Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Korupcja w piłce nożnej: jak osaczali "Fryzjera"

Marcin Rybak
"Mogą nas cmoknąć w kitę" - powiedział koledze przez telefon szef piłkarskiej mafii. Był pewien, że wrocławscy policjanci i prokuratorzy niczego mu nie udowodnią. A właśnie wtedy pętla zaczęła się zaciskać - pisze Marcin Rybak

Na ścianie jednego z gabinetów wrocławskiej Prokuratury Apelacyjnej wisi wielka mapa Polski z czarnymi kropkami narysowanymi na terytorium całego kraju. Jedna kropka to jeden piłkarski klub zamieszany w handlowanie meczami. Nie ma województwa, w którym nie byłoby choć jednej. Wszystkich jest 80. Wokół pewnego miasteczka w Wielkopolsce ktoś narysował zębatkę. Tu mieszkał "Fryzjer". Dziś oskarżony o kierowanie gangiem ustawiającym mecze. Oto opowieść, jak udało się go osaczyć.

***

James Bond nie rozbiłby piłkarskiej mafii. A nawet gdyby, to nikt nigdy nie nakręciłby o tym filmu. Bo tego nijak się nie da pokazać w kinie: nie ma pięknych kobiet, superszybkich samochodów, bajeranckich gadżetów ratujących życie. No i przygód, które zapierają dech w piersiach.

No bo jak nakręcić film o grupie szaleńców siedzących miesiącami nad płachtami billingów - wykazów rozmów telefonicznych osób podejrzewanych o ustawianie meczów? Poszukujących w tysiącach nic nieznaczących połączeń tego jednego. Trwającego sekundę.

A właśnie od tego wszystko się zaczęło. A w zasadzie prawie wszystko. I prawie od tego.

***

Jest maj 2005 roku. Słynna akcja wrocławskiej policji. Przy pomocy Piotra Dziurowicza - piłkarskiego działacza z Górnego Śląska - udało się złapać na gorącym uczynku przyjęcia 100 tysięcy złotych piłkarskiego sędziego Antoniego F.

Chwilę po przyjęciu gotówki Antoni F. został zatrzymany przez policjantów z Wrocławia. Za pomoc w ustawieniu jednego z meczów. Niedługo potem zatrzymano jeszcze jednego działacza ze Śląska. I koniec.

Media w całej Polsce obiegły zdjęcia pliku banknotów w zapasowym kole samochodu sędziego F. Ówczesny szef Polskiego Związku Piłki Nożnej, Michał Listkiewicz, powiedział coś o jednej czarnej owcy w zdrowym piłkarskim środowisku.

A pracujący nad sprawą policjanci i prokuratorzy wiedzieli, że to nie czarna owca. Piotr Dziurowicz - pierwszy z piłkarskiego środowiska, który zdecydował się złamać zmowę milczenia - powiedział wystarczająco dużo, by było wiadomo, że w futbolu działa gang ustawiający mecze. Ale mało było szczegółów i dowodów.

***

Zaangażowani w śledztwo wiedzieli, że ważną postacią w piłkarskiej mafii jest niejaki "Fryzjer". Były piłkarski działacz, a zarazem drobny przedsiębiorca z Wielkopolski.

- Na początku nikt o nim nie mówił - uśmiecha się prokurator Robert Tomankiewicz ze specjalnego piłkarskiego zespołu Prokuratury Apelacyjnej.

Śledztwo utknęło w martwym punkcie. Antoni F. milczał jak zaklęty. Drugi aresztowany - też. Piłkarscy działacze i sędziowie na przesłuchaniach jeden przez drugiego przekonywali: "Korupcja? W życiu! Ja? Nigdy!".

Na pytanie, co wiedzą o korupcji, recytowali z pamięci podręcznikową definicję. A na odchodnym szeptali do prokuratorskiego ucha: "Ja to jestem uczciwy".

I właśnie wtedy ktoś w prokuraturze - wtedy jeszcze była to Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu - wpadł na pomysł, by wykorzystać billingi. To odważna decyzja. Bo za to trzeba było zapłacić. Pierwsze, jakie przyszły, kosztowały około 6 tys. zł.

***

No i znowu problem. Bo co z tego, że mamy billingi, gdy nie wiemy, jaki numer telefonu ma ten mityczny "Fryzjer"?
Ciekawe - wspominają dziś ludzie z piłkarskiego zespołu policyjno-prokuratorskiego - nikt z piłkarskiego światka tego numeru nie znał.

Przyszedł raz na wywiad pewien dziennikarz, co to na piłce i PZPN-owskich układach zęby zjadł. "Zaraz wam ten telefon załatwię" - przechwalał się. Obdzwonił pół piłkarskiej Polski. I nic. Wreszcie przełom. Policjantom operacyjnym udało się ustalić telefon konkubiny "Fryzjera". Bingo! Mamy Cię, "Fryzjer"! Już się nam nie wymkniesz!

Guzik tam - żadne bingo. Znowu kulą w płot. Eksperci z policyjnego Wydziału Wywiadu Kryminalnego rzucili wszystkie numery do komputera, żeby zrobić siatkę połączeń. No tej niby-konkubiny z ludźmi z PZPN-owskich struktur, działaczami czy sędziami meczów.

I... Nic! Nul! Kompletne zero! Nikt do nikogo nie dzwonił.

No to może on niewinny jest, ten "Fryzjer"? A oni naprawdę tacy uczciwi?

- Siedzi człowiek tak nad tym billingiem, czasem miesiąc patrzy i szuka jakiejś prawidłowości. I nic - opowiada jeden ze śledczych.

I wtedy właśnie ktoś znalazł to połączenie. Jakieś dwa dni przed jednym z meczów - analizowanych w śledztwie - do sędziego tego spotkania dzwoni telefon zarejestrowany na konkubinę "Fryzjera". Połączenie trwa sekundę.

Niby więc, że to uczciwy sędzia. Z jakimś tam "Fryzjerem" gadał nie będzie.

Ale ludzie z ekipy śledczej spojrzeli na billing "Fryzjera". No tej konkubiny. Wiadomo. Chwilę po tej sekundowej rozmowie na telefon konkubiny ktoś dzwoni.

Sprawdzają? Prepaid. Czyli nierejestrowany nigdzie telefon kupiony gdzieś w Polsce. Niby nic. Ale oni czepiają się tego prepaida, bo innego tropu nie ma. To nawet nie jest koniec nitki wiodącej do kłębka. To jak główka szpilki, którą ktoś wbił w wierzchołek góry lodowej. No ale jest! To drążymy temat!

Tu przydają się informacje o BTS-ach. Czyli dane, gdzie komórka logowała się do sieci.

Okazuje się, że ów prepaid dzwonił z... Opola. A to ciekawe. Przecież w Opolu mieszka ten sędzia, do którego "Fryzjer" dzwonił i rozmawiał z nim całą sekundę.

Patrzą więc na dane o logowaniu "oficjalnej" komórki sędziego.

I TO JEST DOPIERO TEN UPRAGNIONY PRZEŁOM.

No bo okazuje się, że prepaid i oficjalna komórka sędziego nie rozstają się ze sobą. Sędzia jedzie na wakacje gdzieś nad morze. Razem z nim podąża jego komórka.

Prepaid - też.

Sędzia jedzie na mecz do Pcimia Górnego. Komórka oficjalna jedzie z nim.

A prepaid cudownym zrządzeniem losu też pojawia się w Pcimiu. Górnym, rzecz jasna. I zaraz po meczu wracają do Opola. Całą trójką: sędzia, jego oficjalna komórka, a w ślad za nimi prepaid.

Znaczy, że co? Znaczy, że prepaid jest tego sędziego.

No to teraz już Cię mamy, "Fryzjer"! No, prawie. Wiemy, kto z kim i jak się kontaktował. Jeden po drugim wyłapywano kolejne prepaidy. Ustalono gigantyczną liczbę takich numerów, którymi posługiwał się sam "Fryzjer".

Pracowicie i bez pomocy komputerów - bo żaden na policji ani w prokuraturze nie przerobi takiej liczby danych - powstaje wyjątkowa analiza. Siatka połączeń ustalonych telefonów jest wkomponowana w kalendarz rozgrywek. I wiedzę, kto z kim grał i kto sędziował.

Szybko okazuje się na przykład, że niektóre osoby kontaktują się tylko wtedy, kiedy konkretna osoba sędziuje mecz konkretnej drużyny. Krok po kroku powstawała analiza połączeń, dat meczów i miejsc logowania telefonów. Jest więc krok naprzód. Ale wciąż nie wiemy, o czym oni wszyscy rozmawiają.

***

Niby można założyć podsłuch, ale na jaki numer? Oficjalny? Tu rozmowy trwają sekundę. Prepaid? Podziała najwyżej dwie-trzy rozmowy i potem numer zostanie zmieniony, a prepaid wyląduje w koszu.

Przełomowy pomysł zrodził się w głowie pewnego policjanta z Komendy Wojewódzkiej w Opolu. On pracował nad korupcją w Odrze Opole, a potem został oddelegowany do Wrocławia i dołączony do tworzącego się policyjno-prokuratorskiego zespołu od korupcji w futbolu.

Jaki to pomysł? To mało znana i mocno utajniona technologia. Dodajmy: technologia ratująca życie. Później zastosowano ją, gdy namierzano porywaczy córki wrocławskiego biznesmena. I między innymi dzięki niej wpadli. W sprawie "Fryzjera" zastosowano tę technologię pierwszy raz w Polsce.

Szczegóły? Stop! Niech to jeszcze komuś uratuje życie. Tak czy siak od tego momentu wszystkie rozmowy "Fryzjera" były nagrywane. Choć rozmówcy posługiwali się slangiem. Rzadko kiedy jakaś informacja czy korupcyjna oferta padała wprost.
Dopiero z czasem, po tym, jak kolejne osoby zaczynały "sypać", tajny szyfr "Fryzjera" i jego rozmówców został złamany.

***

"Fryzjer" był pewny siebie. Mijały tygodnie, a potem miesiące od głośnej na całą Polskę akcji z gotówką w kole zapasowym. Nic się nie działo. Nie zatrzymywano nowych sędziów, piłkarzy ani działaczy.

Wystraszony akcją z Antonim F. szef piłkarskiej mafii nabierał przekonania, że znowu jest bezpieczny.

"Już po zawodach. Sprawa jest zakręcona w słoik. W kitkę nas mogą cmoknąć" - oznajmił jednemu ze swoich rozmówców i wrócił do ustawiania meczów.

Ktoś we wrocławskiej prokuraturze zatarł ręce ze szczęścia. Ktoś w Komendzie Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu szep-nął pod nosem. "Mamy cię k... Fryzjer". Tak przynajmniej będzie to wyglądało, gdy jednak ktoś nakręci film o piłkarskiej mafii.

Oto efekty

Od 2005 roku zarzuty w korupcyjnym śledztwie usłyszało 650 osób.

Do sądów skierowano już 27 aktów oskarżenia. Główny, najważniejszy, był największym aktem oskarżenia w najnowszych dziejach wrocławskich prokuratur. Liczył 1700 stron. "Fryzjer" - główny oskarżony - usłyszał aż 111 zarzutów. W tym najważniejszy: kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą.

Obciążające go dowody to: analizy billingów rozmów telefonicznych, i nagrane rozmowy, i wyjaśnienia współoskarżonych, którzy zaczęli sypać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Korupcja w piłce nożnej: jak osaczali "Fryzjera" - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska