pochodzenie płótna nie jest znane. Kustosz nie ma jednak najmniejszych wątpliwości, że było ono elementem wystroju jednej z trzech działających w Wałbrzychu lóż masońskich.

- Główna postać architekta trzyma cyrkiel, który był symbolem wielkiego mistrza, obok leży węgielnica służąca do pomiarów. Te dwa narzędzia są najważniejszym symbolem wolnomularzy, brakuje tu jedynie litery G oznaczającej gnosis, czyli poznanie. Malarz musiał ją pominąć, aby przekaz nie był zbyt czytelny - wyjaśnia kustosz wałbrzyskiego muzeum. - Trójka bohaterów stoi we wnętrzu starej, odrapanej katedry i analizuje plany budowy... nowej gotyckiej katedry.

To również przekaz. Wolnomularze odcinali się od porządku głoszonego przez Kościół i chcieli wprowadzić w jego miejsce własny, nowy porządek.
Dwa obrazy związane z ruchem wolnomularskim kustosz odnalazł również w magazynach muzeum.

W zbiorach placówki nie ma żadnych dokumentów dotyczących tego tajnego stowarzyszenia. Dlatego szef działu sztuki zamierza przygotować opracowanie na ten temat i choć częściowo wyjaśnić jedną z historycznych zagadek miasta. Największym i najbardziej sensacyjnym odkryciem Marka Stadnickiego jest jednak historia związana z pobytem templariuszy na Dolnym Śląsku. Przed trzema laty kustosz zaczął gromadzić materiały do książki na ten temat. Chciał obalić mit, że słynni rycerze osiedlili się tylko w Oleśnicy Małej oraz Owieśnie i przybywali z Francji na obecny obszar Polski jedynie przez terytorium Niemiec.
- Zacząłem szukać informacji na interesujący mnie temat m.in. w Archiwum Akt Dawnych i Archiwum Archidiecezjalnym we Wrocławiu - mówi Stadnicki. - Tak dotarłem do niemieckich rękopisów z XVIII i XIX wieku. Nikt do nich nie zaglądał od ponad 100 lat! Zawarte w nich informacje są sensacyjne.
W jednym z dokumentów opisano prace budowlane niedaleko Złotoryi około 1860 roku. Na fundamentach zamku wznoszono tam pałac i w trakcie prac znaleziono relikwiarze templariuszy oraz słynnego Bafometa. Został on opisany jako głowa z czterema twarzami - anioła, woła, orła i człowieka. Dodano, że są to symbole ewangelistów.

Część znaleziska została przekazana do muzeum, a część trafiła do zbiorów prywatnego kolekcjonera. Bafomet to przedmiot, wokół którego narosło wiele mitów i legend. Według jednych był to relikwiarz, w którym templariusze przechowywali głowę Jan Chrzciciela lub twarz Jezusa Chrystusa odciśniętą na całunie.
- W tym miejscu nasuwa się pytanie, dlaczego pośrodku herbu Wrocławia została umieszczona ścięta głowa Jana Chrzciciela - wyjaśnia Stadnicki. - Najprawdopodobniej templariusze przywieźli na Dolny Śląsk relikwie tego świętego i ich fragment trafił do Wrocławia.

Wrogowie templariuszy twierdzili natomiast, że Bafomet to wizerunek diabła, któremu rycerze z czerwonym krzyżem na płaszczach oddawali cześć. Podobną wizję Bafometa przedstawił żyjący w XIX wieku okultysta Eliphas Levi. Według niego jest to kozioł z wielkimi rogami, kobiecymi piersiami i kopytami, siedzący na podbitym globie. Na łbie ma pentagram, a z pleców wyrastają mu skrzydła.

W największe zdumienie wprawiła wałbrzyskiego kustosza lektura dokumentów dotyczących Rudolpha von Stillfrieda-Rattonitza, ubogiego szlachcica, właściciela połowy wioski Żelowice położonej obecnie w powiecie strzelińskim.
- W pierwszej połowie XIX wieku von Stillfried-Rattonitz kupił popadający w ruinę zamek w Lipie Jaworskiej. Prawdopodobnie został on wybudowany przez templariuszy - opowiada Marek Stadnicki. - Po przejęciu dawnej warowni nowy właściciel rozpoczyna na jej terenie prace archeologiczne. Krótko potem jego status majątkowy błyskawicznie rośnie.
Do niedawna ubogi szlachcic staje się osobą wpływową na dworze cesarza Hohenzollerna. Otrzymuje też wiele odznaczeń i nadań od króla Hiszpanii oraz króla Portugalii. Ten drugi dodaje mu do nazwiska honorowy tytuł Alcantara. To nazwa zakonu rycerskiego, który po rozwiązaniu zakonu templariuszy przyjął wielu z nich w swoje szeregi. Stillfried-Rattonitz buduje w swoich rodzinnych Żelowicach kościół, który jest łudząco podobny do słynnej kaplicy Rosslyn, wybudowanej przez templariuszy w Szkocji.

W ściany świątyni zostaje wmurowanych kilkadziesiąt granitowych płyt nagrobnych templariuszy, które zwieziono z terenu całego Dolnego Śląska. Pod tabernakulum umieszczony zostaje krzyż templariuszy, a po obu stronach ołtarza figury Karola Wielkiego oraz św. Jerzego, postaci szczególnych dla tego zakonu. Symboliki związanej z tradycją rycerzy z czerwonymi krzyżami na płaszczach jest więcej, np. witraż będący kopią obrazu Rafaela z wizerunkiem św. Marii Magdaleny.

- Ciekawostką jest to, że wszystkie kościoły budowane przy dolnośląskich siedzibach templariuszy były pod wezwaniem właśnie tej świętej - wyjaśnia wałbrzyski kustosz. - Ustaliłem też, że po powrocie z Ziemi Świętej templariusze docierali na te tereny przez Włochy, Chorwację, Węgry i Czechy. Czerwoni Rycerze, jak ich określano, osiedlali się wzdłuż granicy biegnącej przy paśmie Gór Sowich. Tu budowali swoje komandorie.

Marek Stadnicki nie ma, jak Pan Samochodzik, pływającego wehikułu z silnikiem ferrari. Swoim kilkuletnim seicento dociera jednak do najbardziej odległych zakątków Dolnego Śląska, aby w terenie potwierdzić to, co wyczytał w archiwalnych dokumentach. Ślady templariuszy prowadzą bowiem również do Różanej, Grodziszcza, Lutomierza i wielu innych miejsc w regionie.
- Nie chcę ich na razie zdradzać, bo zostaną opisane w mojej książce - tłumaczy historyk sztuki. - Opublikowanie książki Dana Browna "Kod Leonarda da Vinci" sprawiło, że zwiedzanie kaplicy templariuszy w Rosslyn trzeba rezerwować z co najmniej dwutygodniowym wyprzedzeniem. Po co jeździć do Szkocji, skoro na Dolnym Śląsku mamy znacznie więcej miejsc związanych z Czerwonymi Rycerzami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska