Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Małachowski - Swego czasu był bramkarzem i bronił z Marcinem Dołęgą. Dyskotek (zdjęcia)

Wojciech Koerber
Z sympatią Kasią, chodzącą reklamą własnego salonu piękna.
Z sympatią Kasią, chodzącą reklamą własnego salonu piękna. Archiwum Katarzyny von Engel
Początki tej zabawy z dyskiem były burzliwe, ale i obiecujące. Na jednym z pierwszych treningów posłał przyrząd daleko, choć, niestety, prosto w zaparkowanego za płotem fiata uno. Jedni dostrzegli głównie szkody, inni - moc w ręku. Trzeba tylko było odpowiednio tę siłę... ukierunkować. Rzuty poza promień wpływały bowiem niekorzystnie na kieszeń rodziców.

UWAGA! ARTYKUŁ POWSTAŁ W 2012 ROKU!

Piotr Małachowski to chłopak z Bieżunia w województwie mazowieckim. - Dziadkowie byli tam gospodarzami, mama pracowała w sklepie, a tata w kółku rolniczym. Z powodu wylewu zmarł, gdy miałem 15 lat. Duży był, co się pewnie przyczyniło. Zresztą dziadek i pradziadek od strony mamy też wyglądali słusznie - wyjaśnia olimpijczyk. Wielkość miał zatem zapisaną w rodzinnym DNA. Choć najpierw był tylko duży, wielki stał się z czasem. Przemiana nastąpiła 19 sierpnia 2008 roku w Pekinie.

Wracamy do początków w Bieżuniu. Co tam można było robić? - Przede wszystkim grałem w piłkę nożną i ręczną. Ale mój wuefista, Bernard Jabłoński, był zapalonym sportowcem, więc biegaliśmy też na przełaj czy skakaliśmy w dal. Dla mnie to była masakra. Ale pchaliśmy również kulą i rzucaliśmy oszczepem. W końcu pojawił się pomysł, bym pojechał na wojewódzką olimpiadę młodzieży i rzucał dyskiem. To był koniec ósmej klasy, zwolnienie z lekcji jest, pewnie, że jadę. A dyskiem dali mi rzucić kilka miesięcy wcześniej. No i te swoje premierowe zawody wygrałem, a pan Jabłoński porozmawiał o mnie z trenerem Witoldem Suskim - przypomina Małachowski. Dodać jeszcze tylko trzeba, że w tym fiacie uno - należącym do szkoły nauki jazdy - uszkodził drzwi, a koszty naprawy pokryli rodzice.

Jako 15-latek trafił początkujący dyskobol do szkoły sportowej w Ciechanowie. Zamieszkał w internacie i reprezentował barwy WMKS-u Płońsk. Stamtąd trafił już do Warszawy, na ośrodek AWF-u. - Wszyscy się tam przenieśliśmy, również Wiolka Potępa i Tomek Majewski, który poszedł do trenera Henryka Olszewskiego. Ja zostałem z panem Suskim - wyjaśnia Machałek, jak zwracają się doń koledzy. Wtedy musiało być jeszcze biednie. Sam w Warszawie, a sukcesy mają dopiero nadejść. Jak żyć?!

- Dorabiałem na bramce, w klubie Relaks na AWF-ie. Stałem też trochę w małych mieścinach pod Warszawą. Jechałem kiedyś na bramkę do Siedlec, a tam na odprawie Marcin Dołęga. Mieliśmy takie spotkania, na których ustalano, kto do jakiej dyskoteki jedzie i w to samo miejsce z Marcinem nie trafiłem, ale rzeczywiście można powiedzieć, że pracowaliśmy razem. Zdziwiłem się, widząc go tam, był już wtedy znanym sztangistą, kilka medali natłukł - tłumaczy lekkoatleta. Musiał być to czas, gdy Dołęga - dziś trzykrotny mistrz świata i pechowiec z Londynu - miał przymusową przerwę od sportu.

- Bramka była wtedy jedynym źródłem utrzymania. W ośrodku mieliśmy spanie i jedzenie, a tą fuchą dorabialiśmy. Było na odżywki, na swoje wydatki. Czy krew się lała? Wiadomo, że na wioskach pod Warszawą popijali ostro, więc do kilku ciekawych walk doszło. A później, gdy pojawiło się wojsko, było już łatwiej - tłumaczy bodaj najszybszy w kole i najefektowniejszy dyskobol na świecie.

Do wojska, i do Śląska Wrocław, trafił Małachowski w listopadzie 2004 roku. - Nie uczyłem się, więc po prostu dostałem bilet do armii. W normalnej jednostce miałbym problem z treningami, a we Wrocławiu był zespół sportowy i dowódca Zbigniew Stankiewicz, trener Tomka Chrzanowskiego czy Marcina Jędrusińskiego. Gdy kończyłem zasadniczą służbę, zapytano mnie, czy chcę zostać. Nie miałem pieniędzy, nic nie miałem, wiedziałem, że to dla mnie najlepsze rozwiązanie i pewien komfort finansowy. Ciężko byłoby iść w niedzielę przed południem na trening, gdy do szóstej stoisz na bramce - obrazowo rozjaśnia sportowiec sprawę.

Efekty komfortu przyszły szybko. W 2005 roku, w Erfurcie, sięgnął Małachowski po srebro młodzieżowych ME. Jesteście ciekawi, kto wziął złoto? A jak - Niemiec Robert Harting, który po dziś dzień nie dopuszcza konkurencji do złota i jest niepokonany od 33 konkursów. - Rzuciłem wtedy rekord mistrzostw, 63,99, on poprawił na 64,99. Tam się ta rywalizacja zaczęła. Ale dostałem stypendium z PZLA, do tego pensja z wojska. Miałem już dobrze, mogłem się poświęcić - wspomina champion.

Zaczął się progres. Rok 2006 to reprezentacyjny debiut podczas superligi Pucharu Europy. Efektowny debiut. Wynikiem 66,21 poprawił zawodnik Śląska rekord Polski. O 23 cm przerzucił potężnego Dariusza Juzyszyna, który na swój życiowy rezultat szarpnął się dawno temu, w 1985 roku. Dziś wielu kojarzy Juzyszyna, wrocławianina, z filmowych epizodów, np. z roli Krotona w "Quo Vadis".

Dobrze się urodził i dobrze dojrzewał Małachowski. Bo dojrzał akurat na igrzyska w Pekinie, był już tam gotowy na rzeczy wielkie. A rok wcześniej jeszcze nie. Choć MŚ w Osace (2007) w tym procesie dojrzewania pomogły, okazały się świetnym okładem na głowę. - Zająłem tam w finale 12. miejsce (60,77), na pewno nie wytrzymała głowa, bo pod innymi względami byłem już gotowy. Wiedziałem, że jestem mocny i za bardzo się podpaliłem. Rzucałem daleko, lecz poza promień. Tymczasem na drugi dzień po zawodach osiągałem treningowo, w deszczu, po 67 m. Tak, to była dobra lekcja pokory - ocenia przyszły mistrz.

Do Pekinu nie jechał z myślą o medalu. - Raczej z taką, że jak wyjdzie medal, to będzie cudownie. Jechałem zrobić swoje, byłem wyluzowany - dodaje. I na luzie awansował Machałek do finału. Z najlepszym wynikiem. Minimum kwalifikacyjne (64,50) bez dyskusji przerzucił w pierwszej próbie (65,94). A 19 sierpnia dowiedziała się o nim cała Polska. W pierwszej kolejce 66,45. W drugiej 67,82 i wciąż prowadzenie. Dopiero w czwartej przerzucił go Estończyk Gerd Kanter (68,82). Równo o metr. I tak już zostało. Polak wygrał srebro o 3 cm. Litwin Virgilijus Alekna odebrał brąz z rezultatem 67,79. A gdzie Harting, zapytacie. Był czwarty - 67,09.

- Gdy w ostatniej kolejce Alekna rzucił w srebrną linię, pomyślałem sobie: "ja pierniczę, pewnie mnie wyprzedził, zaraz jeszcze dołoży coś Harting i jestem bez medalu. Ale nie. Okazało się, że Aleknie ciut zabrakło, a Harting nie dołożył - raduje się po latach wicemistrz olimpijski. Po Pekinie życie mu się nieco zmieniło, los zabrał na inną huśtawkę, a dziewczyny wysyłały zdjęcia i proponowały podawanie wyśmienitych kotletów. - Na pewno rozpoznawalność była większa. Do tego sponsorzy, media. Musiałem się tego nauczyć, tych rozmów. A dziewczyny? Fajna, śmieszna przygoda, choć nie traktowałem tych ofert poważnie. Takie rzeczy robią tylko desperatki - uśmiecha się potężny atleta.

W latach 2009-10 udowadniał Małachowski, że nie jest meteorytem, lecz mistrzem sportu. Na MŚ w Berlinie (2009) rzucał z kontuzjowanym palcem wskazującym, ale czynił to fenomenalnie. Prowadził do ostatniej kolejki z wynikiem 69,15. Wtedy przerzucił go rok młodszy... Harting (69,43 - rekord życiowy) i eksplodował, rozrywając z radości trykot. Brąz dla Kantera (66,88). Rok później, na ME w Barcelonie, wreszcie było odwrotnie. W drugiej kolejce nasz reprezentant objął prowadzenie (68,87 - rekord ME), a rywal trzykrotnie ripostował rzutami powyżej 68 metrów. Ale zawsze poniżej 87 centymetrów po przecinku. Jest złoto, Harting z tyłu!

Rok 2011. MŚ w Daegu kompletnie nie wyszły. Dziewiąte miejsce (63,37), poza wąskim finałem. I znów kłopoty zdrowotne. - Miałem przerośnięty fałd błony maziowej w kolanie i musiałem przejść wcześniej zabieg. W Berlinie był palec, a w Barcelonie przepuklina - wylicza dyskobol.

Na igrzyska do Londynu udał się dla odmiany z naderwanym bicepsem. Skończył jako piąty (67,19). Harting? Jako pierwszy (68,27). - Biceps naderwałem miesiąc przed igrzyskami, nie mogłem rzucać na prostej ręce. W ogóle ciężko było rzucać, aż łzy stawały w oczach. Walczyłem do końca, znów pomagał dr Robert Śmigielski, który jest baaardzo dobrym lekarzem, a Andrzej Krawczyk (fizjoterapeuta) próbował na mnie klawiterapii. Takie działanie na nerwach, okłuwanie metalowymi wykałaczkami. Raz na tydzień próbowałem rzucać, ale tylko się wkur... A przecież miesiąc przed igrzyskami cięższym dyskiem - 2,25 kg - uzyskiwałem po 67 z haczykiem. Z tego się rzuca 72, na treningu wyszło 70,80. I właśnie na ostatnich zajęciach z cięższym dyskiem - w ostatniej próbie! - naderwał się biceps. Może trzeba poczekać do Rio, 33 lata to nie jest zły wiek - zauważa pierwszy i jak na razie jedyny Polak, który triumfiował w końcowej klasyfikacji Diamentowej Ligi. Opłacało się. Diament powędrował na... konto. Ten mistrz ma jednak wielkie serce, wielokrotnie widzieliśmy, jak dzieli się z biedniejszymi, choć mówić o tym nielubi.

Sympatia? Kasia. Prowadzi w Warszawie salon urody, a nawet piękna ("Velure Tropical"). Jeszcze jakiś czas temu kapral Małachowski, pytany o ślub, odpowiadał nieco sobie dworując: "Jak wrócę z Radomia". By za chwilę dodawać: "Ale na razie się tam nie wybieram". Dziś wciąż jest twardy, lecz już jakby nieco mniej. Dziś mówi tak: "Na pewno nie przed trzydziestką". No ale ta trzydziestka stuknie już w czerwcu przyszłego roku. Coś się zatem kroi. A marzenie? - Kurczę, mam takie jedno, na razie to wielka niewiadoma. Otworzyć kiedyś fajny ośrodek rzutów.

Piotr Małachowski

Urodził się 7 czerwca 1983 roku w Żurominie. Olimpijczyk z Pekinu, gdzie zdobył srebrny medal z wynikiem 67,82. Wygrał Gerd Kanter (68,82), brąz dla Virgilijusa Alekny (67,79). Na igrzyskach w Londynie był piąty z rezultatem 67,19 (zwyciężył Robert Harting - 68,27). Wicemistrz świata z Berlina (2009 - 69,15), gdzie triumfował Harting (69,43). Mistrz Europy z Barcelony (2010 - 68,87). Triumfator Diamentowej Ligi 2010. Wicemistrz Europy młodzieżcówców z 2005 roku (Erfurt - złoto dla Hartinga). Rekord życiowy, jednocześnie rekord Polski - 69,83 (lipiec 2010, Gateshead, Aviva British Grand Prix). Kluby: WMKS Płońsk, Skra Warszawa (2001-2002), AZS-AWF Warszawa (2003-2004), Śląsk Wrocław (od 2004). Kapral WP. Najlepszy sportowiec Dolnego Śląska 2010 w Plebiscycie Gazety Wrocławskiej. Mieszka w Warszawie. Sympatia - Katarzyna von Engel.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska